Raport State of the Union jest tradycją starą jak państwowość USA. W niejednym takim przemówieniu głowa państwa ogłaszała plany, które przeszły do historii.
Kwestię orędzia o stanie państwa porusza konstytucja USA w artykule drugim, który porządkuje sprawy władzy wykonawczej. Ale fragment jego dotyczący jest sformułowany enigmatycznie. Głowa państwa powinna przedstawiać Kongresowi taki raport „od czasu do czasu”. Tryb roczny wprowadził już w ramach tradycji Jerzy Waszyngton. Pierwsze State of the Union (SOTU) wygłosił w styczniu 1790 r. do członków Kongresu zgromadzonych w Federal Hall przy Wall Street w Nowym Jorku, ówczesnej stolicy USA. Krótko nakreślił zadania legislatywy na nadchodzący rok, w tym tworzenie armii, budowę dróg, by poczta mogła sprawniej działać, uporządkowanie systemu miar i wag.
Trzeci prezydent Thomas Jefferson postanowił tę świeżą tradycję zrewidować i ograniczył się do wysłania władzy ustawodawczej pisemnej wersji raportu, która była następnie odczytywana publicznie przez pomniejszego uczestnika. Powód? Jefferson szedł do władzy jako demokrata, w opozycji do elitystycznych Waszyngtona i Adamsa. I uważał, że wygłaszane ex cathedra mowy do wybranych przez naród przedstawicieli nadto przypominają styl monarszy. Okazało się, że stworzył tradycję trwalszą niż jego dwaj poprzednicy, bo SOTU w wersji pisemnej kolejni prezydenci przekazywali Kongresowi przez 112 lat. Dopiero w 1913 r. Woodrow Wilson postanowił wystąpić przed Senatem i Izbą Reprezentantów i odtąd, wyjąwszy kilkanaście przypadków, każdy prezydent co roku odczytuje tekst orędzia.
Oprócz członków Kongresu przysłuchuje mu się zwykle dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego, dowództwo wojska z szefem połączonych sztabów na czele oraz prawie wszyscy członkowie gabinetu, słowem najważniejsze osoby w państwie. Oprócz jednej. To wybrany przez prezydenta „designated survivor”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „wyznaczony ocalały”. W przypadku ataku terrorystycznego lub innej katastrofy na Kapitolu, gdyby nikt z tam obecnych nie przeżył, ocalała osoba ma wedle przepisów o sukcesji prezydenckiej objąć urząd prezydenta, aby zapewnić ciągłość władzy. Praktyka ta datuje się od zimnej wojny, kiedy obawiano się możliwości wybuchu bomby atomowej w każdej chwili. W tym roku funkcję designated survivor pełnił sekretarz energetyki Rick Perry.
Telewizja transmituje SOTU od 1947 r., ale dopiero od 1965 r., kiedy Lyndon Johnson chciał przekonać Amerykanów do planu rozszerzenia praw obywatelskich afroamerykańskiej mniejszości oraz wielkiego programu walki z biedą, który przeszedł do historii jako Great Society, odbywa się to wieczorem, kiedy najwięcej ludzi siedzi przed telewizorami.
Od 1976 r. emitowana jest też odpowiedź opozycji na orędzie. Kiedyś wygłaszał ją lider, dziś, w epoce postpolityki, jest to zwykle partyjna gwiazda, przyciągająca powszechną uwagę. Na SOTU Trumpa A.D. 2019 replikę przygotowała Afroamerykanka Stacey Abrams, która w listopadzie o włos przegrała wybory na gubernatora dość konserwatywnej Georgii.
W ostatnich dwóch dekadach w prezydenckich orędziach były poruszane tematy, które na lata determinowały sprawy świata. Kilka miesięcy po zamachach z 11 września prezydent George W. Bush nakreślił w swoim raporcie ramy wojny z terroryzmem. Zaliczył wówczas Irak do tzw. osi zła. Od tego momentu rozpoczęły się przygotowania do inwazji na to państwo, do której doszło kilkanaście miesięcy później. Powiedział też wówczas Amerykanom, że odpowiedź na ataki z 11 września nie zakończy się w Afganistanie i prawdopodobnie potrwa dłużej niż jego pierwsza kadencja w Białym Domu. Nikt chyba się nie spodziewał, że kampania, która zaczęła się od próby obalenia reżimu Talibów, potrwa do dziś i rozleje się na wiele zakątków Bliskiego Wschodu i centralnej Azji. Bush podkreślił też wtedy znaczenie ochrony ruchu lotniczego, uszczelnienia granic i większych wydatków na bezpieczeństwo wewnętrzne. Wojna z terrorem zbiegła się z walką z nielegalną imigracją.
Z kolei w SOTU z 2004 r., odnosząc się do sytuacji w Iraku, wymienił Polskę obok Wielkiej Brytanii i Australii jako kraje, których siły zbrojne „zakończyły rządy Saddama Husseina i wyzwoliły Irakijczyków”. Wkrótce okazało się, że amerykańskie władze skłamały na forum ONZ w sprawie tego, że Saddam ma broń masowego rażenia, co dostarczyło pretekstu do irackiej wojny. Dyplomatyczne i militarne wsparcie operacji przez Polskę odbiło się potem czkawką. Warszawę za wyjście przed szereg krytykowały Paryż i Berlin.
W swoim pierwszym przemówieniu Barack Obama w 2009 r. mówił przede wszystkim o gospodarce. Prezydent przejmował ster u progu kryzysu wywołanego pęknięciem bańki na rynku nieruchomości. Zapowiedział więc wydanie 787 mld dol. w pakiecie stymulacyjnym, który miał za zadanie ożywić niektóre gałęzie gospodarki. Wspomniał też o inwestowaniu w energię odnawialną, ochronę zdrowia oraz o edukacji – obiecał największy wskaźnik ukończenia studiów do 2020 r. Mniej było o polityce zagranicznej, ale prezydent stwierdził, że należy jak najszybciej zakończyć interwencje zbrojne w Iraku i w Afganistanie. Wspominał także o „resecie” w kontaktach z Rosją i redukcji arsenału atomowego.
W ostatnim swoim orędziu w 2016 r. Obama skupił się już niemal całkowicie na sprawach wewnętrznych. Dużo mówił o poprawie kondycji gospodarczej kraju w trakcie jego dwóch kadencji. Przypomniał, że w 2015 r. w USA przybyło aż 2,6 mln miejsc pracy. Mówił to, by utorować Hillary Clinton drogę do prezydentury. Wybory wygrał jednak Donald Trump.