Nowy prezydent kraju Miguel Díaz-Canel będzie musiał przyspieszyć reformy gospodarcze
Dziś ze stanowiska prezydenta Kuby odchodzi Raúl Castro, kończąc tym samym 59-letnią erę rządów braci Castro. Ale zmiana ma charakter przede wszystkim symboliczny. Desygnowany na następcę Miguel Díaz-Canel zapewne będzie kontynuował ostrożne reformy gospodarcze poprzednika. Nie należy się też spodziewać większej liberalizacji politycznej.
Formalnie nowego prezydenta musi jeszcze wybrać Zgromadzenie Narodowe, czyli kubański parlament, który wczoraj zebrał się na dwudniową sesję. Ale biorąc pod uwagę, jak wyglądały wybory jego członków – na 605 miejsc do obsadzenia kandydowało 605 osób – będzie to tylko formalność. Zresztą cała operacja „sukcesja” została starannie przygotowana. 86-letni Raúl Castro – który w 2006 r. najpierw przejął obowiązki od chorego Fidela, a dwa lata później oficjalnie go zastąpił – już dawno zapowiedział, że jego druga kadencja będzie zarazem ostatnią i czas oddać władzę młodszym. A Díaz-Canel, który jutro kończy 58 lat, od dawna był przez niego przygotowywany do roli następcy. Inna sprawa, że Castro nie przechodzi całkowicie na emeryturę. Do 2021 r. pozostanie szefem Komunistycznej Partii Kuby, nadzorując i wspierając sukcesora.
– Díaz-Canel jest przede wszystkim dobrym administratorem, a nie charyzmatycznym liderem czy politycznym strategiem. Już od wielu lat jest w strukturach władzy i doskonale wie, jak działa proces zarządzania tym złożonym reżimowym aparatem. Został wybrany dlatego, że ze wszystkich potencjalnych kandydatów daje największe szanse na przejście do nieco bardziej zliberalizowanego modelu gospodarczego, zachowując pryncypia ideologiczne braci Castro – mówi Mateusz Mazzini, ekspert od Ameryki Łacińskiej z Polskiej Akademii Nauk.
A liberalizacja gospodarcza jest nieunikniona, jeśli Kuba ma wyjść z permanentnego kryzysu. Według Pavla Vidala, byłego ekonomisty kubańskiego banku centralnego, gospodarka kraju jest dziś o jedną trzecią mniejsza niż w 1985 r., kiedy w sporej mierze była subsydiowana przez Związek Sowiecki. Reformy zresztą zaczęły się już kilka lat temu. Raúl Castro, który przez lata stał w cieniu starszego i bardziej charyzmatycznego brata, a przy tym uchodził za nieprzejednanego ideologicznie komunistę, po przejęciu władzy zdecydował o wprowadzeniu na Kubie elementów rynkowych.
Dopuszczono prywatną działalność gospodarczą w wielu zawodach, wydzierżawiono ziemię, stworzono specjalną strefę ekonomiczną, gdzie mogą działać zagraniczni inwestorzy, pozwolono Kubańczykom sprowadzać towary z zagranicy. To wszystko pomogło zdywersyfikować gospodarkę i przełamać najcięższe kłopoty, ale reformy w dalszym ciągu są zbyt powolne i zbyt ostrożne. W ciągu ostatniej dekady kubańska gospodarka rozwijała się średnio w tempie 2,4 proc. rocznie. Z tym że same władze szacowały kilka lat temu, iż aby wyjść z kryzysu, powinno to być co najmniej 7 proc.
– Dziesięć lat Raúla było jednoznacznym kursem w kierunku urynkowienia gospodarki, ale jeśli porównamy sytuację Kuby z krajami, które wyszły z komunizmu, czy tymi, gdzie przetrwał on zimną wojnę, jak Chiny czy Wietnam, widać, jak bardzo wyspa pozostała z tyłu. Díaz-Canel będzie musiał przyspieszyć, bo powolne reformy niewiele dają. Zarazem Kuba trochę przespała moment, w którym mogła przyspieszyć, bo stracono przychylny kontekst geopolityczny, gdy Barack Obama rozpoczął odwilż w stosunkach z Hawaną. Administracja Donalda Trumpa nie będzie ułatwiać Kubańczykom tego otwarcia – mówi Mateusz Mazzini.
Z drugiej strony liberalizacja gospodarcza zawsze grozi tym, że w ślad za nią mogą się pojawić żądania zmian politycznych. Kubańczycy mają coraz większy kontakt z zagranicznymi turystami, sami też mogą – jeśli tylko mają pieniądze – swobodnie jeździć za granicę czy korzystać z internetu, więc to może powodować powolne kruszenie systemu. Inna sprawa, że kubańska opozycja jest obecnie bardzo słaba, podzielona i nie wydaje się być siłą mogącą inspirować zmiany polityczne.
– Myślę, że jeszcze przynajmniej w perspektywie 10–15 lat żadnej demokratyzacji na Kubie nie należy się spodziewać. Wskazanie Díaza-Canela też jest elementem mającym zachować system. Aby to ułatwić, Raúl Castro zdecydował się na ograniczenie liczby kadencji i zinstytucjonalizowanie przekazywania władzy, ale zarazem sam wybrał własnego następcę – uważa Mazzini. ⒸⓅ