Sąd Okręgowy w Elblągu oddalił w poniedziałek protest wyborczy KW PiS w sprawie wyborów do tamtejszej rady miejskiej w jednym z okręgów. Uznał, że skarżący nie przedstawił argumentacji, która mogłaby skutkować uwzględnieniem protestu.

Protest złożony przez pełnomocnika komitetu wyborczego PiS dotyczył wyboru radnego w okręgu wyborczym nr 4. Dwa komitety - prezydenta Elbląga Witolda Wróblewskiego i PiS - osiągnęły tam identyczne wyniki w wyborach do rady miejskiej (po 2 tys. 322 głosy). W efekcie losowania mandat radnego przypadł kandydatowi z listy KWW Wróblewskiego.

Skarżący wnosił o stwierdzenie nieważności losowania i wygaszenie mandatu tego radnego, a także o powtórne przeliczenie głosów oddanych w obwodzie nr 40, czyli obwodowej komisji wyborczej mieszczącej się z zespole szkół muzycznych.

W proteście zarzucono, że w tej komisji "doszło do licznych i powtarzających się nieprawidłowości". Według skarżącego, pomimo dużej liczby wyborców zgromadzonych w lokalu wyborczym, ich tożsamość sprawdzał jeden członek obwodowej komisji wyborczej. Karty do głosowania wydawał natomiast inny, który nie siedział obok i nie uczestniczył w czynności sprawdzania tożsamości.

"Ta okoliczność istotnie mogła zaważyć na wyniku wyborów w tym obwodzie w ogóle, a przez to w tym okręgu wyborczym, bowiem nie wiadomo czy osoby oddające ostatecznie głosy, to osoby, których tożsamość pozytywnie zweryfikowano jako uprawnionych do głosowania" - napisano w uzasadnieniu protestu.

Sąd Okręgowy w Elblągu w wydanym w poniedziałek postanowieniu oddalił ten protest. "Sąd przyjął, że skarżący w proteście wyborczym nie przedstawił argumentacji, która mogłaby skutkować jego uwzględnieniem" - poinformował PAP rzecznik SO sędzia Tomasz Koronowski.

W ocenie sądu, nie było podstaw do tezy, że wynik wyborów w obwodzie głosowania nr 40 w Elblągu został wypaczony, czyli, że opisane w proteście "perturbacje podczas głosowania" wpłynęły na wynik wyboru radnego z listy KWW Witolda Wróblewskiego.

Zdaniem sądu, sugestia zawarta w proteście, jakoby osoby, które nie były uprawnione do głosowania w tym obwodzie, odbierały od członka komisji karty do głosowania, jest zbyt daleko idąca, skoro jednocześnie nie zostały odnotowane stosowne uwagi i adnotacje w protokole wyników głosowania, a z urny wyborczej nie wyjęto większej liczby kart do głosowania, niż wydano wyborcom.

Sąd przypomniał, że z przepisów kodeksu wyborczego nie wynika obowiązek wydawania karty wyborczej jedynie przez tego członka komisji wyborczej, który stwierdzał tożsamość wyborcy.

Zwrócił też uwagę "na pewną niekonsekwencję w stanowisku skarżącego", ponieważ z jednej strony zgłosił on zarzuty dotyczące procedury głosowania w obwodzie nr 40, a z drugiej strony nie domagał się nakazania tam "powtórzenia aktu wyborczego od głosowania", wniósł natomiast o "powtórzenie czynności wyborczych dopiero od przeliczenia oddanych głosów".

Sąd zauważył przy tym, że protest nie zawierał zarzutów dotyczących pracy obwodowej komisji wyborczej ds. ustalenia wyników głosowania nr 40 w Elblągu i etapu liczenia przez tę komisję głosów w oparciu o karty wyjęte z urny wyborczej. Protest nie wskazywał też zarzutów odnoszących się do samego aktu losowania.

W wyborach do 25-osobowej rady miejskiej Elbląga żadne z ugrupowań nie uzyskało samodzielnej większości. Komitety Koalicji Obywatelskiej i PiS zdobyły po dziewięć mandatów, sześć mandatów uzyskał komitet prezydenta Wróblewskiego, a jeden SLD. (PAP)

autor: Marcin Boguszewski