Najmłodszy kraj Europy od dekady tkwi w politycznym zawieszeniu i nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić.



Choć przypadająca w sobotę 10. rocznica proklamowania niepodległości przez Kosowo będzie hucznie świętowana, nie przysłoni problemów, z którymi musi się mierzyć najmłodszy kraj Starego Kontynentu. Po części wynikających z tego, że Kosowo wciąż jest nieuznawane przez niemal połowę świata.
Brak jedności w ONZ
Deklarację niepodległości ogłoszono w 2008 r. po tym, jak negocjacje na temat zaproponowanego przez byłego prezydenta Finlandii Marttiego Ahtisaariego planu pokojowego utknęły w martwym punkcie. Przewidujący faktyczną niepodległość plan miał poparcie kosowskich Albańczyków, a także Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, ale sprzeciwiały mu się Serbia, uważająca Kosowo za część swojego terytorium, oraz Rosja.
Choć w ślad za deklaracją niepodległości poszły czyny i Kosowo faktycznie stało się odrębnym bytem politycznym, uznawane jest tylko przez 111 spośród 193 członków ONZ. Wśród tych, którzy go nie uznają, są m.in. dwaj stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ (Chiny i Rosja), pięcioro członków UE (Cypr, Grecja, Hiszpania, Rumunia i Słowacja), a także tak istotne państwa, jak Brazylia, Indie, Indonezja czy Meksyk. Najczęstszym motywem odmowy jest uznawanie prymatu zasady integralności terytorialnej państw.
Oczywistą sprawą jest to, że takie połowiczne uznanie mocno utrudnia funkcjonowanie w świecie. Kosowo nie ma szans na przyjęcie do ONZ i kilku innych organizacji międzynarodowych, do części weszło dopiero niedawno, a członkostwo w Unii Europejskiej pozostaje bardzo odległą perspektywą nawet po spełnieniu trudnego warunku wstępnego, jakim jest unormowanie relacji z Serbią. Zresztą nawet część państw uznających Kosowo nie traktuje go jako pełnoprawnego członka społeczności międzynarodowej; przykładem jest choćby Polska, która do dziś nie nawiązała z nim stosunków dyplomatycznych.
– Nie chodzi tylko o miejsce w ONZ. Brak pełnego uznania międzynarodowego oznacza bardzo dużo problemów praktycznych, związanych z takimi sprawami, jak uznawanie dokumentów, międzynarodowy system pocztowy, telefoniczny numer kierunkowy, kontrola ruchu lotniczego, ubezpieczeniowy system zielonej karty. Jak trudna jest budowa nowego państwa, nawet mając silne poparcie Stanów Zjednoczonych, pokazuje to, że mieszkańcy Kosowa potrzebują wiz do większej liczby państw świata niż Afgańczycy – mówi w rozmowie z DGP Marta Szpala, analityk ds. bałkańskich z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Ale tego typu problemy to tylko jedna z przyczyn, dla których sobotnia rocznica jest nieco gorzka. – Oczekiwania związane z niepodległością nie do końca się spełniły. Po części dlatego, że były zbyt duże. Myślano, że gdy pojawi się własne państwo, wszystkie problemy znikną. Kosowo zawsze było najbiedniejszą częścią Jugosławii i było finansowane z dochodów z innych części kraju. Kiedy zostało samo, okazało się, że możliwości rozwoju są niewielkie, bo ma słabą infrastrukturę, jest daleko od rynków zbytu, nie ma dostępu do morza – dowodzi Marta Szpala.
Poniżej granicy ubóstwa
Efekty tego gospodarczego zapóźnienia widać w statystykach. Mimo stałego rozwoju nadal, według Banku Światowego, pod względem PKB na jednego mieszkańca, Kosowo wyprzedza spośród państw europejskich tylko Mołdawię i Ukrainę, a według ONZ jedna trzecia z prawie dwumilionowej populacji żyje poniżej granicy ubóstwa. Jedna trzecia mieszkańców nie ma pracy, a wśród młodzieży bezrobocie wynosi 52 proc. Nic dziwnego, że wielu mieszkańców Kosowa wyjeżdża szukać szczęścia za granicą. W czasie kryzysu migracyjnego w 2015 r. obywatele tego kraju byli w ścisłej czołówce składających wnioski o azyl, choć podstawy do uznawania ich za uchodźców były nader wątpliwe.
Korupcja i nepotyzm
– Drugą sprawą jest to, że nie do końca sprawdziły się elity. Rządzący politycy to byli partyzanci, którzy zaczęli wykorzystywać sytuację. Jest dużo korupcji i nepotyzmu. Szybko się okazało, że tylko znajomości polityczne dają szansę na jakąkolwiek karierę. Z drugiej strony rozczarowanie własnym państwem nie oznacza, że pozostawanie w jednym kraju z Serbią byłoby rozwiązaniem. Kosowo mimo wszystko jest teraz stabilniejsze, co wpływa pozytywnie na stabilizację całego regionu – kontynuuje ekspertka OSW.
Tym, co poprawiłoby sytuację Kosowa, byłoby uregulowanie stosunków z Serbią, co według kosowskiego prezydenta jest bardzo prawdopodobne.
– Umowa między Kosowem a Serbią, która mam nadzieję zostanie zawarta w 2018 r., będzie historyczna i kompleksowa, a jej skutkiem będzie członkostwo Kosowa w ONZ – powiedział we wtorek Reutersowi Hashim Thaçi. Presję na Belgrad wywiera Unia Europejska, która trzyma się stanowiska, że nie ma mowy o przyjęciu Serbii, dopóki ta nie ureguluje sprawy swoich granic.
Jakkolwiek Kosowo jest uważane przez Serbów za kolebkę państwowości, to strategicznym celem kraju pozostaje jednak wejście do Unii Europejskiej (realny termin to połowa przyszłej dekady) i prezydent Aleksandar Vučić zasugerował niedawno możliwość pogodzenia się z utratą dawnej prowincji. Kosowo zresztą też swoją przyszłość widzi w Unii, ale na razie jest dopiero uznawane za potencjalnego kandydata i nie ma jak dotąd żadnego horyzontu czasowego, w którym można by mówić o ewentualnym członkostwie. Na pewno nie stanie się to przed 20. rocznicą niepodległości.