Powrót do tematu granic na Bałkanach uruchomi lawinę podobnych żądań, co w skrajnym przypadku może prowadzić do wojny.
Kosowo miało pięć lat, by przedstawić statut Stowarzyszenia Gmin Serbskich, poszerzonej formy samorządu dla miejscowości zamieszkanych przez Serbów. Termin dany przez UE minął w sobotę, a ponieważ Prisztina go nie dotrzymała, Serbowie zagrozili, że ogłoszą autonomię jednostronnie. Kosowianie ostrzegli, że do tego nie dopuszczą. Prezydent Serbii Aleksandar Vučić ogłosił w liście otwartym, że będzie „bronić pokoju”, co uznano za pogróżkę, ale też poprosił rodaków z Kosowa, by nie poddawali się prowokacjom.
Wymiana zdań nastąpiła kilka dni po tym, jak prezydent Serbii nie wykluczył uznania Kosowa de facto w zamian za wymianę terytoriów. W rozmowie z tygodnikiem „Globus” Vučić oświadczył, że Serbowie rozumieją, iż Kosowo stracili na dobre. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by przywrócić, co się da, aby to wszystko nie skończyło się całkowitą porażką – zastrzegł. Vučić zasugerował, że rozwiązanie może polegać na uznaniu Kosowa de facto (bez formalnego uznania niepodległości) w zamian za zwrot jego północnej części.
Chodzi o cztery gminy ze stolicą w Mitrowicy Płn. O ile większość pozostałych gmin jest albańska, a mniejszość serbska z nich uciekła bądź została wygnana, tutaj 88 proc. mieszkańców stanowią Serbowie, którzy rządzą się sami. Zwolennicy oferty mówią, że wymiana terytorium ułatwiłaby życie miejscowym Serbom. Dałaby też szansę na członkostwo w ONZ i szybszy rozwój samemu Kosowu, które w 2008 r. ogłosiło niepodległość uznaną dotychczas przez 111 na 193 członków ONZ, w tym Polskę. Normalizacja relacji Belgrad – Prisztina, której częścią miała być autonomia dla serbskich gmin, jest też warunkiem akcesji do UE.
W piątek do sporu włączył się lider Serbów bośniackich Milorad Dodik, zapowiadając, że w razie podziału Kosowa zażąda niepodległości dla Republiki Serbskiej (RS). Dodik od dawna zapowiada secesję RS, jednej z dwóch części składowych Bośni i Hercegowiny (BiH). I cieszy się nieformalnym poparciem Rosji. – Trwałe rozwiązanie na linii Belgrad – Prisztina powinno także zakładać rozwiązanie problemu statusu RS. Umieścimy tę kwestię w porządku dziennym, gdy pozwolą na to okoliczności – powiedział Dodik w rozmowie z gazetą „Večernje novosti”.
Jeśli Kosowo wejdzie do ONZ, rząd w Banja Luce zażąda tego samego dla RS. Innymi słowy, RS ogłosi niepodległość, co grozi wznowieniem wojny w BiH po ćwierćwieczu pokoju. Niektórzy dostrzegają w słowach Dodika i Vučicia drugie dno. „Dodik powiązał status RS z Kosowem, potwierdzając, że w propozycji podziału nie chodzi o Kosowo. Serbscy nacjonaliści chcą stworzyć precedens i wykorzystać go w BiH” – napisał Reuf Bajrović, były minister energii, górnictwa i przemysłu BiH. Jego zdaniem po przekazaniu Kosowa Płn. władze w Banja Luce, od miesięcy szkolące przy wsparciu Rosji własne struktury paramilitarne, zażądałyby nie niepodległości, ale połączenia z Serbią.
Rząd Kosowa nie chce mówić o oddaniu północnej części kraju. – Nie będzie ani podziału, ani wymiany terytoriów, ani korekty granic. Podział oznacza wojnę. Nawet rozmowa o tym jest niebezpieczna – komentował premier Kosowa Ramush Haradinaj. Tego samego zdania jest dowódca sił NATO w Kosowie generał Salvatore Cuoci. – Taka opcja może wywołać serię podobnych zdarzeń na całych Bałkanach – oświadczył pytany przez kanał Klan Kosova. Bardziej skłonny do rozważenia oferty jest za to prezydent kraju Hashim Thaçi.