Donald Trump coraz mocniej atakuje prokuratora badającego związki jego kampanii prezydenckiej z Rosją. Spekulacje na temat odwołania Roberta Muellera, prokuratora prowadzącego śledztwo w sprawie rosyjskich prób wpływania na wynik w wyborach prezydenckich, wzmogły się po niedawnej serii tweetów prezydenta, w których po raz pierwszy wprost zaatakował byłego szefa FBI.
„Dlaczego w zespole Muellera jest 13 zdeklarowanych Demokratów, w tym sympatycy Zakłamanej Hillary i zero Republikanów? Niedawno dodano jeszcze jednego Demokratę. Czy ktokolwiek uważa, że to uczciwe? A żadnej zmowy nie było” – napisał w jednym z nich.
Trump do tej pory trzymał się narracji, że śledztwo jest polowaniem na czarownice, ale nie wymieniał Muellera z nazwiska ani nie zarzucał mu stronniczości. Personalny atak prezydenta stał się powodem domysłów, że chciałby się pozbyć prokuratora.
To nie będzie łatwe. Trump nie może go po prostu odwołać, gdyż nie jest to w jego kompetencjach. Muellera powołał zastępca prokuratora generalnego Rod Rosenstein i tylko on może go zwolnić. Na dodatek przepisy precyzują, w jakich sytuacjach może to nastąpić. A są to: niewłaściwe prowadzenie sprawy, zaniedbywanie obowiązków, niezdolność do prowadzenia śledztwa, konflikt interesów bądź inne ważne przyczyny. Rosenstein kilkakrotnie powtarzał, że żadna z nich nie nastąpiła i nie widzi powodu, by odwoływać Muellera. To oznacza, że jeśli Trump chciałby się pozbyć śledczego, musi najpierw usunąć Rosensteina i jeszcze znaleźć kogoś w Departamencie Sprawiedliwości, kto podpisałby się pod odwołaniem Muellera, ryzykując swoją karierę i być może narażając się na zarzuty utrudniania śledztwa.
Po drugie, nawet jeśli się to uda, nie spowoduje to, że śledztwo zostanie zamknięte. Kongres będzie naciskał na jak najszybsze powołanie nowego specjalnego prokuratora (tak było, gdy Richard Nixon doprowadził w 1973 r. do odwołania śledczego badającego aferę Watergate – nie uratowało go to przed groźbą impeachmentu i rezygnacją). Trump, doprowadzając do odwołania Muellera, ryzykowałby zarzutem utrudniania prowadzenia śledztwa, co jest wystarczającym powodem do wszczęcia procedury impeachmentu.
O tym, że będzie to dla prezydenta „czerwona linia”, mówią nie tylko demokraci, ale nawet część republikanów. – Zwolnienie Roberta Muellera będzie początkiem końca tej prezydentury – ostrzegł senator Lindsey Graham, główny obecnie krytyk Trumpa w Partii Republikańskiej. – Proszę nie tworzyć kryzysu konstytucyjnego. Jedynym konstytucyjnym rozwiązaniem po tym fakcie będzie impeachment. Nikt nie chce tego rozwiązania. Panie prezydencie, proszę nie iść w tę stronę – apelował inny republikański senator Jeff Flake.
– Nie sądzę, by Bob Mueller gdzieś się wybierał – oświadczył szef senackiej większości Mitch McConnell, zaś przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan powiedział, iż „otrzymał zapewnienie, że zwolnienie Muellera nie jest w ogóle rozważane”. Biorąc pod uwagę, jak często i w jaki sposób prezydent zwalnia członków swojej administracji, wiara w te zapewnienia wydaje się naiwnością.
To z kolei powoduje, iż w amerykańskich mediach pojawiły się spekulacje, że być może Trump i Ryan właśnie chcą rozpoczęcia impeachmentu. Trump pozbyłby się niewygodnego dla siebie prokuratora kosztem wszczęcia tej procedury. Jednak z racji układu sił w Kongresie nie ma szans na jej zakończenie przez pozbawienie prezydenta stanowiska. Potencjalne zyski: przez najbliższe miesiące, w czasie kampanii przed wyborami do Kongresu, sprawa będzie rozgrzewała Amerykę, a prezydent będzie mógł mobilizować swoich wyborców, argumentując, że to wszystko jest spiskiem związanego z demokratami establishmentu.
A ponieważ Trump ma stały elektorat, przy tradycyjnie niskiej frekwencji w wyborach do Kongresu pomiędzy elekcjami prezydenckimi (mid-term elections) może to wystarczyć do utrzymania przez republikanów większości w obu izbach.