Pierwsza dama polskiego sportu. Ale to truizm. Irena Kirszenstein-Szewińska była nie tylko damą. Była nadzieją i dowodem na to, że Polka potrafi. W szarym kraju – najlepsza, najszybsza, skacząca najdalej – była uosobieniem tego, że niemożliwe nie istnieje. Choć nie sposób jej osiągnięć sprowadzić jedynie do wyników, to samo ich przypomnienie przyprawia o zawrót głowy.
Siedem medali igrzysk olimpijskich. Medalistka mistrzostw Europy i Polski w sześciu konkurencjach. Rekordzistka świata w biegu na 200 m i na 400 m. Jej wynik z igrzysk w 1976 r. w biegu na 400 m dałby złoto także w Atenach w 2004 r., w Pekinie w 2008 r., w Londynie w 2012 r. oraz w Rio de Janeiro w 2016 r.
Po zakończeniu sportowej kariery została działaczką polskiego związku sportowego oraz Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Nie pasowała do XXI w. Nie robiła sobie selfie, nie informowała tabloidów o tym, gdzie idzie na zakupy.
Ludzie Niepodległości / Dziennik Gazeta Prawna
Większość wybitnych sportowców, którzy sprawili nam radość w ciągu ostatnich kilkunastu lat, swe największe sukcesy kojarzy właśnie z Szewińską. Najczęściej bowiem to ona im wręczała medale igrzysk olimpijskich. Niemal każdy złoty medal, niemal każdy doskonały rzut, bieg czy skok miały twarz Szewińskiej. Ujmowała skromnością. Najwybitniejsza – zdaniem prestiżowej agencji United Press International – sportsmenka na świecie do ostatnich dni uważała, że nie ma sensu pisać jej biografii, gdyż miała życie na tyle zwyczajne, iż książka byłaby zapewne nudna.
Był jednak moment, gdy stała się wrogiem numer jeden. W 1968 r. podczas biegu sztafetowego zgubiła pałeczkę. Przekreśliła tym samym szanse Polski na kolejny medal na igrzyskach olimpijskich. Władza zaczęła tworzyć narrację, że żydówka Szewińska, krótko po wydarzeniach marca 1968 r., pogrzebała polskie nadzieje. Obywatele jednak ją kochali. Jej pochodzenie nie miało znaczenia. Sport wygrał z uprzedzeniami i polityką.

Zobacz, kto jeszcze znalazł się na naszej liście: