W państwie żydowskim wkrótce rozpocznie się polityczny eksperyment bez precedensu w jego historii. Dotychczasowi rywale Binjamin Netanjahu i Beni Ganc podzielą się nie tylko władzą, ale i stanowiskiem szefa rządu.
Jeden z polityków będzie pełnił funkcję głównego premiera, podczas gdy drugi zostanie premierem zmiennikiem. To zupełnie nowe stanowisko, dotychczas nieznane w izraelskiej polityce i niosące ze sobą znacznie większą władzę niż zwykły wicepremier. Piastujący je polityk będzie się cieszył takimi samymi przywilejami, co szef rządu, a więc prawem do własnej rezydencji i dostępem do wszystkich materiałów wywiadowczych.
Na początku głównym premierem na 18 miesięcy zostanie Binjamin Netanjahu, a jego zmiennikiem – Beni Ganc, który obejmie także tekę ministra obrony. Potem nastąpi zamiana – także na półtora roku. Umowa rotacyjna, jak nazywa się ten układ, jest nietypowa, ale zaspokaja ambicje obydwu liderów. Netanjahu bowiem za nic nie chciał pożegnać się z fotelem premiera. Ganc zaś nie wyobrażał sobie, że wejdzie do rządu, na czele którego nie stanie.
Kompromis między dotychczasowymi rywalami Jedidja Stern z Instytutu Izraelskiej Demokracji nazwał „kłującym uściskiem jeży”. Kończy on zarazem trwający od ponad roku okres politycznej niepewności nad Morzem Martwym, podczas którego Izraelczycy trzykrotnie fatygowali się do urn wyborczych, nie dając większości w Knesecie ani Netanjahu, ani Gancowi. Politycy zdecydowali się na sojusz, ponieważ sondaże nie wskazywały, aby czwarte wybory dały wyraźną przewagę któremuś z nich.
Polityczna konieczność nie służy budowie zaufania i widać to chociażby po ilości zabezpieczeń, którymi obwarowana jest koalicja. Przede wszystkim w nowym rządzie każda ze stron obejmie równą liczbę teczek (która będzie rekordowa – ponad 30). Netanjahu nie będzie mógł bez zgody Ganca zwolnić jego ministrów i na odwrót. Bez podpisu zmiennika główny premier nie może też zwołać wyborów (gdyby tak się stało, Ganc ma z automatu wskoczyć na jego miejsce). Rząd ma się zajmować wyłącznie kwestiami, na które zgodę wyrażą obydwaj politycy.
Na mocy umowy między politykami przez pierwsze pół roku mają się oni zająć głównie walką z pandemią koronawirusa i jej efektami gospodarczymi. Od tej zasady jest jeden wyjątek i dotyczy planowanych aneksji terytorialnych na Zachodnim Brzegu, do których mogłoby dojść już na początku lipca. Przewiduje je plan pokojowy prezydenta USA Donalda Trumpa przedstawiony w styczniu. I chociaż Netanjahu jest znacznie większym zwolennikiem tego posunięcia niż Ganc, to były generał wyrażał dotychczas ostrożne przyzwolenie w tej kwestii.
I chociaż na koalicji każdy z polityków coś zyskuje, to większym wygranym wydaje się być Netanjahu – głównie dlatego, że kupuje sobie dodatkowe trzy lata u steru władzy, dzięki czemu dalej będzie go chronił wyjątkowy w tamtejszym systemie politycznym immunitet szefa rządu. W Izraelu bowiem funkcji ministra nie może pełnić człowiek, któremu postawiono zarzuty; zasada ta nie obowiązuje jednak premiera, a teraz również premiera zmiennika. Dla Netanjahu to ważne, bo 24 maja zaczyna się jego proces, w którym jest oskarżony o korupcję.
W ubiegłym tygodniu Sąd Najwyższy uznał, że przez wzgląd na immunitet polityk może przystąpić do tworzenia nowego rządu. Sędziowie zarezerwowali sobie jednak w przyszłości prawo do pochylenia się nad immunitetem premiera zmiennika. Jak tłumaczy ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Marek Matusiak, Netanjahu zabezpieczył się nawet przed takim scenariuszem. – W takiej sytuacji mają być rozpisane kolejne wybory – mówi w rozmowie z nami.
Ekspert ocenia też, że Netanjahu i Ganc nie przestają być politycznymi rywalami, przez co każdy z nich będzie się starał odróżnić od drugiego, aby zyskać politycznie. – Więcej do stracenia ma jednak Ganc, któremu z ugrupowania już odeszła ponad połowa posłów. Jego los jest teraz powiązany z losem Netanjahu. Kiedy tracić będzie premier, tracić będzie również jego zastępca, który w takiej sytuacji będzie chciał zająć pryncypialne stanowisko w politycznych sporach. Pole manewru ogranicza jednak umowa koalicyjna i jej liczne bezpieczniki – komentuje Marek Matusiak.