Wietnamskiej bezpiece wydatnie pomógł resort spraw wewnętrznych naszego południowego sąsiada.
Zła passa byłego szefa MSW Słowacji trwa. Robert Kaliňák, który w marcu podał się do dymisji po zamordowaniu dziennikarza Jána Kuciaka, musi się tłumaczyć z kolejnego skandalu. Prasa opisała właśnie, jak przed rokiem Kaliňák pomógł wietnamskiej bezpiece w porwaniu dysydenta Trinh Xuân Thanha, skazanego później na dożywotnie więzienie.
W piątek jedna z partii koalicyjnych wezwała do utworzenia parlamentarnej komisji śledczej do zbadania afery, a premier Słowacji Peter Pellegrini zapowiedział ścisłą współpracę z Niemcami, gdzie dysydent chciał się schronić.
Trinh Xuân Thanh był członkiem rządzącej Komunistycznej Partii Wietnamu. Z jej ramienia pełnił różne funkcje we władzach lokalnych i przedsiębiorstwach państwowych. W 2016 r. ujawnił dziennikarzowi gazety „Báo Thanh Niên”, że zwrócił legitymację partyjną, bo „stracił zaufanie do przywództwa towarzysza sekretarza generalnego”. Po 10 dniach policja ogłosiła wszczęcie śledztwa w sprawie nadużyć na kwotę 3,2 bln dongów (520 mln zł – red.) w firmie, którą kierował.
Thanhowi udało się uciec do Niemiec. Wietnamskie władze wysłały za nim list gończy, jednak RFN go zignorowała ze względu polityczne tło sprawy. 23 lipca 2017 r. mężczyzna został wciągnięty w Berlinie do mikrobusu na czeskich numerach i przewieziony najpierw do Brna, a potem Bratysławy. Trzy dni później do słowackiej stolicy przyleciała niespodziewanie delegacja z Wietnamu. Na czele delegacji stał minister bezpieczeństwa publicznego Tô Lâm. Polityk spotkał się z ministrem Kaliňákiem.
W tym czasie Thanh – pobity i odurzony narkotykami – czekał z funkcjonariuszami bezpieki w mikrobusie. Według słowackich i niemieckich mediów – o sprawie pisał też „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – Tô Lâm poprosił, by mikrobus dołączył do kolumny aut rządowych. Słowacy się nie zgodzili, ale w zamian podstawili dodatkowy samochód własnej policji. Gdy policjanci zaniepokoili się samopoczuciem Thanha, szef protokołu MSW Radovan Čulák odpowiedział, że „»Kali« o tym wie i sprawa dotyczy interesu państwa”.
Oficjalna wersja? To członek delegacji, który przesadził z alkoholem i spadł ze schodów. Ostatecznie – jak pisze czwartkowy „Denník N” – Wietnamczycy wsiedli na pokład słowackiego samolotu rządowego i odlecieli do Moskwy, a stamtąd do Azji. Thanha pokazała państwowa telewizja, w której dysydent zapewnił, że wrócił dobrowolnie. – Pod żadnym pozorem nie będziemy tolerować takiego zachowania – oświadczył jednak szef niemieckiej dyplomacji Sigmar Gabriel, oskarżając Wietnam o łamanie prawa międzynarodowego.
22 stycznia 2018 r. Thanh został skazany na dożywocie. Rola słowackiego MSW w porwaniu dysydenta wyszła na jaw w czwartek. – Możliwe, że Wietnamczycy nadużyli naszej gościnności – powiedział dziennikowi „Sme” Kaliňák, odrzucając zarazem wersję wydarzeń przedstawioną przez media jako nieprawdziwą. Skandal z porwaniem dysydenta to kolejna afera z jego udziałem. W marcu szef MSW podał się do dymisji na fali krytyki, jaka spadła na niego po zamordowaniu dziennikarza portalu Aktuality.sk Jána Kuciaka i jego narzeczonej. Kuciak badał związki polityków z włoską mafią. Wcześniej opisywał też interesy, które Kaliňák miał robić z biznesmenem oskarżanym o przestępstwa podatkowe.