Tymczasem w piątek dziennik „Polska The Times” ujawnił, że premier Mateusz Morawiecki zablokował finansowanie projektu. Chodzi o mniej więcej 2 mld zł (dla porównania: roczny budżet resortu obrony to ponad 40 mld zł). Takiego psikusa szef rządu sprawił prezydentowi i ministrowi obrony Mariuszowi Błaszczakowi w przededniu ich wylotu do Australii.
Oczywiście można się teraz zastanawiać, czy ta decyzja Morawieckiego to skutek lobbingu polskiego przemysłu stoczniowego, któremu brakuje nieco kompetencji, ale mimo to ma olbrzymie plany i ambicje do tego, by skonsumować budżet MON. A może jest to jednak odwet partii rządzącej za prezydenckie weto do ustawy o zmianie ordynacji wyborczej do europarlamentu? Tak naprawdę jest to stosunkowo mało ważne. Istotne jest to, że Polska, członek Sojuszu Północnoatlantyckiego inajwiększe państwo flanki wschodniej, po raz kolejny pokazuje międzynarodowym partnerom, że ma radykalny problem zpozyskiwaniem uzbrojenia.
Najpierw mieliśmy telenowelę zzakupem śmigłowców Caracal. Rząd PO wynegocjował umowę wojskową, rząd PiS miał zająć się offsetem, ale rozmowy nie zakończyły się podpisaniem umowy. Wmiędzyczasie mieliśmy jeszcze różne wolty wokół okrętów podwodnych, ateraz idziemy okrok dalej. Zgoda co do priorytetowych zakupów dla obronności jest już nie tylko niemożliwa pomiędzy dwoma największymi partiami, ale nawet wsamym obozie rządzącym.
By zapewnić nam bezpieczeństwo, Wojsko Polskie potrzebuje elementarnej stabilności iciągłości. Od kilku lat brakuje ich tymczasem na wielu poziomach, m.in. wkwestii kontynuacji podstawowych programów zakupowych. Wtakiej sytuacji bronienie granic iniepodległości jest zwyczajnie niemożliwe. Inie zmienią tego nawet najbardziej spektakularne defilady wojskowe.