Setki tysięcy Turków bierze udział w wiecu na azjatyckim brzegu Bosforu na zakończenie 25-dniowego "Marszu sprawiedliwości", którego uczestnicy przeszli 450 kilometrów z Ankary do Stambułu, aby zaprotestować przeciw arbitralnemu stosowaniu prawa przez rząd.

Organizator pokojowego marszu i wiecu, główna opozycyjna, laicka Partia Ludowo-Republikańska (CHP, socjaldemokraci), której polityk, deputowany Enis Berberoglu został skazany na 25 lat więzienia za ujawnienie informacji i filmu mogących świadczyć o dozbrajaniu przez Turcję dżihadystów w Syrii, zorganizowała taki protest po raz pierwszy w swej historii.

69-letni przywódca CHP, Kemal Kilicdaroglu, oskarżył rządzącą Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana o to, że wykorzystała udaremniony zamach stanu z lipca ub. roku, aby "dokonać innego zamachu, cywilnego przewrotu dla własnych celów", aresztując ok. 50 tys. osób i usuwając z pracy ponad 100 tys.

"Wiele osób myślało, że to ostatni marsz. Jednak 9 lipca, to początek nowego etapu, nowe narodziny" - powiedział Kilicdaroglu, przemawiając do tłumów zgromadzonych na rozległej nadmorskiej esplanadzie nieopodal więzienia Maltepe, w którym odbywa karę Berberoglu, skazany za przekazanie opozycyjnemu dziennikowi "Cumhuriyet" tajnych informacji.

"Nasz marsz był marszem w obronie sprawiedliwości, szliśmy w obronie uciskanych, w obronie uwięzionych parlamentarzystów, w obronie uwięzionych dziennikarzy, ludzi wydalonych z uniwersytetów" - oświadczył Kilicdaroglu.

Agencje prasowe relacjonując przebieg wiecu opozycji, podają, że w ostatnim 3-kilometrowym etapie marszu, z esplanady nad Bosforem pod mury więzienia Maltepe, weźmie udział ćwierć miliona ludzi.

Marsz z Ankary do Stambułu i niedzielny wiec na azjatyckim brzegu Cieśniny Bosforskiej, to największa demonstracja opozycyjna w Turcji od czasu słynnych wieców protestacyjnych z 2013 roku na placu Taksim w Stambule.

Wiecu strzeże 15 tys. policjantów. (PAP)