Do gry nie wszedł jeszcze Michael Bloomberg. A może namieszać w wyścigu prezydenckim.
Choć do ostatecznego rozstrzygnięcia konkursu wśród demokratów jeszcze daleka droga, na razie zwycięzca weekendowych głosowań zdobył prawie 47 proc. głosów. Po przeliczeniu ich na mandaty delegatów na partyjną konwencję Bernie Sanders dostanie nieco ponad połowę z 36 przysługujących Nevadzie. Resztą podzielą się były wiceprezydent Joe Biden i były burmistrz South Bend w Indianie Pete Buttigieg, którzy znaleźli się na odpowiednio drugim i trzecim miejscu.
Nazwiska Michaela Bloomberga nie było na kartach do głosowania. To – jak pisaliśmy w DGP – świadoma strategia wyczekiwania na włączenie się do wyścigu, kiedy rywale się wykrwawią. Jego sztab nie ukrywa strategii. Wedle niej walka toczy się tylko między Bloombergiem – centrystą, a Sandersem – lewicowcem, wobec czego w minionym głosowaniu w Nevadzie oraz następnym, w Południowej Karolinie, trzeba było i będzie wspierać Sandersa, żeby osłabić jego centrowo nastawionych rywali i „oczyścić” wyścig dla byłego burmistrza Nowego Jorku. Do tego nagłaśnianie radykalnych poglądów Sandersa ma pomóc w wystraszeniu umiarkowanych wyborców perspektywą socjalizmu w Ameryce.
Miliardera poparły tymczasem w sobotę dwie nie do końca pasujące do szablonu jego elektoratu osoby. Pierwszą jest Andrew Young, afroamerykański polityk blisko związany z Martinem L. Kingiem, potem ambasador przy ONZ i burmistrz Atlanty. To ważny głos w momencie, w którym Bloomberg musi odpowiadać na zarzut tolerowania rasizmu w nowojorskiej policji. Drugą jest aktor i reżyser Clint Eastwood, libertarianin znany ze wspierania ludzi prawicy, w tym Donalda Trumpa.
Przed weekendem okazało się, że amerykański wywiad znalazł dowody na to, że Kreml znowu miesza się do wyborów w Ameryce i próbuje – podobnymi metodami jak cztery lata temu – wpłynąć na to, żeby kandydatem demokratów został Sanders. Komentując doniesienia, oświadczył on, że jego sztab został o tym poinformowany miesiąc wcześniej przez CIA. „Nie jest do końca jasnym, jakiego rodzaju pracę wykonują obce państwa w kampanii, ale Rosja, a może i inni starają się w niej zamieszać. Mam wiadomość dla Moskwy: trzymajcie się z dala od amerykańskich wyborów” – stwierdził. Otwartym pozostaje pytanie, czemu Sanders przez miesiąc milczał i sam nie poinformował o tym opinii publicznej, zwłaszcza że w tym czasie kampania u demokratów nabrała dynamiki, a sondaże wywróciły się do góry nogami.
Ciekawe jest też, czemu Władimir Putin wybrał sobie spośród wszystkich kandydatów Sandersa? Zwolennicy Sandersa mogliby odpowiedzieć, że nawet Rosjanie wiedzą, że senator chce radykalnej zmiany amerykańskiej polityki, wręcz transformacji całego systemu, co Moskwie jest na rękę (elektorat Sandersa ma izolacjonistyczne poglądy, czego dowiodły badania wyborców po prawyborach w New Hampshire). Przeciwnicy Sandersa w Partii Demokratycznej na wspomniane pytanie odpowiedzą, że Putin wie, iż radykalnie lewicowy senator jest najsłabszym potencjalnie rywalem Trumpa, a Kreml pomaga mu w reelekcji.
Jest jeszcze jedna sprawa, która utrudnia demokratom proces wyłaniania kandydata. Cztery lata temu Komitet Wykonawczy Partii Demokratycznej próbował ingerować w prawybory i konsolidować działaczy wokół Hillary Clinton przeciwko powstańczej kampanii niezwiązanego ze stronnictwem niezależnego senatora Berniego Sandersa. Wtedy wprowadzono bardziej demokratyczne procedury. W ramach nich m.in. ograniczono prawa superdelegatów, czyli niezobowiązanych wynikiem prawyborów kongresmenów, senatorów i innych znaczących polityków partii. W tym roku nie będą oni mogli wziąć udziału w pierwszym głosowaniu delegatów na konwencji w Milwaukee, zaplanowanej na lipiec. Demokratów może czekać bratobójcza walka do połowy lata, podczas gdy Donald Trump zbiera pieniądze i ludzi do listopadowego starcia.