Wszystkie główne cele ostatniej misji Starshipa – poprawny start, separacja stopni, zapłon w próżni i kontrolowane wodowanie – zostały osiągnięte mimo drobnych usterek technicznych. To kolejny krok na drodze do uruchomienia komercyjnych lotów tego statku.

- Zbliżamy się do próby generalnej, w której dwa Starshipy na orbicie będą symulować tankowanie w kosmosie – powiedział Łukasz Wilczyński. Zwrócił przy tym uwagę na wyjątkowy modelu pracy SpaceX.

- SpaceX działa w systemie iteracyjnym. W każdym kolejnym locie testowane są konkretne rzeczy, co prowadzi do ciągłego postępu. Przed erą SpaceX rakiety projektowano w ten sposób, że wszystko było wielokrotnie testowane – w komputerach, w warunkach laboratoryjnych, tzw. suchych testach itd. To bardzo bezpieczne, można powiedzieć „księgowe” podejście. Firma Elona Muska od początku robi to zupełnie inaczej i otwarcie to komunikuje - wskazał rozmówca PAP.

Przypomniał też falę krytyki, która nastąpiła po – jak się wtedy wydawało - niepowodzeniach rakiet Falcon. Jak dodał, firma Muska miała jednak te katastrofy w dużej mierze wliczone w rozwój, ale musiała wyjaśniać, że na tym polega przyjęty przez nią iteracyjny model rozwoju. Przypomina on trochę prace Edisona, który musiał zniszczyć wiele żarówek, zanim wynalazł tę prawidłową – porównał ekspert.

Dodał, że obecnie także inne firmy zaczynają odwzorowywać ten model.

- Niedawno niemiecka firma Isar Aerospace, po eksplozji rakiety wydała podobny komunikat, jak SpaceX po eksplozji rakiet Falcon. Szef firmy wystąpił i spokojnie opowiedział o tym „niepowodzeniu”, także po to, aby inne firmy wyciągały odpowiednie wnioski z podobnych doświadczeń. To ważne dla Europy, bo jako kontynent pracujemy teraz nad tym, aby mieć jak najszybciej własne nowoczesne możliwości wynoszenia różnorodnych ładunków na orbitę. SpaceX utorowało drogę do innego patrzenia na próbne loty rakiet. Firma udostępniła nawet cały film pokazujący wszystkie eksplozje rakiet Falcon – zaznaczył Łukasz Wilczyński.

Jego zdaniem, jeśli Starship zacznie normalnie funkcjonować, będzie oferować niezwykłe możliwości w różnych obszarach i firma Muska zarobi na swoich „katastrofach” z nawiązką.

- SpaceX zmonopolizuje rynek wynoszenia ładunków na orbitę. Mówimy o cenie 200 dol. za kilogram ładunku. Sama pojemność to także przełom, nawet pomijając rekordowo niskie koszty. Dzisiaj coraz częściej wynosi się całe konstelacje satelitów zamiast pojedynczych urządzeń. Starship będzie w tym niezastąpiony - przewiduje ekspert.

Według niego może też skrócić transport ważnych ładunków na samej Ziemi. - Lot na orbitę i na drugi kraniec planety zajmie dosłownie dwie godziny. Myślę, że w ciągu dwóch lat można się spodziewać pierwszych rutynowych działań z wykorzystaniem Starshipa na okołoziemskiej orbicie – opisał.

Wilczyński wskazał, że orbitalnych zastosowań będzie więcej. - Po pierwsze mowa o serwisowaniu satelitów – tankowaniu czy naprawie. Coraz bardziej potrzebne staje się także zdejmowanie dużych zużytych satelitów z orbity. Pojawić się mają też usługi orbitalnej produkcji, czyli wytwarzania pewnych działających na orbicie elementów już kosmosie - wymienił.

Jego zdaniem Starship będzie też odgrywał kluczową rolę w obsłudze stacji kosmicznych. - Obecnie budowanych jest już kilka nowych orbitalnych habitatów i pierwsze stacje mają powstać już niedługo. Do tego dochodzi kosmiczna turystyka, w tym w pełni orbitalne loty i pobyty. Ten rynek będzie się szybko rozwijał. Stacja Haven-1 przeznaczona dla turystyki ma być budowana na orbicie już za rok – przypomniał Wilczyński.

Ekspert jest przekonany, że Starship otworzy zupełnie nowy rynek, podobnie jak to było w przypadku rakiety Falcon. - Wcześniej nikt sobie nie wyobrażał powstania całego rynku nano- i cubesatów. Wtedy satelity kojarzono z czymś dużym, strasznie kosztownym, na co tylko rządy mogły sobie pozwolić. Teraz działają np. firmy produkujące gotowe komponenty cubesatów. Utworzył się zupełnie nowy biznes. Podobnie będzie po wprowadzeniu Starshipa – powiedział.

Dodał, że Starship może też mieć kluczowy udział w operacjach księżycowych, a także lotach na Marsa - jeśli dojdą do skutku. W tym kontekście przywołał też program Artemis - amerykański program mający na celu powrót ludzi na Księżyc i stworzenie tam stałej obecności.

- Pamiętajmy, że Artemis to program nie tylko księżycowy. Ma dwie fazy: księżycową i w dużo dalszej perspektywie marsjańską. Ponadto musimy w kosmosie stawiać sobie ambitne cele. Kosmos stał się świetnym biznesem, ale nie możemy naszych ambicji sprowadzać tylko do tego wymiaru. Potrzebujemy dalekosiężnego celu, do którego dążymy. Mars jest do tego doskonały. Próba dotarcia do niego przyniesie też realne korzyści. Lądowanie na Księżycu dało nam wiele nowych technologii, podobnie będzie z Marsem. Załogowy lot na Marsa to będzie także potężny symbol – podsumował prezes Europejskiej Fundacji Kosmicznej.