W 20. rocznicę dojścia do władzy Hugo Cháveza obywatele żądają rozpisania wyborów prezydenckich
Wielka gra o Wenezuelę / DGP
Nicolás Maduro po raz pierwszy od pół roku pokazał się w otwartej przestrzeni publicznej, przemawiając do zwolenników zgromadzonych na stołecznej Avenida Bolívar w samym centrum Caracas. Jak mówi DGP Rodolfo Rico, współzałożyciel Wenezuelskiego Obserwatorium Konfliktów Społecznych, zajmującego się monitorowaniem protestów, demonstracja chavistów przyciągnęła nieporównywalnie mniej osób niż manifestacje zwolenników Juana Guaidó, lidera opozycji, który ogłosił się p.o. prezydenta i został uznany w tej roli przez większość państw obu Ameryk z USA na czele.
– Protesty opozycji odbyły się w 333 miejscowościach w całym kraju, były masowe, pojawili się na nich czołowi politycy. Tymczasem na jedyną demonstrację chavistów w Caracas przyszło niewiele osób i byli to głównie członkowie rządzącej Zjednoczonej Socjalistycznej Partii Wenezueli (PSUV), policjanci w cywilu i pracownicy ministerstw. Zabrakło też czołowych przedstawicieli reżimu – dodaje Rico. Tym razem manifestacje odbyły się bez poważniejszych incydentów i aktów agresji.
Maduro, przemawiając do zwolenników, ponownie zaproponował rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych. Opozycja uważa, że to gra na czas. Coraz większa liczba obserwatorów twierdzi, że Maduro ma go coraz mniej. W sobotę prezydent Kolumbii Iván Duque powiedział, że zostały mu tylko godziny. Niemiecki socjolog Heinz Dieterich, były doradca Hugo Cháveza, zadeklarował, że dotychczasowy prezydent opuści Wenezuelę w ciągu dwóch tygodni.
Z kolei Julio Borges, przedstawiciel Juana Guaidó przy Grupie Limeńskiej, stworzonej przez państwa obu Ameryk, by rozwiązać kryzys w Wenezueli, stwierdził w wywiadzie dla agencji EFE, że wie ze źródeł dyplomatycznych, iż Maduro szuka możliwości schronienia się w którymś z krajów arabskich lub wschodnioeuropejskich. Lider PSUV miał się w tej sprawie kontaktować z państwami bliskimi mu ideologicznie, ale także rządzonymi przez ugrupowania prawicowe, bo – jak stwierdził z ironią Borges – „komunistom podoba się socjalizm, jeśli dotyczy innych, ale niekoniecznie ich samych”. Nazwy państw w tej rozmowie nie padły.
W kręgach eksperckich pojawiła się nawet plotka, że Maduro zdążył już kupić sobie dom w Rosji, jednak – jak mówi DGP Daniella Zambrano z telewizji NTN24 Venezuela – trudno to potwierdzić. – To, kiedy Maduro upadnie albo zdecyduje się na wyjazd, zależy od tego, ile zostało mu pieniędzy. Reżim silnie odczuł sankcje nałożone przez USA na państwowy koncern naftowy PDVSA. Dalsze protesty raczej nie przyczynią się do jego upadku, natomiast skuteczna może być silniejsza presja społeczności międzynarodowej – mówi dziennikarka. Zambrano podziela opinie, że wiele zależy od zachowania armii i innych struktur siłowych.
Podczas sobotnich demonstracji mundurowi zachowywali się wyjątkowo spokojnie. Jeden z oficerów policji ze stanu Lara wycofał swoich ludzi, bo – jak stwierdził – nie będzie stosował represji wobec własnych obywateli. A generał lotnictwa Francisco Yánez za pośrednictwem YouTube’a zadeklarował lojalność wobec rządu Guaidó. Kilka godzin później to samo uczynił jego emerytowany, równy stopniem kolega.
Iván Duque, który nie kryje niechęci wobec ekipy Madury, uważa, że te deklaracje uruchomią efekt domina. A republikański senator Marco Rubio, który doradza prezydentowi Donaldowi Trumpowi w sprawie Wenezueli i lobbuje za stanowczymi działaniami wobec Madury, napisał na Twitterze, że opozycję popiera 90 proc. armii. Ale Rodolfo Rico studzi te nastroje. Jego zdaniem deklaracje takie jak ta generała Yáneza mają charakter osobisty i nie idzie za nimi masowe wypowiadanie posłuszeństwa przez żołnierzy.
Maduro uważa, że rozwiązaniem kryzysu byłyby wybory parlamentarne. Dla opozycji to za mało. Guaidó, przemawiając do tysięcy osób w stołecznej dzielnicy Las Mercedes, powiedział, że jego rząd zamierza się teraz skupić na sprowadzeniu do Wenezueli pomocy humanitarnej. To faktycznie kluczowe zadanie, biorąc pod uwagę, że według szacunków miejscowego Caritasu 5 mln osób głoduje albo cierpi z powodu niedożywienia. Rodolfo Rico mówi, że można się spodziewać, iż pomoc humanitarna będzie kolejną kością niezgody między opozycją a władzą.
– Maduro nie chce wpuścić pomocy humanitarnej, gdyż uznaje, że w Wenezueli nie ma żadnych problemów i taka pomoc jest niepotrzebna. Już raz jej odmówił. A trudno ją będzie skutecznie rozdystrybuować przy blokadzie ze strony sił rządowych – mówi DGP Rico. Na razie Guaidó zapowiedział, że centrum pomocy będzie się znajdować w położonej nieopodal granicy z Wenezuelą kolumbijskiej Cúcucie. Zwołał również kolejne masowe protesty, które mają się odbyć we wtorek 12 lutego.