PiS odniósł bezapelacyjny sukces w wyborach do Parlamentu Europejskiego. To zasługa zaangażowania, budowania przez ponad trzy lata wiarygodności, której objawem jest realizacja obietnic wyborczych.
Kampania nie była szczególnie odkrywcza, sztampowe konwencje służyły raczej mobilizacji lokalnych struktur do kampanijnej pracy niż elektoratu, który w weekend ma lepsze pomysły na spędzanie wolnego czasu niż oglądanie telewizji. Za to wizyty gospodarskie polityków, spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim i prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim budowały poczucie, że władza jest blisko.
Powódź pokazała, że warto założyć kalosze i kurtkę przeciwdeszczową i pochylić się nad ludzką tragedią. Tego obrazka nie zamazał nawet sznur limuzyn szefa rządu i jego ochrony. To przełożyło się na sukces. Ludzie zaufali PiS po raz kolejny, bo partia „dowozi”, co obiecała, a nawet to, czego nie obiecała. Wiarygodność jest podstawą. Szczególnie jeśli idzie za nią skuteczność. A tej nie można PiS odmówić, niestety widać to najlepiej po „reformach” wymiaru sprawiedliwości. Jeśli dzisiaj Grzegorz Schetyna szuka recepty na pokonanie ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego, to nie musi kopiować polityki partii rządzącej. Obiecanie ludziom 1 tys. zł na dziecko, obniżenie wieku emerytalnego do 50 lat czy rozdawanie krów i świń, nie da zwycięstwa, bo ludzie i tak nie uwierzą w sprawczość PO i jej satelitów z Koalicji Europejskiej.
Recepty na zwycięstwo Schetyna nie musi szukać u politycznych rywali, niech spyta o nią Bartosza Arłukowicza. Ten miał wzorcową kampanię do PE, był z ludźmi, u ludzi i dla ludzi. Do każdego oddanego na siebie głosu przekonywał, a nie skupiał się na obrzydzeniu rywala. To on powinien być dzisiaj nauczycielem dla opozycji. Niestety, wiele wskazuje, że emanacją myślenia opozycji jest posłanka Izabela Leszczyna, która w jednym z wpisów na Twitterze pokazała, jak miałka jest strategia. „Wybory jesienne wygramy, tylko jest taka prośba: nie trzeba nas popierać, byle nie przeszkadzać” – to clue jej wypowiedzi. Dopóki opozycja nie zrozumie, że afery PiS, media i mecenasi nie wygrają za nią wyborów, dopóty będzie przegrywała. Nikogo nie przekona powtarzana przez PO mantra o moralnej wyższości nad PiS, które łamie konstytucję i niszczy instytucje państwa. Szczególnie jeśli idzie za tym pogarda dla milionów ludzi, którzy na obecną ekipę oddają swój głos.
Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna
PiS stworzył sobie własny elektorat i poszerzył bazę wyborców. PO też to miała, gdy wygrywała kilka razy z rzędu wybory. Nadal to ma, ale już nie trafia do wchodzących na rynek wyborczy młodych ludzi. Nie wychowuje swojego suwerena, a próbuje walczyć jedynie o tego, którego straciła. Bez wiarygodności, obecności wśród ludzi i próby wytłumaczenia im, że ma ofertę rządzenia, nie przejdzie zwycięsko kolejnego testu demokratycznego. Co gorsza, nie będzie silną opozycją, a takiej potrzebuje państwo. Dzisiaj PiS nie czuje niczyjego oddechu na plecach. Niedobrze było, gdy PO nie miała z kim przegrać, niedobrze, że Jarosław Kaczyński też nie ma.