Najpierw zlicza się w skali kraju głosy na konkretne komitety wyborcze i odsiewa te komitety, które nie przekroczyły 5-proc. progu (według Kodeksu wyborczego w wyborach do PE 5 proc. próg obowiązuje także komitety koalicji). Między pozostałe komitety dzieli się liczbę mandatów w skali kraju. Dopiero po ustaleniu liczby mandatów przypadających poszczególnym komitetom rozdziela się je pomiędzy poszczególne listy w okręgach, zaś mandaty uzyskują kandydaci, którzy na danej liście otrzymali największą liczbę głosów.
Procedura podziału mandatów w eurowyborach jest zupełnie inna, niż w wyborach do Sejmu. W wyborach do Sejmu Polska podzielona jest na 41 w miarę równych okręgów, a do każdego okręgu przypisana jest określona liczba mandatów. W wyborach tych dzieli się mandaty najpierw pomiędzy okręgi, a dopiero później pomiędzy partie. W wyborach do PE jest odwrotnie.
Krzysztof Lorentz z Krajowego Biura Wyborczego powiedział PAP, że przy wyliczaniu, ile mandatów przypadnie danemu okręgowi wyborczemu ma znaczenie frekwencja wyborcza. Nie ma jednak bezpośredniego przełożenia na to, ile będzie przypadało mandatów poszczególnym okręgom. "Jeżeli w jakimś okręgu byłaby znacząco wyższa frekwencja, niż w pozostałych okręgach to listy komitetów w tych okręgach mają większe szanse zdobycia mandatów" - zaznaczył Lorentz. Jeśli zaś frekwencja będzie niższa liczba mandatów spadnie - dodał.
W efekcie, jak wskazywał, łączna liczba mandatów przyznanych listom wszystkich komitetów w tym okręgu może być wyższa, niż wypadałoby to z proporcjonalnego podziału mandatów według liczby ludności. "Tu decyduje aktywność wyborców" - dodał.
Dr hab. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwracał uwagę w rozmowie z PAP, że w eurowyborach rywalizacja toczy się: pomiędzy partiami, pomiędzy okręgami i pomiędzy kandydatami na własnej liście. "To, ile mandatów dostanie dana partia w okręgu nie zależy od tego, ile mandatów w tym okręgu dostanie inna partia. Uzyskanie mandatu zależy od sytuacji tej samej partii w innych okręgach. Odbywa się równoległa konkurencja w obrębie partii pomiędzy okręgami" - zauważył Flis.
Jak zaznaczył, konkurencja w obrębie partii pomiędzy okręgami nie jest równa w związku z tym, że liczba wyborców nie jest równa we wszystkich okręgach. "To, ile głosów padnie na daną partię w danym okręgu jest to bardzo silnie zależne od wielkości okręgu" - podkreślił Flis.
Wskazał, że wielkość okręgu wpływa na liczbę mandatów, które przypadną danemu okręgowi wyborczemu. Okręgi w eurowyborach nie są równe - np. okręg śląski obejmuje ponad dwa razy więcej wyborców, niż okręg kujawsko-pomorski. Flis zwracał uwagę, że przy wyliczaniu, ile mandatów zdobytych przez komitet wyborczy przypadnie danemu okręgowi, bierze się pod uwagę liczbę głosów oddanych na listę - a więc przy takiej samej frekwencji w dwóch okręgach wyborczych i takim samym procentowym poparciu danego komitetu w okręgu, mandat zdobędzie okręg z większą liczbą wyborców - liczba głosów oddanych na listę będzie bowiem większa.
"Efektem tego jest to, że część mandatów jest bardzo przewidywalna, a ostatnie mandaty są bardzo nieprzewidywalne" - zaznaczył Flis. "Jeżeli poparcie PiS będzie w przedziale pomiędzy 15 a 50 proc., to PiS w Wielkopolsce dostanie 1 mandat, jak spadnie poniżej 15 proc. to nie dostanie żadnego mandatu, a jak wzrośnie powyżej 50 proc. to dostanie dwa mandaty" - wskazał ekspert. "Są takie okręgi, w którym można się w ogóle nie starać, bo walka toczy się właściwie tylko pomiędzy kandydatami tej samej listy - np. w Wielkopolsce na liście PiS - to jest tylko pytanie o to, czy ktoś z lokalnych kandydatów z dalszego miejsca pokona prof. Krasnodębskiego, czy nie" - dodał.
Flis zwracał jednocześnie uwagę, że są też takie okręgi, w których zdobycie mandatu będzie "rozstrzygać się do samego końca i czasami 1000 głosów może zadecydować o tym, do którego okręgu pójdzie mandat". "Dlatego nazywane jest to wędrującym mandatem, bo nie wiemy, gdzie ten mandat przypadnie, to będzie ustalane w skali kraju" - dodał.