Skandale z wykorzystywaniem nieletnich przez duchownych osłabiają pozycję Kościoła. W różnych krajach proces ten zachodzi na inne sposoby.
W części państw wyszły na jaw wyłącznie pojedyncze przypadki pedofilii, natomiast dotychczas nie podjęto prób systemowego zbadania problemu. W innych kompleksowe raporty istnieją, ale np. nie dla całego Kościoła, lecz jednej diecezji lub jednej klasy instytucji (niekoniecznie parafii czy seminariów), w której dochodziło do nadużyć.
Przykładem jest Irlandia, gdzie najbardziej kompleksowym dokumentem jest liczący ponad 2 tys. stron raport komisji Ryana z 2009 r. poświęcony katolickim placówkom edukacyjnym i opiekuńczym, gdzie do nadużyć na tle seksualnym (ale nie tylko; raport zajmuje się wszystkimi nieprawidłowościami, włącznie z przemocą i zaniedbaniami) dochodziło przynajmniej od połowy lat 30. ub. wieku. Oprócz tego w kraju powstały także raporty cząstkowe, poświęcone jednej diecezji czy jednemu seminarium, chociaż w mediach głośno było o nadużyciach od lat 90.
Na ten czas mniej więcej datuje się również początek liberalizacji postaw społecznych w Irlandii, czego kulminacją były dwa referenda w ostatnich latach – za dopuszczeniem małżeństw jednopłciowych (2015 r.; 62 proc. „za”) oraz aborcji (2018 r.; 66 proc. „za”).
Generalnie jednak katolicyzm na Zielonej Wyspie trzyma się mocno, nawet jeśli spada odsetek ludności deklarującej przynależność do Kościoła katolickiego. W 2016 r., czyli podczas ostatniego spisu powszechnego (przeprowadzany jest co 5 lat), było to 78,3 proc. Irlandczyków. To o 10 pkt proc. mniej niż w 2002 r. i o 13 pkt proc. mniej niż w 1991 r., kiedy odsetek ten wynosił 91,3 proc. To oznacza, że zmiany przyspieszają: o ile na początku lat 90. mniej niż 2 proc. ludności kraju deklarowała, że nie wyznaje żadnej religii, o tyle w 2016 r. był to już co dziesiąty Irlandczyk.
Irlandczycy stosunkowo często uczęszczają też do kościoła. Biorąc pod uwagę wyniki Europejskiego Badania Społecznego (European Social Survey, ESS), pod tym względem plasują się tuż za Polską, gdzie ponad połowa respondentów uczęszcza na mszę przynajmniej raz w tygodniu; na Zielonej Wyspie jest to 44 proc. (o połowę mniej niż w 1990 r.). Odsetek ten – podobnie jak w Polsce – różni się pewnie w zależności od diecezji.
Warto zwrócić uwagę na wynik badania przeprowadzonego w 2015 r. na zlecenie diecezji w Dublinie przez firmę Towers Watson. Wynika z niego, że między 2008 a 2014 r. uczestnictwo w mszy kurczyło się średnio o 3,7 proc. rocznie. Do największych spadków doszło jednak w 2009 r. i 2011 r., kiedy liczba wiernych spadła kolejno o 6,4 i 7,4 proc. W tym pierwszym roku opublikowano raporty Ryana oraz Murphy’ego (dotyczące diecezji dublińskiej); w 2011 r. wyszła z kolei analiza dotycząca diecezji Cloyne (znajduje się w południowo-zachodniej części wyspy).
Przykład USA pokazuje, że wykorzystywanie seksualne dzieci i młodzieży przez duchownych może ciągnąć się za Kościołem przez dekady. Po publikacjach dziennika „Boston Globe” w 2002 r. (zekranizowanych w filmie „Spotlight”) Kościół zlecił opracowanie raportu, zgodnie z którym oskarżenia o nadużycia skierowano pod adresem ok. 4 proc. księży. Jednocześnie doszło do serii ugód sądowych pomiędzy poszczególnymi diecezjami a ofiarami molestowania, w których zasądzono wielosetmilionowe odszkodowania. Problem wrócił jednak ze zdwojoną siłą w ub.r. wraz z publikacją raportu o archidiecezji filadelfijskiej identyfikującej 300 księży i ok. tysiąca ofiar.
W efekcie wizerunek Kościoła w USA leży w gruzach. Zgodnie z badaniem przeprowadzonym na początku tego roku przez sondażownię YouGov na zlecenie tygodnika „The Economist” 30 proc. Amerykanów pozytywnie postrzega Kościół, podczas gdy połowa ma negatywny wizerunek tej instytucji. Kontrastuje to z wynikami innego sondażu z 2015 r., gdzie proporcje te były odwrotne i wynosiły 60 do 30. Jednocześnie 37 proc. respondentów uważa, że nadużycia seksualne częściej są dziełem katolickich duchownych, a połowa – że dopuszczało się ich wielu księży (30 proc. jest zdania, że większość kleru wciąż wykorzystuje dzieci).