Dzisiejsze sondaże są niemiarodajne, one zmieniają się jak w kalejdoskopie, więc trzeba do nich podejść z rezerwą; my musimy się policzyć i pokazać siłę, bo z im lepszym wynikiem wejdziemy do II tury wyborów, tym mocniej wybrzmi potrzeba zmian - mówi kandydat Lewicy na prezydenta Robert Biedroń.

W środę marszałek Sejmu Elżbieta Witek zarządziła wybory prezydenckie na niedzielę 28 czerwca. Biedroń w rozmowie podkreśla też, że obecne sondaże, które dają mu wynik poza podium, są niemiarodajne i zapowiada walkę i wyjazdy po Polsce. Zarzuca również kandydatowi Koalicji Obywatelskiej Rafałowi Trzaskowskiemu, że w Warszawie kontynuuje politykę Hanny Gronkiewicz-Waltz, którą on ocenia jako "skandaliczną".

PAP: 28 czerwca mają się odbyć wybory prezydenckie. Co to dla pana oznacza jako kandydata w tych już po raz drugi zarządzonych wyborach?

Robert Biedroń: To będzie bardzo krótka, ale niezwykle intensywna kampania. Co prawda reguły gry zmieniły się już w trakcie meczu, ale my walczymy dalej. Uważam, że dla Lewicy i dla mnie to jest moment, w którym musimy się policzyć. Niestety sytuacja znów jest taka, że następuje silna polaryzacja, która - w mojej ocenie - jest wyniszczająca dla Polski. Uważam, że zarówno PO jak i PiS zamiast zajmować się realnymi problemami Polek i Polaków w pandemii i kryzysie, znowu koncentrują się tylko i wyłącznie na sobie nawzajem. Obie partie ochoczo wróciły do wzajemnego walenia się po głowach, jak to było w ostatnich latach.

Przyznaję, że z zaciekawieniem obserwowałem sytuację, w której inni kandydaci spoza obozu PO i PiS zaczęli rosnąć i mieli szansę przełamać monopol tych dwóch partii. Szkoda, że dzisiaj wejście kandydata KO Rafała Trzaskowskiego znów umacnia "POPiS".

PAP: W środę zadał pan na konferencji pięć pytań do pozostałych kandydatów, które dotyczyły m.in. kwestii aborcji czy opodatkowania Kościoła. To ma pana odróżnić od rywali?

R.B.: Jestem jedynym postępowym kandydatem, a oni są mniej lub bardziej konserwatywni, dlatego na początku tej kampanii zadałem pięć pytań i oczekuję na ten temat debaty. Zamiast okładania się po głowach, zamiast eskalowania emocji, porozmawiajmy, czy jesteśmy za, czy jesteśmy przeciw kasom fiskalnym dla księży, budowie miliona mieszkań, ustawie reprywatyzacyjnej, która miałaby zostać przyjęta jeszcze w tym roku, za bezpiecznym przerywaniem ciąży do 12. tygodnia czy podniesieniem środków na ochronę zdrowia do 7,2 proc. PKB.

Te wybory prezydenckie będą rzutowały na to, w jakim kierunku Polska się będzie rozwijać. Czy będzie konserwatywnym zaściankiem, jak chce dzisiaj Trzaskowski i Andrzej Duda, czy zrobimy krok do przodu i zaczniemy budować państwo, które jest nowoczesne, które stawia na dobre usługi publiczne, w którym buduje się tanie mieszkania na wynajem, a służba zdrowia jest ogólnodostępna. To jest prawdziwa stawka tych wyborów.

PAP: Na tych zagadnieniach oparta będzie pana kampania? To będą główne tematy?

R.B.: To są tematy, które wyznaczają kierunek naszego rozwoju cywilizacyjnego. Bez odpowiedzi na to, czy rozdzielić państwo od Kościoła, czy państwo powinno angażować się w politykę społeczną np. związaną z mieszkalnictwem, nie zrobimy kroku do przodu. Wręcz przeciwnie - albo będziemy dreptać w miejscu, jak chce Platforma, albo wręcz cofać, jak czyni to obecnie PiS.

Inni kandydaci w tych sprawach po prostu chowają głowę w piasek. Bo wiedzą, że nigdy nie zgodzi się na to ich partia. Albo sami nie chcą, bo sami prywatyzowali usługi publiczne, bo wspierali Kościół, bo nie szanowali równych praw kobiet i mężczyzn, więc będą unikać takiej debaty i odpowiedzi na postawione przeze mnie pytania.

PAP: Rafał Trzaskowski zapewne ws. reprywatyzacyjnych będzie powoływał się na tzw. "małą ustawę reprywatyzacyjną". A jak ocenia pan jego działania w sprawach reprywatyzacyjnych przez 1,5 roku jego prezydentury w Warszawie?

R.B.: Trzaskowski kontynuuje politykę Hanny Gronkiewicz-Waltz, politykę Platformy Obywatelskiej, która była skandaliczna, a która skutkowała m.in. tym, że doszło do tragedii, czego symbolem jest Jolanta Brzeska. Dochodziło do eksmisji, działań czyścicieli kamienic, co opisywał m.in. Jan Śpiewak i dziennikarze, a Rafał Trzaskowski w tej sprawie nic nie zrobił. Reprywatyzacja to wielki wyrzut sumienia POPiS-u Trzeba to zmienić i nie zmieni tego ani Trzaskowski i Platforma, ani Duda i PiS.

PAP: Szef SLD Włodzimierz Czarzasty nazwał ostatnio kler "mafią". Pan się z takim określeniem zgadza?

R.B.: Lewica zawsze miała jasne stanowisko w tej sprawie. Kiedy Donald Tusk, mistrz Rafała Trzaskowskiego, obiecywał, że zlikwiduje Fundusz Kościelny, to wszyscy mieli nadzieję, że Platforma w końcu zacznie spełniać swoje obietnice. Fundusz Kościelny nie tylko nie został zlikwidowany, ale całkiem nieźle mu się wiedzie, a Platforma nawet "dosypała" do Świątyni Opatrzności Bożej.

Uważamy, że sprawiedliwości musi stać się zadość i księża muszą zacząć sprawiedliwie płacić podatki. Nie mogą być specjalną kastą wyjętą z systemu podatkowego, gdzie szczególnie teraz, kiedy pieniędzy brakuje, bogaty Kościół Katolicki oczekuje, że państwo będzie go nadal finansowało i sponsorowało. W tej sprawie mam jasne stanowisko, a widzę, że inni unikają odpowiedzi i kluczą. A przecież to jest kwestia cywilizacyjna: państwa Europy Zachodniej rozdzielają Kościół od państwa.

PAP: Co pan planuje na restart tej kampanii?

R.B.: Na pewno bardziej w moją kampanię zaangażuje się prezydent Aleksander Kwaśniewski, który będzie na mnie głosował. Będę w tej kampanii bardzo dużo jeździł, będę spotykał się z mieszkańcami małych miejscowości, będę pokazywał, że Polska to nie tylko bogate metropolie, ale także małe i średnie miasta, które często są niedoinwestowane i zostawione samym sobie. Jako były prezydent Słupska mam także moralny obowiązek, nie tylko polityczny, o nich pamiętać. Mam pomysły jak wyrównywać szanse, dlatego będę też o tym głośno mówił.

PAP: A będą wiece i konwencje wyborcze?

R.B.: Wszystko będzie organizowane zgodnie z zasadami bezpieczeństwa, żeby nikogo nie narażać na zbędne ryzyko, ale będziemy organizowali różnego rodzaju wiece, spotkania. To będą przede wszystkim spotkania z mieszkańcami w mniejszych miejscowościach, gdzie politycy nie docierają. Objechałem Polskę wielokrotnie. Zarówno podczas tej kampanii, jak i wcześniej - czy to jako szef sztabu Lewicy w kampanii parlamentarnej, czy też pełniąc inne funkcję. Dobrze znam Polskę i chcę być zawsze z ludźmi.

PAP: Jak zmniejszy pan dystans do innych kandydatów?

R.B.: Dzisiejsze sondaże są niemiarodajne, one zmieniają się jak w kalejdoskopie i jest ich mnóstwo, więc trzeba do nich podejść z rezerwą. Dla mnie to oznacza przede wszystkim zakasanie rękawów i ciężką pracę. Dla Lewicy najważniejszym wyzwaniem jest policzenie się. Lewica musi wykorzystać ten moment, żeby pokazać, jak głośno są w stanie wybrzmieć nasze postulaty. Musimy się policzyć i pokazać siłę, bo z im lepszym wynikiem wejdziemy do II tury, to tym mocniej wybrzmi potrzeba zmian, których Polska po prostu potrzebuje. Czas, abyśmy w niektórych kwestiach dotyczących wolności, równouprawnienia czy jakości usług publicznych i ochrony zdrowia wreszcie weszli w XXI wiek i dołączyli do pozostałych państw europejskich. Inaczej Europa nam ucieknie i będziemy ją gonić przez lata, jeśli nie dekady.

Rozmawiał Grzegorz Bruszewski (PAP)

autor: Grzegorz Bruszewski