Jeden chce ścisłej integracji, drugi uderza w nacjonalistyczne tony. Przyszłość kontynentu leży między dwiema skrajnymi wizjami Emmanuela Macrona i Matteo Salviniego
Ambicje Emmanuela Macrona do odgrywania pierwszoplanowej roli w unijnej polityce potwierdziło jego poniedziałkowe wystąpienie, w którym wezwał Europę do większej współpracy w dziedzinie obronności bez udziału Stanów Zjednoczonych. Nie jest też tajemnicą, że przedstawiciele jego ugrupowania En Marche jeżdżą po krajach członkowskich w poszukiwaniu sojuszników gotowych do budowania wspólnie z francuskim prezydentem nowego europejskiego ugrupowania, które miałoby wystartować w wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju przyszłego roku. Alians zapowiadają na razie hiszpańscy i włoscy liberałowie. Francuski prezydent liczy na skupienie wokół siebie sił dążących ku jeszcze ściślejszej integracji. Euroentuzjastycznymi hasłami udało mu się już przyciągnąć francuskich wyborców, gdy wygrał wybory prezydenckie w 2017 r., wbrew tym, którzy wieszczyli, że Francuzi postawią na eurosceptycyzm. Teraz Macron ma nadzieję na powtórzenie sukcesu na europejskim forum. Podobnie jak w czasie kampanii we Francji jego największymi przeciwnikami będą zapewne rosnący w siłę eurosceptycy.

Liga lig

Krytyków Unii Europejskiej chce zjednoczyć Matteo Salvini, wicepremier Włoch i lider nacjonalistycznej Ligi Północnej, od czerwca rządzącej Włochami wraz z Ruchem 5 Gwiazd. Chociaż Salvini i Macron na razie nie mieli okazji do bezpośredniej konfrontacji, to wystarczy rzut oka na ich polityczne zaplecze i zestawienie wyborczych haseł, które doprowadziły ich do zwycięstwa, by dojść do wniosku, że dzieli ich wszystko. Podczas gdy idée fixe Macrona jest większa współpraca krajów członkowskich, Salvini uderza w nacjonalistyczne tony, na pierwszym planie stawiając walkę z migracją. Włoski polityk już zadeklarował, że chce budować eurosceptyczny blok w Unii Europejskiej. Mówił, że myśli o „lidze lig”, która połączyłaby „wszystkie wolne i suwerenne ruchy dążące do obrony swoich narodów i granic”. Jednym z sojuszników Salviniego będzie najprawdopodobniej premier Węgier Viktor Orbán, z którym wczoraj spotkał się w Mediolanie. Rozmowa obu polityków tuż po tym, jak Rzym rozpętał awanturę z Brukselą o przyjmowanie migrantów, została potraktowana jako polityczny manifest i sygnał ostrzegawczy dla tych, którzy obawiają się wzrostu eurosceptycznych sił w Europie. Węgierski polityk sam od początku kryzysu w 2015 r. uczynił walkę z przybyszami głównym przedmiotem swojej polityki. Teraz Orbán deklaruje silne wsparcie dla nowego kursu Rzymu.
Obu przywódcom w przyjaźni nie przeszkadza to, że ich interesy w kwestii migracji są de facto rozbieżne.
– Węgry wraz z pozostałymi państwami Grupy Wyszehradzkiej stanowczo odmawiają przyjmowania migrantów, czego właśnie od innych krajów członkowskich domagają się Włosi w ramach równomiernego rozkładania ciężarów związanych z ich napływem. Dlatego rząd w Rzymie konsekwentnie blokuje statki z uratowanymi na Morzu Śródziemnym przybyszami. Salvini uważa, że powinni być oni wpuszczani na włoskie terytorium tylko wtedy, gdy inne kraje UE wezmą na siebie odpowiedzialność za nich.
Odmowie wpuszczania migrantów na ląd we włoskich portach towarzyszą żądania ich relokacji do innych krajów UE. Gdy w zeszłym tygodniu do włoskiego portu w Katanii zawinął statek straży przybrzeżnej Diciotti ze 170 uratowanymi na morzu osobami, Rzym nie tylko podobnie jak wcześniej zwrócił się z apelem do Wspólnoty o przyjęcie pasażerów statku, ale również zagroził, że wstrzyma wpłatę składki członkowskiej do unijnego budżetu w wysokości 20 mld euro rocznie. Komisja Europejska odpowiedziała, że groźby nie prowadzą do niczego i przypomniała, że Włosi oprócz wpłat do unijnej kasy także podejmują z niej fundusze – w zeszłym roku 10 mld euro. Ostatecznie po tym, jak Konferencja Episkopatu Włoch oraz Irlandia i Albania zaoferowały gościnę zablokowanym na statku ludziom, włoskie władze zgodziły się w niedzielę na ich zejście na ląd.
Nie rozładowało to napięcia pomiędzy Rzymem a Brukselą. Wręcz przeciwnie, Sal viniemu udało się jeszcze podgrzać spór. – Europa jeszcze raz zademonstrowała, że jest bezprecedensowym plugastwem, które nie zasługuje na nasze pieniądze – powiedział. Z kolei wicepremier i przywódca Ruchu 5 Gwiazd Luigi di Maio ostrzegł, że jeśli Wspólnota nie weźmie na siebie większej odpowiedzialności za migrantów, Włochy zablokują przyjęcie budżetu na kolejną perspektywę budżetową po 2020 r.
– Zgoda na budżet na kolejne siedem lat, który oni chcieliby przyjąć jeszcze przed wyborami europejskimi, nie jest żadnym dogmatem – mówił di Maio. – Nie pozwolimy im na to. Jeśli sytuacja migracyjna nie poprawi się w najbliższym czasie, weto będzie przesądzone – zadeklarował.

Unijny budżet obronny

Chociaż nie wiadomo na razie, kto w UE poprze Sal viniego w wyborach do europarlamentu, to pewne jest, że Włoch postawi sprawę migracji w centralnym punkcie całej kampanii wyborczej. Antymigranckie hasła zapewniły Lidze Północnej znakomity wynik w wyborach we Włoszech, polityk z pewnością – podobnie jak Macron – liczy na taki sam efekt w wyborach europejskich. Tym bardziej że w Brukseli nie widać na razie żadnego konstruktywnego rozwiązania kwestii migracji, które usatysfakcjonowałoby Włochów. Bezradność Unii będzie grać na korzyść Salviniego.
Tymczasem Macron będzie próbować zjednać europejskich wyborców wizją jeszcze silniej zjednoczonej Europy. Do swoich postulatów zacieśnienia współpracy w strefie euro w poniedziałek, podczas wystąpienia przed francuskimi dyplomatami, dorzucił większą koordynację w zakresie obronności. Wyraził przy tym przekonanie, że bezpieczeństwo Europy nie może opierać się na sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Według Macrona kolejnymi elementami dalszej europejskiej integracji powinny być wspólny unijny budżet obronny i doktryna bezpieczeństwa.

Idą młodsi

O ile najnowsze pomysły francuskiego prezydenta w zakresie obronności Angela Merkel popiera, o tyle pomysł, by integrację europejską zawęzić do wspólnej waluty, jest dla niej trudny do przyjęcia. W Niemczech kwestia współodpowiedzialności całej strefy euro za kryzysy finansowe w poszczególnych państwach jest niezwykle drażliwa, dlatego szefowa niemieckiego rządu długo odnosiła się do tych propozycji z rezerwą, ale problemy na jej własnym podwórku sprawiają, że teraz ustępuje Macronowi. Co więcej, gdy eurosceptycy zwierają szeregi, niemieckiej kanclerz na rękę jest ambitny polityk, który chce ratować dobre imię Wspólnoty. W błędzie są jednak ci, którzy uważają, że Macron może dotrzeć na europejski szczyt samotnie. Bez głosu Niemiec jego wizja reformy UE pozostanie niespełniona, bo dopiero w duecie z Berlinem głos Paryża brzmi wystarczająco mocno. Ale dla obserwatorów unijnej sceny politycznej staje się jasne, że żelazna do tej pory kanclerz ustępuje pola młodszym kolegom. Macron i Salvini mogą wkrótce przemeblować europejską politykę.