Władze Kosowa nie przyznały statusu autonomicznego serbskiej mniejszości na północy kraju, choć w sobotę upłynął czteromiesięczny termin na to wyznaczony przez Unię Europejską. Władze zarówno w Prisztinie, jak i w Belgradzie apelują o spokój.

Prezydent Kosowa Hashim Thaci zapewnił w sobotę, że prace nad statusem autonomicznym dla kosowskich Serbów są na ostatnim etapie, a ich wynik zostanie wkrótce przedstawiony. Serbowie stanowią 5 proc. z około 1,8-milionowej ludności Kosowa, jednak w północnej części kraju stanowią większość.

W nocy z piątku na sobotę międzynarodowe siły KFOR, dowodzone przez NATO i stacjonujące w Kosowie od 1999 roku, zablokowały dojścia do sztucznego jeziora Gazivoda, kluczowego dla Prisztiny, na granicy Serbii i Kosowa. Jak pisze dpa, była to najwyraźniej reakcja na spekulacje, że siły specjalne albańskiej policji zamierzają odebrać Serbii kontrolę nad tym strategicznie ważnym zbiornikiem.

"Zwróciłem się do Serbów w Kosowie z prośbą, by nie podejmowali żadnych działań i wytrzymali jeszcze kilka dni" - powiedział prezydent Serbii Aleksandar Vuczić. Wcześniej media podawały, że serbska mniejszość po upłynięciu unijnego terminu w sobotę zamierzała ogłosić autonomię jednostronnie. "Mam nadzieję, że siły KFOR zrobią, co do nich należy" - dodał Vuczić, nawiązując - zdaniem dpa - do sytuacji wokół Gazivody.

Liczące 24 kilometry długości sztuczne jezioro powstało po zbudowaniu elektrowni wodnej na rzece Ibar w latach 70. XX wieku, gdy zarówno Serbia, jak i Kosowo należały do Jugosławii. W jednej czwartej jest położone po serbskiej stronie granicy, a w trzech czwartych po kosowskiej, na terenach zamieszkanych przez tamtejszych Serbów.

Zbiornik ten ma strategiczne znaczenie dla Kosowa, które w całości zaopatruje w wodę i prąd. "Kto kontroluje Gazivodę, ten kontroluje całe Kosowo" - napisała w sobotę belgradzka bulwarówka "Kurir". Kosowo chce przejąć kontrolę nad jeziorem, ale Serbia ten postulat odrzuca.

Wygląda też na to, że ostatecznie wykluczone jest opisywane przez media rozwiązanie kosowsko-serbskiego sporu o przebieg granic poprzez zamianę ziem. Kosowski premier Ramush Haradinaj zdecydowanie odrzucił takie rozwiązanie, argumentując, że doprowadziłoby do wojny. Także Vuczić ocenił, że przynajmniej na razie nie ma szans na kompromis. "Czy kompromis jest już w zasięgu wzroku? Uważam, że nie, nie jestem w tej sprawie optymistą" - powiedział po rozmowach w Belgradzie z patriarchą Serbskiej Cerkwi Prawosławnej Irinejem.

Kosowo, była serbska prowincja, w lutym 2008 roku jednostronnie oderwało się od Serbii i jest uznawane przez ponad 100 państw, ale nie przez Belgrad i jego tradycyjnego sojusznika - Rosję. Prisztina i Belgrad znajdują pod naciskiem Unii Europejskiej, która domaga się, aby obydwa kraje rozwiązały sporne problemy, w tym wyznaczenia granic, jeśli chcą kiedyś stać się członkami UE.(PAP)