Agenda klimatyczna wyrasta na jeden z kluczowych tematów amerykańskiej kampanii. Sondaże wskazują, że może to być miękkie podbrzusze kampanii Donalda Trumpa.
„Odważna kampania oparta o walkę z kryzysem klimatycznym, Zielony Nowy Ład, to strategia, która może zyskać popularność we wszystkich 50 stanach. Demokraci powinni dążyć do tych sporów, a nie od nich uciekać. Dane mówią same za siebie: jeśli głośno opowiemy się za odważnym programem klimatycznym, zwyciężymy” – piszą we wspólnym tekście w tygodniku „The Nation” Varshini Prakash, liderka proekologicznego Ruchu Słonecznego, będącego jednym z najważniejszych w USA orędowników Nowego Zielonego Ładu, i John Podesta, wpływowy strateg Partii Demokratycznej, były szef sztabu Billa Clintona, doradca Baracka Obamy i szef kampanii wyborczej Hillary Clinton.
Są przyczyny, żeby podejrzewać, że ich życzenia się spełnią. Prakash i Podesta powołują się na wyniki sondażu przeprowadzonego przez proekologiczną organizację Climate Power 2020 i firmę badawczą Global Strategy Group, z którego wynika, że aż 71 proc. Amerykanów popiera stanowcze działania rządu w sprawie zmian klimatycznych, a tylko 18 proc. jest im przeciwnych. Z badania wynika ponadto, że ochrona klimatu jest popularnym postulatem nie tylko w twardym elektoracie demokratów, lecz także wśród grup, które są kluczowe z punktu widzenia zwycięstwa wyborczego.
Chodzi m.in. o mieszkańców tzw. swing states, które mogą przechylić szalę na któregoś z kandydatów, wyborców niezależnych, osoby o poglądach centroprawicowych, młode pokolenie oraz Latynosów. Sondaż wskazuje też na przychylność Amerykanów wobec wielkich inwestycji w czystą energię, które stanowią podstawę programu Nowego Zielonego Ładu. Według Climate Power 2020 silny nacisk na sprawy klimatyczne w kampanii daje szanse na zwiększenie przewagi demokratów w kluczowych grupach nawet o kilkanaście punktów procentowych.
Program klimatyczny Joego Bidena zakłada przeznaczenie w ciągu czterech lat 2 bln dol. na inwestycje w czystą energię i inne rozwiązania chroniące klimat, w tym dopłaty do kupna nieemisyjnych aut i zwiększania efektywności energetycznej domów. Główne źródło finansowania ma stanowić podwyżka podatków od korporacji. Program zakłada powstanie licznych miejsc pracy – po milionie w sektorze produkcji pojazdów elektrycznych i renowacji budynków, a kolejne 250 tys. przy sprzątaniu po przemyśle wydobywczym. To właśnie powiązanie postulatów ekologicznych z problematyką pracy i nierówności społecznych ma być kluczem do serc Amerykanów.
– Kiedy Donald Trump myśli o zmianie klimatu, jedynym słowem, jakie potrafi z siebie wydobyć jest „mistyfikacja”. Kiedy ja myślę o zmianie klimatu, zwrot, który przychodzi mi do głowy, to „miejsca pracy” – mówił Biden, przedstawiając swój plan. Inną frazą, która – jak policzył Bloomberg – aż 32 razy pojawia się w programie klimatycznym kandydata demokratów, jest „związek zawodowy”. Pozyskanie poparcia związków, w tym największej centrali AFL-CIO oraz United Auto Workers, zrzeszającej pracowników przemysłu motoryzacyjnego, a z drugiej strony kluczowych organizacji ekologicznych, uznawane jest za spory sukces Bidena. Ekolodzy zgłaszają co prawda zastrzeżenia – m.in. wobec nie dość daleko idącej, według nich, polityki wobec wydobycia i eksportu gazu, dostrzegają też jednak skalę jego ambicji. Dość wspomnieć, że program klimatyczny Hillary Clinton z 2016 r. opiewał zaledwie na 90 mld dol.
Biden chce, żeby do 2035 r. USA wytwarzały prąd bezemisyjnie – podstawą miksu mają być źródła odnawialne i atom – a najpóźniej w 2050 r. stały się neutralne klimatycznie. Obiecuje też powrót USA do paryskiego porozumienia klimatycznego – formalne wystąpienie z niego na mocy decyzji Trumpa ma się dokonać dzień po wyborach – i zwiększenie amerykańskiego zaangażowania w ten proces. Zdaniem byłego głównego negocjatora porozumienia klimatycznego Todda Sterna powoduje to, że rzeczywistą stawką tych wyborów jest przyszłość światowych zmagań klimatycznych. – Jeśli Trump wygra, przypieczętuje sprawę. USA znajdą się poza procesem i realizacja celów z Paryża stanie się bardzo trudna. Bez USA na dłuższą metę nie będzie to prawdopodobne – powiedział Stern „Guardianowi”.
Trump na razie nie sprawia wrażenia, jakby obawiał się skutków zazielenienia nastrojów społecznych. Po prezentacji planu Bidena zarzucił mu oddanie spraw energetycznych lewicowym radykałom i przekonywał, że realizacja programu zatrzyma rozwój amerykańskiej energetyki. Tego samego dnia ogłosił plan poluzowania obowiązujących od dekad procedur środowiskowych dla inwestorów. Od początku prezydentury Trumpa – jak podaje „Mother Jones” – podlegające mu agencje zliberalizowały już ponad 100 różnych regulacji środowiskowych.
71 proc. Amerykanów popiera stanowcze działania rządu w sprawie zmian klimatycznych, 18 proc. jest im przeciwnych