Niebieski kolor Bawarii i CSU dalej będzie dominował w polityce w tym niemieckim kraju związkowym. Wyborcy w niedzielnych wyborach częściowo odwrócili się od chadeków, ale poparcie dla konserwatywnych partii pozostało na wysokim poziomie. Głosy zabrali Zieloni.

CSU osiągnęło najgorszy rezultat na poziomie regionalnym od 68 lat; media wyliczają powody tej "politycznej katastrofy", wzywają do rozliczeń i zmiany retoryki. Chadekom udało się jednak uniknąć najgorszego scenariusza – ich rezultat jest o 5 punktów procentowych wyższy niż przewidywały ostatnie przedwyborcze sondaże. Przy wysokiej frekwencji (72,4 proc.) liczba oddanych na nich głosów wciąż imponuje. Dalej będą rządzić w Bawarii; tym razem jednak w koalicji.

Jedną z przyczyn spadku poparcia dla CSU była znaczna konkurencja w walce o prawicowego wyborcę. Dwucyfrowe wyniki osiągnęła lokalna konserwatywna partia Wolni Wyborcy oraz skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD). Nie bez znaczenia pozostało też osiedlanie się w Bawarii mieszkańców z innych niemieckich landów. Są oni z reguły mniej przywiązani do chadecji i słabiej zakorzenieni w regionalnej kulturze. Wielu z nich nie jest katolikami, którzy stanowią tradycyjną bazę wyborczą CSU.

Wynik CSU nie poprawił z pewnością relacji w chadeckiej Unii (CDU/CSU). Kanclerz Angela Merkel uznała za przyczynę spadku notowań bawarskich chadeków "brak zaufania dla politycznych aktorów" ze strony wyborców, nie podając jednak nazwisk. Szefowa CDU wielokrotnie ścierała się politycznie z liderem CSU Horstem Seehoferem, głównie broniąc swoich liberalnych pozycji w kwestii migracji.

Napięcie w siostrzanych chadeckich partiach dobrze pokazuje spór między krajowym premierem Szlezwika-Holsztynu Danielem Guentherem z CDU a szefem grupy krajowej CSU Alexandrem Dobrindtem. Ten pierwszy po wyborach wezwał CSU do wyciągnięcia konsekwencji personalnych. Za prowokację uznał to Dobrindt, który w odpowiedzi nazwał Guenthera "towarzyszem" i stwierdził, że "nie powinien on udzielać żadnych +pomysłowych rad+".

Chadecy z alpejskiego landu często patrzą z góry na swoich kolegów z północy, nie rozumiejąc, jak ci mogą zwracać im uwagę, skoro o takim poparciu i rezultatach wyborczych mogą jedynie marzyć. Nie bez znaczenia pozostaje również to, że CSU jest bardziej konserwatywna od CDU, szczególnie od czasu, gdy drugiej z tych partii przewodzi Merkel.

Oprócz sporów z CSU w koalicję w Berlinie uderzają fatalne notowania współrządzącej w niej SPD, która w wyborach w Bawarii nie uzyskała nawet 10 proc. głosów. Szefowa socjaldemokratów Andrea Nahles zaznaczyła, że nie jest to czas, by rozmawiać, czy jej partia powinna opuścić koalicję. "Teraz jest czas na wyznaczenie +czerwonych linii+" – powiedziała.

SPD w Bawarii nie obroniła się przed Zielonymi. Obserwatorzy zarzucają socjaldemokratom bierną i nudną kampanię.

Sukces Zielonych jest niewątpliwy. Wrażenie robi szczególnie zdecydowane zwycięstwo w Monachium. To proekologiczne ugrupowanie nie poszerzyło jednak stanu posiadania lewicy w Bawarii, tylko skutecznie przechwyciło głosy wyborców SPD. Mimo równie wysokich sondaży ogólnoniemieckich jest za wcześnie, zdaniem komentatorów, na rozważania, czy partia ta stała się nową Volkspartei (partią masową). Zieloni cieszą się sporym poparciem w miastach i wśród wyborców z wyższym wykształceniem; na bawarskiej prowincji otrzymują jednak mało głosów. W landtagu znajdą się prawdopodobnie w opozycji.

Bawarski parlament ma 22 dni, żeby się ukonstytuować, a następnie tydzień na wybór premiera. Będzie to z pewnością gorący okres w niemieckiej polityce, szczególnie że w tym czasie - 28 października – odbędą się wybory regionalne w Hesji. Ewentualne słabsze wyniki CSU i SPD będą kolejnym sygnałem spadającego poparcia dla rządu w Berlinie i podsycą jedynie politologiczną debatę o "zmierzchu partii masowych" i nowych liniach politycznego podziału w Niemczech. Zważywszy na sondaże chadecy i socjaldemokraci są na siebie skazani – nowe wybory mogłyby oznaczać dla nich polityczną śmierć i znaczące przemeblowanie niemieckiej sceny politycznej.

Mogłoby to spowodować koniec rządów Merkel. Komentatorzy z nieukrywaną trwogą zauważają, że wśród czynnych polityków nie widać następcy "Mutti", a jej odejście z polityki mogłoby spowodować niestabilność i "wielkie bezkrólewie". Kanclerz przez lata pozostawała Gwiazdą Polarną niemieckiej polityki; konsekwencjom ewentualnego końca jej rządów z niepokojem przyglądać się będzie cała Europa.

Dzięki faktycznemu jednowładztwu CSU Bawaria przez lata pozostawała oazą politycznej stabilności; po wyborach to się zmieniło. Wyjątkowo silna pozycja chadeków osłabła, ale i tak jest to europejski gigant o bliskich powiązaniach z wielkimi bawarskimi koncernami.

Przed CSU trudne wybory dotyczące ewentualnych korekt kierunku polityki oraz marketingu partii. A jak pokazało niedzielne głosowanie, kłopoty niemieckiego rządu czy potknięcia samej CSU w Berlinie mogą dla tej partii nieść poważne konsekwencje w politycznym mateczniku – Bawarii.

Wiele wskazuje na to, że partia, której wciąż przewodzi Seehofer, skoncentruje się teraz jeszcze bardziej na sprawach regionalnych. Nie oznacza to jednak, że CSU przestanie interesować się sprawami europejskimi. Jednym z faworytów wyścigu na następcę Jean-Claude’a Junckera na stanowisku szefa Komisji Europejskiej jest bawarski chadek Manfred Weber, którego popiera w tym Merkel.

Budowa trzeciego pasa startowego na lotnisku im. Franza Josefa Straussa (legendarnego wręcz wieloletniego przywódcy CSU), jeden z wyborczych postulatów CSU, będzie musiała jednak pewnie poczekać. Pomysł ten za zbyt drogi uznają najbardziej prawdopodobni koalicjanci chadeków – Wolni Wyborcy.