Pożar zniszczył jedną z najbardziej znanych katedr w Europie. Ale też wywołał rzadko spotykaną falę solidarności: deklaracje i przelewy idą z całego świata. Taka dobroczynność przeczy podstawowej zasadzie homo oeconomicusa, o której uczy się już na podstawach ekonomii. A może nie?
Podobnie jak w wielu innych dziedzinach mikroekonomii pierwsze modelowe rozważania nad dobroczynnością należy przypisać Gary’emu Beckerowi (zmarłemu w 2014 r. nobliście, związanemu z Uniwersytetami Columbia i Chicagowskim). W teorii interakcji społecznych Becker zbudował pierwszy model tego, co później nazwano wyłącznie altruistycznym zachowaniem. Jednostki czerpią w nim użyteczność nie tylko z konsumpcji własnych dóbr, lecz także z dobrostanu innych. W praktyce założenia i implikacje takiego modelu trudno zweryfikować: altruistyczny w rozumieniu beckerowskim agent nie dba o źródło dobrobytu; nie ma też znaczenia, kto płaci za to rachunek. Gdyby zastosować rozumowanie Beckera do darowizn na odbudowanie Notre Dame, przy rozsądnym założeniu, że koszt jej renowacji jest stały (tj. nie zależy od liczby darczyńców i kwot wpłaconych przez innych darczyńców), każde euro podarowane przez jednego darczyńcę obniżałoby darowizny następnych. Tymczasem zaobserwowaliśmy przeciwny wzorzec: po wysokiej darowiźnie następne miały podobne kwoty.
Już wcześniej było wiadomo, że koncepcja wyłącznego altruizmu nie wystarczy, by opisać zachowania dobroczynne, James Andreoni (Wisconsin-Madison) zaproponował inną: egoistycznego altruizmu, czyli zachowań nakierowanych na dobrostan innych, gdzie główną motywacją jest własna satysfakcja z czynienia dobra. Może ona być motywowana egoistycznie, np. poszukiwanie prestiżu, zmywanie poczucia winy czy „kupowanie” sobie prawa do czynienia mniej dobra w przyszłości. Darowizny osób egoistycznie altruistycznych nie są z definicji zależne od zachowań innych, co stwarza np. możliwość wspólnego działania. Co więcej, jeśli darowizna jest powodowana takim właśnie nieczystym altruizmem, nie ma przesłanek, by dary na rzecz odbudowy katedry Notre Dame stanowiły podstawę do odliczenia podatkowego (darczyńca ma już nagrodę, więc oferowanie dodatkowych korzyści nie ma społecznego uzasadnienia). Jeśli zaś darczyńcy są czystymi altruistami, ulgi podatkowe wręcz zwiększą następne darowizny.
Zgodnie z badaniami empirycznymi i eksperymentalnymi darowizny jednych osób wpływają na zachowania innych. W eksperymentach na dzieciach widać wzorce czystego altruizmu, a dopiero eksperymenty na młodzieży wskazują na pewną interesowność w zachowaniach altruistycznych (pokazali to John List z Uniwersytetu Chicagowskiego i Anya Semek z Wisconsin-Madison). Pierwszy wniosek sugeruje, że natura człowieka idzie w kierunku altruizmu wyłącznego, drugi natomiast, że socjalizowani jesteśmy do altruizmu egoistycznego, ale wpływ na nasze zachowania ma kontekst. U dorosłych darczyńców, im większa skuteczność w osiąganiu celów organizacji dobroczynnej, tym silniejsza „beckerowskość” altruizmu, co pokazali Mark Ottoni-Wilhelm (Purdue), Lise Vesterlund (Pittsburgh) i Huan Xie (Montreal).
Ludzie generalnie zwiększają datki, gdy cel ma charakter trwały (jak odbudowa Notre Dame), mniej chętnie finansują działalność bieżącą, nawet gdy rozumieją, że jest niezbędna dla osiągania trwałych celów. Poza tym działa mechanizm przykładu: wysoka darowizna zwiększa (podwaja!) następne datki i to nawet gdy nie wiemy, kto był tym hojnym darczyńcą (Imran Rasul, współautor tego badania, z UCL, otrzymał w tym roku nagrodę Yrjö Jahnssona dla najbardziej wyróżniającego się ekonomisty w Europie przed czterdziestką piątką). We Francji media aż huczały od informacji o kolejnych kolosalnych prywatnych datkach. Wreszcie, zarówno skłonność do dobroczynności, jak i wysokość datków rośnie, gdy wspieramy kogoś konkretnego: więcej zbierze fundacja dla chorego czy głodującego Jasia niż dla identycznego, lecz bezimiennego chłopca. Nie musi być to osoba znana, ale w naszej głowie musi wyświetlić się jako rozpoznawalna.
Czy z powodu spontanicznej zrzutki na odbudowę Notre Dame zabraknie we Francji darczyńców na wsparcie innych, ważnych celów? Byłoby tak tylko wówczas, gdyby darowizny były grą o sumie zerowej: wspierając chore psy, eliminuję możliwość ochrony wilków. A według badań dokonanie jednej darowizny nie zmniejsza ani prawdopodobieństwa, ani wysokości następnej. Donkers, van Diepen i Franses (Erasmus School of Economics) rozsyłali Holendrom listy z prośbami o wpłaty na różne cele. Porównanie dwóch osób, które różniła tylko liczba otrzymanych próśb, nie potwierdza, że dobroczynność jedno ma imię: liczba i kwota wpłat na te same cele była taka sama, choć ludzie, którzy otrzymali więcej próśb, łącznie wpłacili datki na wyższą kwotę i na więcej celów.
No chyba że jest to 1 proc., ale nawet on może mieć imion aż trzy. I nie jest sensu stricto dobroczynnością: przekazujemy nie dodatkowe pieniądze, ale nasz własny podatek. Pamiętajmy o jednym: czyńmy dobro, nawet gdy nic akurat nie płonie.