Szef kancelarii premiera Tuska podczas przesłuchania przed komisją Millera w 2010 r. przyznał, że przed katastrofą smoleńską nie znał treści instrukcji HEAD. Przez dziewięć lat słowa te pozostawały niejawne. Upubliczniono je dopiero wczoraj.
Instrukcja regulowała zasady podróżowania samolotami rządowymi najważniejszych osób. – Ja to wszystko zacząłem odtwarzać po 10 kwietnia, jak to chodzi i tak dalej. Przeczytałem nawet instrukcję HEAD, której nie czytałem, jak ją podpisywałem – zeznawał Tomasz Arabski. – Ale mówię, że jej nie przeczytałem, bo oczywiście przyszedł minister, mówi: „Weź, podpisz, bo tutaj pilnie” itd… no i podpisałem – dodawał dziewięć lat temu. Zeznania te poznaliśmy wczoraj podczas rozprawy przed warszawskim sądem okręgowym, który rozpatruje prywatny akt oskarżenia części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Zarzucają one byłemu szefowi KPRM niedopełnienie obowiązków.
Arabski nie odpowiedział na naszą prośbę o komentarz. Jego pełnomocnik mec. Andrzej Bednarczyk stwierdził w rozmowie z DGP, że zarzuty są bezpodstawne, a ujawnione zeznania niczego nie zmieniają.
Równie szokujące było drugie upublicznione wczoraj nagranie. Monika Boniecka, w 2010 r. zastępca dyrektora generalnego KPRM, o organizacji lotów VIP-ów mówiła jako o „ugruntowanej latami świeckiej tradycji”. Na pytanie, czy zna instrukcję HEAD, odpowiedziała: „Nie do końca”. Swobodny stosunek do regulacji miały i kolejne ekipy. Minister Tomasz Siemoniak, który reformował ten dokument w 2013 r., nie pozbył się z niego „pierwszego wiceprezesa Rady Ministrów”. Takiej funkcji nie ma ani w konstytucji, ani w ustawie. Z kolei szefowa KPRM w rządzie Beaty Szydło mówiła o istnieniu dwóch instrukcji HEAD – jawnej i niejawnej. Dementował to ówczesny wiceszef MON Bartosz Kownacki.
Tomasz Arabski do nieznajomości instrukcji HEAD przyznał się przed Komisją Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod koniec 2010 r. Przewodniczył jej Jerzy Miller, ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji. Instrukcja organizacji lotów najważniejszych osób w państwie (m.in. prezydenta i premiera) została opublikowana decyzją MON w 2009 r. Przy jej tworzeniu konsultowano się również z szefami kancelarii szefa rządu i głowy państwa. Dokument miał być konstytucją organizującą przeloty polskich VIP-ów.
Nagranie pojawiło się wczoraj w Sądzie Okręgowym w Warszawie na procesie, który część rodzin ofiar katastrofy wytoczyła szefowi KPRM w rządzie Donalda Tuska oraz dwóm ówczesnym pracownikom kancelarii premiera i dwóm osobom, które wówczas pracowały w polskiej ambasadzie w Moskwie. Zarzut dotyczy paragrafu 231 kodeksu karnego, który mówi o przekroczeniu uprawnień i niedopełnieniu obowiązku przez funkcjonariuszy publicznych.
Tomasza Arabskiego, tak jak i innych oskarżonych – na rozprawie nie było. Poprosiliśmy go o komentarz telefonicznie, ale nie chciał się odnieść do nagrania. Argumentował, że proces wciąż trwa, i odesłał do swojego adwokata.
– Nagrania nie zmieniają mojej oceny bezpodstawności zarzutów – powiedział mecenas Andrzej Bednarczyk, obrońca Tomasza Arabskiego. Również prokurator nie chciał komentować nagrań. Zdecydowanie bardziej rozmowny był mecenas Stefan Hambura, pełnomocnik Piotra Walentynowicza, wnuka Anny Walentynowicz, która zginęła w Smoleńsku. – To jest porażające, w jaki sposób działali urzędnicy państwowi – komentuje prawnik. – Szkoda, że ta wiedza pojawiła się tak późno. Mam nadzieję, że nie za późno i że winni zostaną skazani – dodaje.
Na drugim odsłuchanym w sądzie nagraniu, które powstało podczas prac komisji Millera, zeznawała Monika Boniecka. W 2010 r. była ona zastępcą dyrektora generalnego KPRM. O sposobie organizacji lotów mówiła: „Opieramy się tylko na porozumieniu i na ugruntowanej latami świeckiej tradycji”. Na pytanie jednego z członków komisji: „Czyli rozumiem, że instrukcja HEAD jako taka jest pani nieznana?” odpowiedziała: „Nie do końca jest mi znana”. Sprecyzowała, że procedura zamawiania samolotów bazowała głównie na porozumieniu między kancelariami.
Dlaczego te nagrania ujrzały światło dzienne dopiero teraz? Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił się do tzw. podkomisji smoleńskiej (pełna nazwa to podkomisja ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego) o udostępnienie materiałów w tej sprawie.
O komentarz poprosiliśmy dr. Macieja Laska, który był członkiem komisji Millera. – Wszelkie zeznania, które są składane przed komisją, czy to w postaci nagrań, czy w postaci protokołów, podlegają szczególnej ochronie. Żeby mogły być wykorzystane w innych postępowaniach, zgodę na upublicznienie takich informacji każdorazowo musi wydać właściwy sąd, w tym wypadku Sąd Okręgowy w Poznaniu. O tym mówi prawo lotnicze art. 134 ust. 1a i 1b – wyjaśnia w rozmowie z nami pilot. – Jeśli ten sąd wydał taką zgodę, to wszystko jest zgodne z prawem. Ale proszę pamiętać, że badanie wypadku nie jest prowadzone pod rygorem kodeksu karnego. Jeśli jest się przesłuchiwanym przez prokuraturę, to ma się inne prawa. Prawnie nie tylko na poziomie krajowym, ale również na poziomie europejskim, te informacje są szczególnie chronione i jest wskazanie, by ich nie udostępniać. Bo tym, którzy badają wypadek lotniczy, ludzie powiedzą więcej niż prokuratorowi, a to może uchronić przed kolejną katastrofą – tłumaczy. Spytaliśmy również o słowa Tomasza Arabskiego. – Zeznań naszych świadków nie będę komentował, bo mi nie wolno. Chciałem tylko podkreślić, że w raporcie komisji Millera pisaliśmy o błędach przy organizacji lotu, w tym popełnionych przez szefa KPRM. Nie miały one jednak wpływu na przebieg katastrofy – skomentował.