Wostatnich miesiącach pojawiały się coraz grubsze rysy na ogólnie pozytywnym obrazie globalnej gospodarki. W niektórych miejscach – takich jak Turcja czy Argentyna – są to już duże pęknięcia. Chociaż w poważnych opracowaniach analitycznych polska gospodarka jest powszechnie oceniana jako stabilna i odporna na zewnętrzne zawirowania, to zdarzają się opinie, że „Polska może być następną Turcją”.
Tak znacząca i odważna teza jednego z zagranicznych analityków została oparta między innymi na… analizie technicznej notowań złotego w dłuższym terminie. Nie lekceważąc tego rodzaju metod, warto w bardziej wszechstronny sposób zastanowić się, czy Polska faktycznie może podzielić los kraju półksiężyca.
W przypadku Turcji dominującą rolę odegrało jedno zjawisko: przyrost zadłużenia w zagranicznych walutach, szczególnie w amerykańskim dolarze. Od 2003 r., gdy R.T. Erdoğan zaczął rządzić Turcją (najpierw jako premier, a później prezydent), szybki rozwój gospodarczy (wzrost PKB w porywach przekraczał 10 proc.) opierał się na tanim zagranicznym finansowaniu, głównie w dolarze. Relacja kredytów do PKB na początku rządów Erdoğana wynosiła ok. 10 proc., a obecnie blisko 60 proc. Najgorsze dla Turcji nastąpiło dopiero po upadku Lehman Brothers. Zadłużenie w dolarach względem PKB nigdzie nie wzrosło od 2008 r. tak mocno jak w Turcji i nigdzie nie jest w tej chwili równie wysokie. Mniej lub bardziej świadomie nad Bosforem wykorzystano okres bezprecedensowo łagodnej polityki pieniężnej Fedu – gwałtownego wzrostu dolarowej płynności i spadku stóp procentowych w USA niemal do zera – do finansowania przyspieszonego rozwoju. Co istotne, zewnętrzne finansowanie w dużej części przeznaczane było na inwestycje w szeroko rozumiany sektor budowlany i nieruchomości, co nie tworzy potencjału eksportowego niezbędnego do przywrócenia równowagi zewnętrznej gospodarki w przyszłości. W przypadku Turcji jest to niezbędne, bo ma ona chronicznie głęboki deficyt na rachunku obrotów bieżących, przekraczający 5 proc. PKB. Teraz musi zapłacić rachunek za zbyt duże uzależnienie od taniego finansowania z zewnątrz. Katalizatorem nasilenia problemów i gwałtownej przeceny tureckiej liry stały się nieodpowiedzialne wypowiedzi Erdoğana w kwestiach gospodarczo-rynkowych, szczególnie na temat polityki pieniężnej, oraz drastyczne pogorszenie relacji Ankary z Waszyngtonem.
Taka strategia jest jednak pod coraz większą presją, od czasu gdy w 2013 r. Fed zaczął sygnalizować początek końca ultraluźnej polityki pieniężnej. Teraz, gdy stopy procentowe w USA rosną w tempie 0,25 pkt proc. na kwartał, a bilans Fedu jest od prawie roku redukowany, trudności z tym zjawiskiem mają nawet największe gospodarki wschodzące, takie jak Indie. „Gdy następuje odpływ, okazuje się, kto pływał nago” – to znane powiedzenie jednego z największych inwestorów na świecie Warrena Buffetta doskonale pasuje do sytuacji, gdy odpływ dolarowej płynności związany z działaniami Fedu obnaża strukturalne słabości wielu gospodarek.
Na tym tle Polska jawi się jako oaza stabilności. Co najbardziej nas odróżnia od Turcji? Poziom dolarowego zadłużenia. Jego relacja do PKB wynosi ok. 8 proc. i jest najniższa spośród wszystkich liczących się gospodarek wschodzących. Łączne polskie zadłużenie we wszystkich walutach również jest niższe niż w Turcji, a ponadto lepiej rozproszone pomiędzy różnymi sektorami (przedsiębiorstwa niefinansowe, instytucje finansowe, sektor publiczny i gospodarstwa domowe).
Istotnych różnic jest więcej. Rachunek obrotów bieżących w Polsce, na którym jeszcze kilka lat temu był podobnie duży jak w Turcji deficyt, jest obecnie zrównoważony. Mamy obecnie do czynienia z pierwszym we współczesnej historii Polski boomem gospodarczym, który nie wiąże się z nadmiernym wzrostem akcji kredytowej i nie odbywa się kosztem istotnego zwiększania zadłużenia sektora prywatnego. Obszarem, gdzie do niedawna sytuacja Polski prezentowała się gorzej niż Turcji, był stan finansów publicznych. Sytuacja fiskalna nad Bosforem ulega jednak ostatnio erozji, natomiast w Polsce następuje wyraźna poprawa. Mimo bezprecedensowo dużego wzrostu wydatków społecznych (głównie na program 500+) strukturalny wzrost dochodów związany z równie bezprecedensową poprawą ściągalności podatków i napływem pracowników z zagranicy oraz efekty dobrej koniunktury spowodowały, że deficyt całego sektora finansów publicznych spadł do najniższego w historii poziomu (po I kwartale 2018 r. można go szacować na 1,2 proc. PKB). Co więcej, poziom długu publicznego w minionym roku obniżył się po raz pierwszy w historii nie tylko w relacji do PKB (do niewiele powyżej 50 proc.), ale również w ujęciu bezwzględnym. Dynamika wydarzeń w polityce fiskalnej jest więc lepsza w Polsce, ale poziom długu publicznego w przypadku Turcji (poniżej 30 proc. PKB) jest nadal znacznie niższy niż u nas. Notabene wskazuje to, jak bardzo potrzebna w Polsce jest dalsza konsolidacja fiskalna i redukcja zarówno deficytu fiskalnego, jak i długu publicznego.
Jest jeszcze jeden szczególny element tej makroekonomicznej układanki, który pokazuje różnice między Polską a Turcją. To inflacja i polityka pieniężna. Po wygranych w czerwcu wyborach prezydent Erdoğan poczuł się prawdopodobnie zbyt swobodnie i zapomniał, że uczestnicy rynków finansowych głosują każdego dnia, dlatego w polityce makroekonomicznej nie tylko działania, ale także retoryka powinny podlegać rygorystycznej dyscyplinie. Nieakceptowalnie silna presja na turecki bank centralny, aby – mimo osłabienia liry i silnie rosnącej inflacji – nie podwyższał stóp procentowych, podważa przekonanie inwestorów o jego niezależności i zdecydowanie odbiega od standardów stosowanych nad Wisłą.
Ale nic nie jest dane raz na zawsze. Utrzymanie stabilności polskiej gospodarki wymaga odpowiedzialnej polityki makroekonomicznej. Kluczowe są trzy aspekty. Po pierwsze, utrzymanie relatywnie niskiej dynamiki jednostkowych kosztów pracy poprzez zapewnienie napływu pracowników z zagranicy i działania sprzyjające wzrostowi aktywności zawodowej Polaków. Po drugie, potrzebna jest dalsza redukcja deficytu fiskalnego i długu publicznego (m.in. poprzez zachowanie dyscypliny płacowej w sektorze publicznym). Po trzecie, niezbędna jest konserwatywna retoryka banku centralnego, wzmacniająca przekonanie inwestorów o jego niezależności, oraz czujność w polityce pieniężnej, aby nie przeoczyć ewentualnego narastania makroekonomicznych nierównowag.