Nie oczekuję od Donalda Tuska, że będzie rycerzem na białym koniu, który przyjdzie do Polski i będzie mężem opatrznościowym - mówił w sobotę w Łodzi lider PSL Władysław-Kamysz. Dodał, że odpowiedzialność za kraj w nadchodzących wyborach powinni wziąć ludzie z jego pokolenia.

O powrót Donalda Tuska do kraju i jego ewentualne wsparcie opozycji w wyborach samorządowych lider ludowców był pytany podczas konferencji prasowej w Łodzi.

"Donald Tusk nie musi wracać do Polski, bo nigdy się z niej nie wyprowadził. Jest czasowo w Brukseli, jako najwyższy przedstawiciel hierarchii unijnej, a dziś w Krakowie. Ale nie oczekuję od Donalda Tuska, że będzie rycerzem na białym koniu, który przyjdzie do Polski i będzie mężem opatrznościowym" – powiedział Kosiniak-Kamysz.

Dodał, że do tej pory nie widział zaangażowania b. premiera w kampanię samorządową i w opinii prezesa PSL "trzymanie się na dystans od tych wyborów jest dobrą strategią".

Kosiniak-Kamysz zaznaczył, że nadchodzące wybory samorządowe i kolejne – parlamentarne zależą od pokolenia 30- i 40-latków.

"My mamy obowiązek wziąć odpowiedzialność za Polskę. Mamy obowiązek przedstawić ofertę polityczną, która przekona Polaków. Zjednoczyć Polskę i Polaków – to jest misja PSL. Nie wierzę w tego męża opatrznościowego, choć życzę premierowi Tuskowi jak najlepiej" – przyznał szef Stronnictwa.

Dopytywany o to, czy Tusk powinien wystartować w wyborach prezydenckich w 2020 roku, Kosiniak-Kamysz odparł, że b. premier nie pytał go o zdanie w tej sprawie.

"Nie będę mu doradzał też przez media. Z tego co pamiętam, premier Tusk zawsze sam podejmuje decyzje. Co zrobi Donald Tusk, wie tylko Donald Tusk. Uważam jednak, że to nasze pokolenie powinno wziąć odpowiedzialność za Polskę, a nie liczyć na tych, którzy w polityce już dużo zrobili" – stwierdził. (PAP)

autor: Bartłomiej Pawlak