Konfiguracja wyborczych jedynek zapowiada stabilizację polskiej polityki.
DGP
Przeciętny lider listy ogólnopolskiego komitetu wyborczego to 49-letni mężczyzna z wyższym wykształceniem i legitymacją partyjną. Taki obraz powstał na podstawie analizy DGP jedynek największych komitetów. Statystycznie tylko co piąty lider listy to kobieta.
Najmniej pań, bo tylko 5 proc., jest na listach Konfederacji. Na drugim biegunie są KO i Lewica, ale i tu wynik nie jest imponujący – kobiety to tylko 34 proc. pierwszych miejsc na listach do Sejmu. – Zwłaszcza po Lewicy spodziewałabym się bardziej zdecydowanych ruchów – podkreśla politolog Anna Materska-Sosnowska. – Bijemy się w piersi. Postaramy się, by kobiet na jedynkach było więcej w kolejnych wyborach – deklaruje Anna Maria Żukowska, rzeczniczka Lewicy.
Ciekawa jest także struktura wiekowa. W dwóch największych komitetach – PiS i KO – średnia wieku liderów list to ponad 50 lat. Statystycznie najmłodszych kandydatów ma Konfederacja (40 lat). To pokazuje silną stabilizację polskiej polityki.
– Nie są to wybory, które mogłyby przebudować radykalnie scenę polityczną – ocenia prof. Antoni Dudek z UKSW.
Analiza liderów list pięciu ogólnopolskich komitetów wyborczych pod kątem wieku nasuwa jeden podstawowy wniosek – w przyszłym Sejmie raczej nie dojdzie do istotnej wymiany generacyjnej.
Z naszego zestawienia wynika, że przeciętnie najstarszych kandydatów na jedynkach wystawił PiS (średnia 54 lata). Najstarszą „jedynką” jest startujący z Piotrkowa Trybunalskiego Antoni Macierewicz (71 l.), a tuż za nim znalazł się 70-letni Jarosław Kaczyński (otwierający listy PiS w stolicy). Najmłodszym kandydatem jest były rzecznik rządu, 33-letni Rafał Bochenek, startujący z krakowskiego okręgu nr 12. To efekt personalnej stabilizacji PiS i wysuwania na jedynki rozpoznawalnych polityków często z długim stażem. – Łatwiej o doświadczonego polityka w wieku 55 lat, a nie 25. Ale istotna jest sytuacja w poszczególnych okręgach. W Małopolsce w jednym okręgu jedynką jest Rafał Bochenek, w drugim radna Anna Pieczarka – podkreśla Radosław Fogiel z PiS.

Raczej starszy niż młodszy

Na drugim biegunie jest Konfederacja, tu średnia wieku „jedynek” wynosi niecałe 41 lat. Najmłodszy kandydat z pierwszym miejscem na liście ma 23 lata (Jakub Mierzejewski w poznańskim okręgu nr 39). Generalnie najwięcej kandydatów (27 proc. „jedynek”) mieści się w przedziale wiekowym 31–40.
Z czego wynika układ wiekowy tych dwóch komitetów? Zdaniem dr. Adama Gendźwiłła, socjologa i politologa z UW, pod uwagę trzeba wziąć dwa czynniki – kim są wyborcy i jak działa partia. Na Konfederację zagłosują dużo młodsi ludzie niż na PiS. – A elity często dobrze odwzorowują strukturą własne elektoraty – mówi. Z kolei w PiS, które jest rozwiniętą, silnie zhierarchizowaną strukturą, awanse przychodzą z czasem, a dobre miejsca na listach wiążą się z katalogiem zasług. – To powoduje, że wiek czołowych kandydatów jest siłą rzeczy wyższy – wskazuje dr Gendźwiłł.
„Jedynki” Koalicji Obywatelskiej oraz PSL-Koalicji Polskiej średnio są niewiele młodsze niż PiS (ponad 51 lat). W tej kategorii do Konfederacji najbliżej jest kandydatom Lewicy, gdzie średnia wieku wynosi nieco ponad 45 lat. – Staramy się wprowadzić do polityki parlamentarnej młodszą generację, zmiana pokoleniowa na lewicy postępuje – podkreśla Anna Maria Żukowska z SLD.
– Lewica i Konfederacja są poza Sejmem. Jeśli ma się reprezentację sejmową, trudno odsuwać od polityki osoby, które są starsze i mają doświadczenie parlamentarne. W polityce 40–50 lat to często początek kariery politycznej, po tym jak zdobyło się doświadczenie w zawodzie. Nie fetyszyzowałbym kryterium wieku i tego, że im młodszy kandydat, tym lepiej dla parlamentaryzmu – komentuje Jan Grabiec, poseł Platformy Obywatelskiej.

Konfederacja – partia kadrowa

Kolejny aspekt, który braliśmy pod uwagę w naszym zestawieniu, to stopień upartyjnienia „jedynek”. Tym razem prym wiedzie Lewica, gdzie 39 na 41 kandydatów przynależy do jednej z trzech partii: SLD, Razem lub Wiosny.
Tuż za Lewicą uplasował się PiS z 37 otwierającymi listy kandydatami, którzy przynależą do partii (głównie PiS, poza Zbigniewem Ziobrą należącym do Solidarnej Polski i Jadwigą Emilewicz z Porozumienia Jarosława Gowina), oraz Koalicja Obywatelska z 35 partyjnymi „jedynkami”. To dowodzi, że mimo wcześniejszych deklaracji KO o budowaniu szerokich, niepartyjnych list, w przypadku czołowych kandydatów górę wzięły jednak nominacje partyjne. Takich zapowiedzi nie było słychać z prawej strony. – PiS ma strategię, którą stosuje od dawna, nie udaje, że nie jest partią czy koalicją luźno związanych ze sobą podmiotów. PiS nigdy nie podejmował antypartyjnej retoryki, po którą z różnym sukcesem sięgają inne ugrupowania. To ma potem przełożenie na kwestię dyscypliny partyjnej, podtrzymania hierarchii, zgodnie z którą start w wyborach i miejsce na listach wiąże się z wcześniejszymi zasługami – diagnozuje dr Gendźwiłł.
Najbardziej zaskakiwać mogą jednak dwa pozostałe komitety. Konfederacja, pozycjonująca się jako formacja antysystemowa, osiągnęła wysoki współczynnik upartyjnienia „jedynek” (35 osób, czyli 85 proc., należy do Konfederacji, Ruchu Narodowego lub KORWiN). Najmniejszym stopniem upartyjnienia legitymują się „jedynki” PSL-Koalicji Polskiej (25 osób, czyli 61 proc.), ale to raczej efekt sojuszu zawiązanego z Pawłem Kukizem i częścią jego ludzi.

(de)feminizacja list

Relatywnie mała liczba kobiet na pierwszych miejscach list wyborczych to często efekt pragmatyki wyborczej. – Wbrew obiegowym opiniom to nie jest tak, że kobiety głosują na panie. Takich wyborów dokonują głównie osoby deklarujące poglądy feministyczne – mówi Marcin Palade układający wyborcze prognozy.
Stąd często widoczny rozjazd między deklaracjami równości czy parytetów a rzeczywistością. A nie ma wątpliwości, że pozycja kobiet ma swoją wagę. Partie zresztą bronią się, że „jedynki” to nie cała prawda o kobietach na listach wyborczych. – Wskaźnik feminizacji na naszych listach jest dużo większy niż wymagane 35 proc. U mnie w okręgu to blisko 50 proc. – podkreśla Jan Grabiec. Także Anna Maria Żukowska z SLD, zwraca uwagę, że na wielu listach lewicy w poszczególnych okręgach, jak w Warszawie, jest parytet. – Będziemy do tego modelu zmierzać, z różnych powodów to się nie udało. Są kobiety, które wolą startować z własnego okręgu z niższego miejsca niż jedynka – podkreśla Anna Maria Żukowska.