4 marca we Włoszech odbędą się wybory, w których wszystko może się zdarzyć: od powrotu Silvia Berlusconiego po rząd populistów.



W plebiscycie liczą się tak naprawdę tylko trzy siły: antysystemowy Ruch Pięciu Gwiazd, centrolewicowa Partia Demokratyczna oraz centroprawicowy sojusz Forza Italia i Ligi Północnej. Sondaże nie dają wyraźnej przewagi żadnej z tych sił, co wyklucza możliwość samodzielnego rządzenia. To oznacza konieczność sformowania koalicji.
Zacznijmy od antysystemowego Ruchu Pięciu Gwiazd, który przez ostatni miesiąc ma niewielką przewagę w sondażach. Kandydatem na premiera ugrupowania jest 32-letni Luigi Di Maio, dotychczasowy szef parlamentarnej reprezentacji Ruchu i de facto polityczny nowicjusz (nie ma za sobą kariery w rządzie, jak np. jego rówieśnik, kanclerz Austrii Sebastian Kurz).
Nawet jeśli Ruch wygra wybory, Di Maio może nie zostać premierem przez wzgląd na niską zdolność koalicyjną swojego ugrupowania. Formowania rządu z populistami odmawia zarówno Partia Demokratyczna, jak i Forza Italia. Sam Di Maio wyraził zainteresowanie koalicją z niedawno utworzoną, lewicową partią Wolni i Równi – ta jednak w sondażach uzyskuje ok. 6 proc. poparcia. Taki sojusz mógłby więc nie mieć większości w Izbie Deputowanych.
Możliwy jest jednak jeszcze jeden wariant: koalicja Ruchu Pięciu Gwiazd oraz Ligi Północnej, czyli sojusz sił antysystemowych, przed którym przestrzegał niedawno czołowy publicysta „Financial Times” Wolfgang Munchau. Na ile ten scenariusz jest prawdopodobny, wiedzą tylko Di Maio i lider Ligi Matteo Salvini. Ten pierwszy stwierdził niedawno, że do koalicji może zmusić obydwa ugrupowania arytmetyka wyborcza; ten drugi nazwał sojusz „wymysłem fantazji”. Chociaż jeszcze parę miesięcy temu stwierdził, że w odpowiednich okolicznościach mógłby chwycić za telefon i zadzwonić do Beppe Grillo, założyciela Ruchu.
Te okoliczności to brak większości w Izbie Deputowanych w podstawowym wariancie, na który liczy Salvini, czyli w koalicji z Forza Italia Silvia Berlusconiego. O ile Ruch Pięciu Gwiazd prowadzi w sondażach jako jedno ugrupowanie (26,5 proc.), to największe poparcie łącznie mają właśnie te dwie partie (15,9 proc. dla Forzy i 13,8 proc. dla Ligi). Jeśli dorzucić do tego głosy skrajnie prawicowej formacji Włoscy Bracia, taki sojusz może być zdolny do samodzielnego rządzenia.
Nie oznacza to jednak powrotu Silvia Berlusconiego na fotel premiera – a przynajmniej nie teraz. 81-letni polityk do przyszłego roku ma zakaz sprawowania funkcji publicznych – to efekt procesu o oszustwa podatkowe. Lider Forza Italia – jako najsilniejszego ugrupowania w tej konstelacji – może jednak namaścić kogoś na to stanowisko. Pogłoski mówią, że mógłby to być obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani, który należy do partii Berlusconiego.
Teoretycznie możliwy jest jednak wariant, w którym więcej głosów otrzymuje Liga, a o stanowisko szefa rządu zacznie się ubiegać Salvini. Co więcej, lider Ligi ma świadomość, że bez niego Berlusconi nie wróci do władzy, może więc próbować wymusić na założycielu Forzy fotel premiera dla siebie, grożąc w przeciwnym wypadku koalicją z Ruchem Pięciu Gwiazd – gdzie i tak przecież nie otrzyma tego stanowiska.
Mało prawdopodobny natomiast jest powrót na stanowisko premiera Mattea Renziego. Szef Partii Demokratycznej wciąż jest popularnym politykiem, ale nie tak jak w 2014 r., kiedy wprowadzał się do Palazzo Chigi. Obwinia się go m.in. za rozłam, w wyniku którego z partii odeszli politycy o lewicowych poglądach (tworząc wspomniane już ugrupowanie Wolnych i Równych), a także o to, że nie był w stanie powstrzymać spadków w sondażach. Nie pomogły też plotki o konflikcie wewnątrz partii między byłym premierem a obecnym, czyli Paolem Gentilonim (Renzi ostatnio powiedział o sobie, że jest jak Red Bull, zaś Gentiloni – jak herbata z rumiankiem).