Najbardziej charyzmatyczna postać włoskiej polityki ryzykuje rozpad rządzącej koalicji i otwartą wojnę z Brukselą, by wygrać wybory do europarlamentu i sięgnąć po pełnię władzy.
W sobotę w Mediolanie odbędzie się wielki wiec poparcia dla Ligi, ugrupowania wicepremiera Mattea Salviniego. Partyjne busy zbiorą chętnych z aż 200 miejscowości i zawiozą ich do rodzinnego miasta lidera. Sam Salvini przewiduje, że na Piazza del Duomo, pięknym placu katedralnym w centrum włoskiej metropolii, zgromadzi się ponad 100 tys. osób.

Eurosceptycznie

Uwagę mediów ma przykuć nie tylko liczny tłum, ale i długa lista zagranicznych gości, którzy pojawią się na scenie obok włoskiego wicepremiera. Salvini od roku zabiega o zbudowanie europejskiego sojuszu ugrupowań eurosceptycznych. Do Mediolanu wybiera się zarówno Marine Le Pen, liderka francuskiego Zjednoczenia Narodowego, jak i Geert Wilders z holenderskiej Partii Wolności. Nie zabraknie liderów Wolnościowej Partii Austrii i Alternatywy dla Niemiec. Działacze Ligi liczą na obecność przedstawicieli aż 18 różnych ugrupowań.
Na wspólnej scenie z Salvinim nie będzie za to nikogo z Prawa i Sprawiedliwości. Beata Mazurek, rzecznik prasowa PiS, poinformowała DGP, że nikt z partii nie wybiera się w sobotę do Mediolanu. Lider Ligi bardzo starał się o przedwyborczy sojusz z Polakami. W styczniu spotkał się w Warszawie z Jarosławem Kaczyńskim. Jednak dla polskich rządzących nie do przyjęcia są bliskie relacje Włochów z Kremlem. Siły, które udały się zgromadzić Salviniemu, również wiele dzieli, ale łączy antyimigrancka polityka i retoryka wymierzona w elity. – Sprzeciwiamy się unijnemu superpaństwu oraz barbarzyństwu ideologii islamskiej – w ten sposób Wilders sformułował najważniejsze postulaty grupy mediolańskiej w spocie zapowiadającym przyjazd do Włoch.

Windą na szczyt

Skrajne tony europejskich partnerów nie przeszkadzają wicepremierowi. Salvini na ostatniej prostej kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego sam postawił na otwartą konfrontację z Brukselą. We wtorek przyznał, że jeśli będzie trzeba, włoski rząd przekroczy próg 3 proc. deficytu budżetowego, za co w UE grożą srogie kary, i zwiększy zadłużenie kraju, które i tak jest po Grecji największe w całej Wspólnocie. Jak twierdzi, od unijnych zasad ważniejsze są zmniejszenie podatków i walka z bezrobociem.
To dzięki kontrowersyjnym wypowiedziom szef Ligi szybko wspina się na szczyt włoskiej sceny politycznej. Partia, która w ubiegłorocznych wyborach zdobyła 17 proc. głosów, teraz może liczyć już na 31 proc. Wzmocnienie retoryki na końcu kampanii to próba odzyskania inicjatywy po pierwszej poważnej porażce wizerunkowej. W ubiegłym tygodniu premier Włoch Giuseppe Conte odwołał Armanda Siriego, sekretarza stanu w Ministerstwie Transportu i bliskiego doradcę Salviniego. Siriemu zarzucono przyjęcie pieniędzy od producentów turbin wiatrowych powiązanych z sycylijską mafią.

Aż iskry lecą

Dymisji urzędnika domagał się Luigi Di Maio, drugi wicepremier i lider Ruchu 5 Gwiazd (M5S). Dotychczas premier Conte starał się grać rolę mediatora pomiędzy Salvinim i Di Maio. W koalicji iskrzy bowiem od początku współpracy. Programy i elektoraty ugrupowań są bardzo różne. Ligę popiera przede wszystkim mieszkająca na północy kraju klasa średnia. Na M5S głosują biedniejsze południowe regiony. Ale zdymisjonowanie człowieka Salviniego uznano za określenie się premiera po stronie Di Maio.
Oliwy do ognia dodał sam lider M5S. Nie tylko skrytykował wypowiedzi na temat możliwości powiększania deficytu, ale i przypuścił personalny atak. – W pierwszych sześciu miesiącach rządów Salvini prezentował się jako osoba zainteresowana problemami ludzi – mówił Di Maio we wtorek w wywiadzie telewizyjnym. – Teraz już tego w nim nie widzę – spuentował. Choć spór pomiędzy politykami narasta, to obaj dementują medialne pogłoski o zerwaniu koalicji i ogłoszeniu przedterminowych wyborów. Co może się szybko zmienić, jeśli Salvini zdecydowanie wygra eurowybory i zdecyduje się powalczyć o pełnię władzy w kraju.