Tradycyjne ugrupowania polityczne robią, co mogą, by izolować Szwedzkich Demokratów. Taka taktyka powoduje jednak, że od trzech miesięcy nie można wyłonić rządu.

Populizm sparaliżował szwedzką politykę. Klincz trwa już czwarty miesiąc. Od wrześniowych wyborów parlamentarnych nie udało się wyłonić nowego rządu. Powodem jest mocna pozycja Szwedzkich Demokratów, którzy w wyborach zajęli dopiero trzecie miejsce, ale ich umocniona w stosunku do poprzedniej kadencji obecność w parlamencie sprawia, że żaden z tradycyjnych bloków – centrolewicowy i centroprawicowy – nie ma większości.

W piątek parlament odrzucił kandydaturę sprawującego obowiązki premiera Stefana Löfvena, lidera zwycięskich socjaldemokratów i szefa rządu w poprzedniej kadencji. W ciągu ponad trzech miesięcy było to dopiero drugie podejście do wyłonienia nowego premiera przez parlament. Jeśli cztery głosowania nie przyniosą rezultatu, w Szwecji będzie musiało dojść do przedwczesnych wyborów. Ich wynik nie przyniesie jednak rozstrzygnięcia, bo sondaże pokazują, że notowania poszczególnych ugrupowań pozostają od września praktycznie niezmienione.

Löfven rządzi krajem, ale jego pozycja jest coraz słabsza. W zeszłym tygodniu przepadł w parlamencie jego projekt budżetu na przyszły rok. Opozycja uchwaliła swój własny, który wprowadza duże cięcia w podatkach. W ten sposób partie opozycyjne nie tylko pokazały, że nie liczą się z obecnym szefem rządu, ale także dostarczyły potencjalnego źródła poważnych kłopotów jego następcy. Niezależnie od tego, kiedy i kto będzie rządzić Szwecją, może mieć problem ze spięciem wydatków z powodu budżetu zaprojektowanego przez hojnych posłów opozycji.

Do tej pory odrzucono również kandydaturę szefa drugiego najsilniejszego ugrupowania w parlamencie, Ulfa Kristerssona. Zaskoczeniem było to, że nominację lidera Moderatów na premiera odrzuciły partie wchodzące razem z nimi w skład centroprawicowej koalicji. Przywódcy Liberałów i Centrum nie chcą prowadzić jakichkolwiek rozmów ze Szwedzkimi Demokratami. Oficjalnie populiści są izolowani przez wszystkie umiarkowane partie, ale wśród Moderatów pojawiają się głosy nawołujące do współpracy. Nie chodzi nawet o zapraszanie radykałów do rządu, ale o wzajemne wsparcie w parlamencie. W zamian za poparcie projektów rządu Demokraci mogliby liczyć na realizację swoich antymigracyjnych postulatów.

SD to partia o dużo bardziej łagodnym obliczu w porównaniu z ich odpowiednikami w Niemczech czy Francji. Świadczy o tym choćby to, że popierają ją niektóre środowiska migrantów. Lider ugrupowania Jimmie Åkesson w kampanii wyborczej promował ideę „szwedzkiej otwartości” – migranci są mile widziani, pod warunkiem że żyją na szwedzkich zasadach. Demokraci nie chcą też zamknąć granic przed migrantami, lecz opowiadają się za ograniczeniem ich liczby. Odrzucają multikulturalizm i krytykują dotychczasową politykę integracji, która doprowadziła do utworzenia gett migranckich. Dlatego integrację chcą zastąpić asymilacją. A tym migrantom, którzy nie chcą żyć na szwedzkich zasadach, mają zamiar oferować podróż do kraju pochodzenia.

Åkesson odrzuca zarzuty o ksenofobię i rasizm. Twierdzi, że jego partia plasuje się w politycznym centrum. To właśnie ten młody i charyzmatyczny polityk stoi za olbrzymim sukcesem ugrupowania. Zanim w 2005 r. objął kierownictwo SD, partia była powszechnie kojarzona z neonazistami. Mocne odcięcie się od korzeni i skierowanie przekazu do szwedzkich rodzin sprawiło, że w 2010 r. ugrupowanie po raz pierwszy weszło do szwedzkiego parlamentu.

Jego obecność na scenie politycznej do tej pory nie powodowała trzęsienia ziemi. Przełomem były wrześniowe wybory, po których partia stała się języczkiem u wagi szwedzkiej polityki. Dopóki pozostałe ugrupowania otaczają ją kordonem sanitarnym, szanse na zażegnanie kryzysu politycznego są niewielkie. Alternatywą jest rozpad tradycyjnych bloków, ale trzy ostatnie miesiące rozmów o nowym rządzie pokazują, że na to też raczej się nie zanosi.