Według sondaży prezydent, mimo problemów gospodarczych kraju, w cuglach uzyska reelekcję. I to już w pierwszej turze marcowych wyborów
/>
Choć tradycyjnie w pierwszym tygodniu stycznia życie polityczne w Rosji zamiera, rok 2018 jest wyjątkiem od tej reguły. Okres noworoczno-świąteczny (Rosjanie obchodzą Boże Narodzenie 7 stycznia) tym razem jest jednocześnie czasem, w którym chętni do udziału w kampanii prezydenckiej zbierają dokumenty niezbędne do rejestracji.
Lista kandydatów, których Centralna Komisja Wyborcza (CIK) dopuści do wyścigu, jest już z grubsza znana. Urzędujący prezydent Władimir Putin nie tylko nie będzie miał rywala, który byłby w stanie mu zagrozić, ale i – po odmowie rejestracji Aleksieja Nawalnego – nikt nie będzie w stanie przed rozpisanymi na 18 marca wyborami zaproponować realnej alternatywy dla obecnego systemu.
Dotychczas jako kandydata zarejestrowano jedynie lidera Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimira Żyrinowskiego. Dla tego nacjonalistycznego populisty będzie to szósty start na prezydenta Rosji, ale nigdy nie udało mu się przekroczyć 10-proc. poparcia. O ile w latach 90. był traktowany jako realne zagrożenie dla rosyjskiego systemu politycznego, o tyle za rządów Putina zaczął odgrywać rolę opozycji systemowej, akceptowanej przez Kreml.
Pozostali kandydaci partyjni mają czas do 12 stycznia, by dostarczyć CIK konieczne dokumenty. Kandydaci niezależni – a wśród nich formalnie jest tym razem także prezydent Putin – muszą to zrobić do najbliższej niedzieli. Kolejne kroki zależą od wysuwającego gremium. Partie parlamentarne, czyli mieszczące się w systemie, nie muszą zbierać podpisów poparcia. Przedstawiciele partii pozaparlamentarnych powinny zdobyć 100 tys., a kandydaci niezależni – trzykrotnie więcej. Rządząca Jedna Rosja poparła Putina; to samo zrobiła Sprawiedliwa Rosja, która ostatecznie zrezygnowała z udawania opozycji.
Ze zbierania podpisów poza Żyrinowskim będzie więc zwolniony jedynie kandydat komunistów z KPRF Pawieł Grudinin, dyrektor podmoskiewskiego sowchozu im. Lenina. Grudinin to największa sensacja początkowego etapu kampanii. Uznawany za jedną z najbardziej perspektywicznych postaci KPRF, zastąpił w tej roli odwiecznego rywala komunistów, 73-letniego Giennadija Ziuganowa, który dotychczas czterokrotnie ubiegał się o najwyższy urząd w państwie. Mało kto spodziewał się, że lider KPRF zrezygnuje z udziału w spektaklu.
Niezależnie od tego, kogo wysuną partie koncesjonowanej opozycji, dla zwycięstwa Putina nie ma alternatywy. W ostatnim sondażu, który 23–24 grudnia przeprowadziła Fundacja Opinia Publiczna (FOM), chęć poparcia dla prezydenta zadeklarowało 68 proc. osób, podczas gdy na drugiego na liście Żyrinowskiego chce głosować 7 proc. pytanych, na trzeciego Ziuganowa (sondaż przeprowadzono przed decyzją KPRF) – 4 proc., a na pozostałych potencjalnych kandydatów chciałby głosować najwyżej co setny Rosjanin.
FOM nie uwzględniła w badaniu Aleksieja Nawalnego, w stosunku do którego Sąd Najwyższy uznał 30 stycznia, że CIK podjęła słuszną decyzję, odmawiając mu rejestracji. Sam Nawalny, na którym ciąży wyrok w zawieszeniu wydany w procesie uznanym przez obserwatorów za motywowany politycznie, argumentuje, że decyzja opiera się na przepisach niezgodnych z konstytucją, która zakazuje startu jedynie kandydatom odsiadującym wyrok za kratkami.
Nawet Nawalny, dysponujący zorganizowanymi strukturami zwolenników i mający znaczną zdolność autopromocji, nie przekraczał w poprzednich sondażach 3 proc. poparcia. Rosyjscy politolodzy sugerują, że strach przed Nawalnym nie wynika z obaw przed porażką wyborczą Putina, ale przed dopuszczeniem opozycjonisty do mediów państwowych. Elektorat protestu w zastępstwie Nawalnego ma zbierać liberalna publicystka Ksienija Sobczak. Zdaniem jej krytyków startuje ona z błogosławieństwem Kremla, czego ma dowodzić zapraszanie jej do państwowej telewizji.
W tej sytuacji marcowe wybory siłą rzeczy przekształcają się – co charakterystyczne dla państw autorytarnych – w plebiscyt na temat urzędującego prezydenta. Dlatego z punktu widzenia Kremla równie istotna co wskaźnik poparcia będzie frekwencja. Obóz władzy zadowoli ponad 70-proc. poparcie (takie Putin osiągnął w 2004 i 2012 r.) przy ok. 65-proc. frekwencji, co dałoby Putinowi silną legitymację na kolejnych sześć lat. Z osiągnięcia dobrych wyników będą rozliczani lokalni gubernatorzy – w przeszłości słabe wyniki wróżyły szybkie dymisje.
Kreml ma jednak problem z zaproponowaniem Rosji przekonującej propozycji na drugą z kolei, a czwartą w ogóle kadencję Władimira Władimirowicza. Ostatnim wielkim projektem, zakończonym fiaskiem, była modernizacja propagowana przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa (rządził w latach 2008–2012). „Bieżący etap rozwoju modelu putinowskiego charakteryzuje się stagnacją i inercją (nierzadko jest porównywany z breżniewowską epoką »rozkwitu marazmu«) w sferze ekonomicznej, politycznej i ideowej” – pisze Maria Domańska w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich.
Brak konkretnych propozycji na przyszłość był w ostatnich latach rekompensowany patriotyczną euforią wywołaną najpierw aneksją Krymu i interwencją na Ukrainie, a potem – w mniejszym stopniu – udziałem w wojnie w Syrii. Ten efekt powoli jednak się wyczerpuje. Sondaże Centrum Lewady wciąż wskazują, że działalność Putina nadal podoba się ponad 80 proc. Rosjan – aprobata skoczyła na taki poziom z 60–65 proc. w 2014 r., tuż po okupacji Krymu, i od tej pory nie maleje. Ale już w przypadku rządu Miedwiediewa w tym roku zaczęły przeważać opinie negatywne, co skłania do spekulacji o możliwej dymisji premiera.
Putin nie potrzebuje wielkiego projektu. Sam nim jest
Jakie tematy będzie wykorzystywał Władimir Putin w kampanii prezydenckiej?
Ogólne ramy kampanii są już raczej znane. Przede wszystkim to polityka społeczna, jak zawsze. Putin stawia na pracowników zależnych od państwa, w tym zatrudnionych w budżetówce. Dlatego dla niego ważne będą obietnice socjalne. Wielkich reform nie ma co oczekiwać, raczej banalnego rozdawnictwa pieniędzy. Chodzi o to, by móc zagrać na nastrojach biedniejszej części ludności. Drugim tematem jest gospodarka cyfrowa. Putin się tym interesuje, odpowiada za to jego pomocnik ds. gospodarczych Andriej Biełousow. Ten blok tematyczny ma silne wsparcie aparatu państwowego. Ale nie oczekujmy liberalizacji kursu, raczej wykorzystania technologii cyfrowych w interesach władzy.
Funkcjonuje teza, że Kremlowi brakuje dziś wielkiego projektu w rodzaju modernizacji państwa lansowanej przed dekadą przez Dmitrija Miedwiediewa.
Putin reprezentuje zupełnie inny typ przywództwa niż Miedwiediew. Nie potrzebuje wielkich projektów, bo sam jest takim projektem. Z drugiej strony Putin jako lider stopniowo traci możliwość podejmowania strategicznych decyzji. Wszystko, co obecnie powstaje w gabinetach Kremla, jest pisane pod wybory. Ludzie zaangażowani w tę pracę nie mogą zaproponować żadnej decyzji, która zmieniałaby system, nawet w wyizolowanych obszarach, jak polityka społeczna czy zdrowotna. Ci ludzie muszą myśleć, co się spodoba wyborcy i samemu Putinowi. Nic więcej. Trudno zresztą przedstawiać wielkie plany na przyszłość, gdy tak wiele zależy od polityki zagranicznej.
Skoro jesteśmy przy niej, czy euforia po aneksji Krymu wciąż działa? Sztab Putina będzie z niej korzystać podczas kampanii?
Euforia minęła. Socjolodzy zaczęli to zauważać w 2016 r. Rosjanie żyją dziś problemami z inflacją, martwią się niejasnym kierunkiem, w jakim ma się rozwijać państwo. Co nie znaczy, że władze nie będą próbowały używać krymskiego argumentu w czasie kampanii. Nieprzypadkowo wybory wyznaczono dokładnie w czwartą rocznicę aneksji Krymu.