Absolutnie zaprzeczam temu, żeby Senat prowadził jakąkolwiek obstrukcję podczas prac nad prawem wyborczym; wykonaliśmy swoją pracę niezwykle rzetelnie, uchroniliśmy Polskę przed gigantyczną kompromitacją - powiedział w środę marszałek Senatu Tomasz Grodzki (KO).

W środę marszałek Sejmu Elżbieta Witek zarządziła wybory prezydenckie na niedzielę 28 czerwca. Jak wynika z informacji uzyskanych przez PAP, zgodnie z kalendarzem wyborczym, który pozytywnie zaopiniowała PKW, termin rejestracji komitetów wyborczych minie w piątek 5 czerwca, a 10 czerwca mnie termin rejestracji nowych kandydatów, do czego potrzebne jest minimum 100 tys. podpisów z poparciem dla danej kandydatury.

Marszałek Senatu powiedział w TVN24, że nie ma obaw, że nie uda się zebrać 100 tys. podpisów pod kandydaturą Rafała Trzaskowskiego, kandydata KO. "Jestem głęboko przekonany, patrząc na entuzjazm ludzi, na to jak magnetycznie Rafał Trzaskowski działa na wyborców, że te podpisy zbierzemy bez najmniejszego problemu" - powiedział Grodzki.

Odniósł się do środowych wypowiedzi marszałek Sejmu o tym, że już od marca Koalicja Obywatelska chciała wymienić swojego kandydata na prezydenta i dlatego dopuszczała się, m.in. w Senacie, obstrukcji, by zablokować przeprowadzenie wyborów 10 maja.

"Absolutnie zaprzeczam temu, żeby Senat prowadził jakąkolwiek obstrukcję, wykonaliśmy swoją pracę niezwykle rzetelnie (...). Jeżeli partia rządząca mówi, że nie ma wpływu na wyboru, to jest to trochę dziwne, bo to świadczy o pewnej bezsilności" - podkreślił Grodzki.

Marszałek Senatu dopytywany był o tezę, że KO zabierając stanowisko ws. wyborów kierowała się tylko tym, by zdążyć wymienić kandydata na prezydenta i słowa o zagrożeniu epidemicznych były tylko grą.

"Jest to kompletna nieprawda" - podkreślił Grodzki. Mówił, że brał udział razem z marszałek Sejmu w posiedzeniach RBN, gdzie była mowa o walce z pandemią, a nie o zmianie kandydatów.

Zaznaczył, że wybory 10 maja miały odbyć się tylko w drodze korespondencyjnej i "to w formie ulotkowej, druków bezadresowych, bez imienia i nazwiska". "To było kompletnie niepoważne (...) uchroniliśmy Polskę przed gigantyczną kompromitacją na całym świecie" - mówił Grodzki.

Marszałek Sejmu mówiła na środowej konferencji, że prawo wyborcze to jedno z podstawowych praw każdego obywatela i "nie może być tak, że jakakolwiek partia polityczna uznaje, że ona ma prawo decydować, czy wybory prezydenckie się odbędą i w jakim terminie". Dodała, że "mieliśmy z czymś takim do czynienia mniej więcej od początków marca".

Witek mówiła, że rządzący chcieli znaleźć bezpiecznie wyjście dot. wyborów w czasie epidemii koronawirusa. "Wtedy okazało się, że ze strony opozycji napotkaliśmy zdecydowany opór i dziś już wiemy na pewno, że nie chodziło o życie, ani zdrowie Polaków, tylko o prywatny, partykularny interes" - oceniła. Jej zdaniem w tamtym czasie "głównie Platforma Obywatelska, ale też inne partie opozycyjne pracowały, ale nie nad ustawami, tylko nad tym, co zrobić, żeby wybory nie mogły odbyć się 10 maja".

Wskazywała, że już w marcu pojawiały się głosy o potrzebie zmiany kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta (Małgorzaty Kidawy-Błońskiej), a część samorządów - jak mówiła Witek - zapowiadała, że nie przeprowadzą wyborów.

We wtorek weszła w życie ustawa o szczególnych zasadach organizacji wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r. Przewiduje, że głosowanie odbędzie się metodą mieszaną – w lokalach wyborczych oraz dla chętnych – korespondencyjnie. Choć ustawa zakłada możliwość ponownej rejestracji kandydatów, którzy mieli wziąć udział w wyborach prezydenckich 10 maja (bez konieczności ponownego zbierania podpisów poparcia), to daje też prawo startu nowym kandydatom.