Po porażce Frontu Narodowego w wyborach rozpoczęła się bezpardonowa walka o linię polityczną ultraprawicy.
Jean-Yves Camus badacz radykalnych ruchów społecznych z paryskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS) / Dziennik Gazeta Prawna



Jean-Marie Le Pen, założyciel ultraprawicowego Frontu Narodowego (FN), żąda dymisji swojej córki z zarządu partii po jej porażce w majowym wyścigu prezydenckim i słabym wyniku FN w czerwcowych wyborach parlamentarnych. Marine Le Pen wydała zakaz wpuszczania ojca do biur partyjnych. 89-letni nestor nacjonalistów odjechał we wtorek rozżalony sprzed głównej siedziby partii w Paryżu, przekonując, że reguły demokracji wymagają, aby córka ustąpiła ze stanowiska i dopuściła do władz partii lidera, który doprowadzi formację do zwycięstwa w kolejnych wyborach.
Jean-Marie Le Pen, który zaprzecza istnieniu obozów koncentracyjnych oraz masowej eksterminacji Żydów podczas II wojny światowej, jest honorowym przewodniczącym FN. Córka odsunęła go wprawdzie od realnej władzy już w 2011 r., gdy walczyła o zmianę wizerunku partii, ale ojciec wciąż lubi pojawiać się podczas oficjalnych uroczystości i chętnie udziela się w mediach. Jean-Marie Le Pen już wielokrotnie był skazywany przez francuskie sądy na wysokie grzywny za nawoływanie do nienawiści na tle rasowym i etnicznym oraz za wypowiedzi, że „Holokaust nie był specjalnie niehumanitarny” i że komory gazowe w obozach koncentracyjnych to był „nieszkodliwy detal w historii świata”.
Marine, czyli ta zła?
Wojna o linię polityczną ekstremistycznej prawicy trwa. Najbliższy sprawdzian dla francuskiej sceny politycznej to wybory europejskie w 2019 r. Wygląda na to, że ucywilizowany nieco przez Marine wizerunek partii może się zawalić. Już podczas kampanii wyborczej politycy FN podjęli wątek deportacji francuskich Żydów w 1942 r., dowodząc braku odpowiedzialności Francji za ten proceder. Jeden z liderów przekonywał, że w komorach obozów koncentracyjnych nie używano cyklonu B. Został wprawdzie usunięty z zarządu partii, ale kłamstwo oświęcimskie i różne odmiany negacjonizmu wracają we FN jak bumerang.
Marine jest obwiniana o to, że dopuściła do odpływu 4 mln wyborców FN od majowych wyborów prezydenckich, w których przez moment była nawet faworytem. Według badań opinii publicznej w wyborach parlamentarnych wyborcy wcześniej ją popierający albo w ogóle nie uczestniczyli w głosowaniu, albo przeskoczyli do obozu ultralewicowego Jeana-Luca Melenchona. Marine podczas kampanii parlamentarnej praktycznie nie pokazywała się publicznie – z wyjątkiem swojego ulubionego regionu Calais, gdzie ma największe poparcie i jest serdecznie przyjmowana przez wyborców. Nie organizowała wieców, nie dyskutowała z przeciwnikami politycznymi w innych okręgach wyborczych.
Problem tysięcy uchodźców po zlikwidowaniu dżungli Calais, czyli obozowiska imigrantów, nadal nie został rozwiązany przez francuskie władze. Zagubieni i zdesperowani ludzie błąkają się po mieście i okolicach. Tutaj na jednej z dróg trzy dni temu zginął polski kierowca – uchodźcy ustawiają na autostradzie barykady, dokonując napadów rabunkowych na przejeżdżające samochody. To m.in. przez to region Calais jest jednym z głównych bastionów Le Pen, kolejne to północny region Hauts-de-France, północno-wschodni Grand-East oraz południowy PACA (Prowansja, Alpy i Lazurowe Wybrzeże). Tutaj FN uzyskuje najlepsze wyniki.
W partii dochodzi też do innych sporów ideologicznych. Marine, która jest większą zwolenniczką laicyzmu niż pozostali członkowie partii, nie pomógł konflikt z wpływową 27-letnią siostrzenicą, Marion Marechal-Le Pen, postrzeganą jako polityk skupiającą wokół siebie ultraprawicowych katolików. Marion Marechal obiecywała w kampanii wyborczej, że wycofa zalegalizowanie małżeństw homoseksualnych (prawo Taubira z 2013 r.) oraz „przywróci tradycyjnej rodzinie należne jej miejsce w społeczeństwie”. Po konflikcie z ciotką niezadowolona ze sposobu sprawowania władzy w partii Marion Marechal wycofała się z polityki i zadeklarowała, że bardziej interesuje ją biznes. Spekuluje się jednak, że może założyć własną formację.
Z rodziną na zdjęciu
Antagonizmy w rodzinie Le Pen są niezwykle silne. Sama Marine w niedawnym wywiadzie dla dziennika „Le Parisien” stwierdziła, że związek na linii córka–ojciec w jej rodzinie nie istnieje od dawna, choć od dzieciństwa towarzyszyła ojcu na politycznych wiecach i spotkaniach. W latach 70. wspólnie demonstrowali w Paryżu m.in. przeciwko aborcji. W latach 80. Marine wspierała w wyborach swoją siostrę Marie-Caroline Le Pen. Zawsze stała murem za ojcem, nawet kiedy publicznie żartował z Holokaustu czy uczestniczył w partyjnych nagonkach na Żydów, podczas których gesty „heil Hitler” nie były czymś rzadkim.
Zdjęcia z posiadłości klanu Le Pen w podparyskim Saint-Cloud przedstawiają szczęśliwą rodzinę i ojca rodu w idyllicznym otoczeniu trzech pięknych córek. Wszystkie otrzymały staranne wykształcenie. Marine jest adwokatem i podobnie jak ojciec uchodzi za najlepiej wysławiającego się w języku Moliera polityka w całej Francji. Potrafi zmieniać retorykę i żonglować słowem w zależności od tego, czy przemawia do wściekłych robotników, czy do kolegów po fachu. Ojciec w początkowej fazie sprawowania jej rządów we FN wspierał ją. Wspólnie intrygowali, jak pozbywać się przeciwników politycznych. Dziś Marine mówi, że jej jedyna rodzina to polityka.
Teraz wszyscy oskarżają ją i jej relatywnie łagodną linię polityczną o doprowadzenie do wyborczej klęski. Ona broni słabego wyniku, mówiąc o paradoksach francuskiego systemu podziału miejsc w parlamencie. Mimo że partia zdobyła trzecią pozycję pod względem procentu uzyskanych głosów, w podziale mandatów jest daleko za rządzącymi dotąd socjalistami. Ci w drugiej turze zdobyli 5,68 proc., ale w Zgromadzeniu Narodowym będą mieli 30 posłów – o 22 więcej niż FN, który osiągnął pułap 8,75 proc. głosów. Marine Le Pen nazywa to skandalem i antydemokratycznym pogardliwym traktowaniem 1,5 mln wyborców Frontu.
Ogień z wodą
Liderka z dużym trudem usiłuje godzić skrajne frakcje we FN. Florian Philippot, jeden z wiceprzewodniczących i partyjny baron, chce natychmiastowego wyjścia Francji z UE. Marion Marechal-Le Pen postulowała pozostanie Francji w strukturach unijnych i w strefie euro. A Marine Le Pen próbowała zająć pozycję pośrodku, proponując zorganizowanie referendum i oddanie decyzji w ręce Francuzów. Ich podejście do Unii, jak pokazują sondaże, jest mniej entuzjastyczne niż Polaków, zresztą w maju 2005 r. to francuscy wyborcy odrzucili europejski traktat konstytucyjny. Dziś większość tutejszych ekonomistów i polityków z prezydentem Emmanuelem Macronem na czele chce silniejszej integracji strefy euro, upatrując w niej sposób na wzmocnienie gospodarki oraz zredukowanie gigantycznego długu publicznego z pomocą wspólnych europejskich obligacji.
Liderzy FN nie myślą tymi kategoriami. Dla nich najważniejsza jest tożsamość narodowa zagrożona napływem imigrantów z jednej strony, a integracją Unii z drugiej. Jej gospodarczy aspekt dla francuskiej prawicy ma twarz polskiego hydraulika oraz polskich firm, które – jej zdaniem – uprawiając dumping socjalny, zabierają Francuzom chleb i przyczyniają się do dezindustrializacji kraju.
Marine Le Pen jest zdecydowaną przeciwniczką hegemonii Niemiec i przywództwa kanclerz Angeli Merkel w Europie. Wprawdzie w debacie telewizyjnej z Emmanuelem Macronem stwierdziła, że Francją niezależnie od wyniku wyborów i tak będzie rządziła kobieta – albo ona jako prezydent, albo kanclerz Niemiec jako polityk realnie sprawujący władzę – to we FN nastroje antyniemieckie są silne. Marine nigdy nie była gościem niemieckiej ambasady, choć w rosyjskiej bywała często. Kilka razy spotykała się też z Władimirem Putinem.
Koniec balu
Po przegranych wyborach partia Le Pen wpadła w tarapaty finansowe. Wyszło na jaw, że Front Narodowy, jak kiedyś Samoobrona w Polsce, zmuszał członków do podpisywania lojalek i finansowania działalności formacji z uposażeń poselskich oraz mnóstwa innych danin. Odkąd francuskie banki przestały kredytować FN w obawie przed utratą wizerunku, partia ma problem ze spłatą zobowiązań. Wprawdzie jeszcze w 2012 r. kredyty dla ultraprawicy nie były zamrożone, a jej retoryka jakoś finansistom nie przeszkadzała, a nawet tuż przed wyborami prezydenckimi Marine Le Pen była zapraszana zarówno do ambasad, jak i na oficjalne spotkania z europejskimi politykami, to po wyborach nikt nie chce już z nią rozmawiać. Partia ma do spłaty co najmniej 9 mln euro kredytu jeszcze z poprzedniej kampanii. Ubytek 15 posłów w Zgromadzaniu Narodowym, koniecznych do utworzenia klubu, oznacza brak finansowania z budżetu państwa.
Rozczarowani członkowie FN (obecni i byli) zaczynają głośno mówić o daninach i wystawnych przyjęciach partyjnych finansowanych z ich prywatnych pieniędzy. Adwokat trojga rozczarowanych frontowców – Lydii Schenardi, Laurenta Comasa i Sebastiena Copina – utrzymuje, że jego klienci zostali zobowiązani do przelania przez ostatnie 5 lat po mniej więcej 30 tys. euro, aby móc funkcjonować w strukturach partii. Ruszyło śledztwo w tej sprawie. Przelewy zostały ustawione z kont polityków automatycznie i musiały wynosić nie mniej niż 30 proc. ich dochodów. Nieprzelanie pieniędzy na czas było karane naliczaniem wysokich odsetek od rzekomego długu. Nicolas Bay, sekretarz generalny FN zaprzecza, jakoby przelewy były przymusowe.
W toku jest również dochodzenie w Parlamencie Europejskim przeciwko Marine Le Pen w sprawie fikcyjnego zatrudniania asystentów przez europarlamentarzystów FN. Samej Marine grożą z tego tytułu wysokie kary finansowe.
ROZMOWA
Front Narodowy gra imigrantami
FN poniósł klęskę. Skąd taki dobry wynik w I turze wyborów prezydenckich w kwietniu i tak słaby w czerwcowych wyborach parlamentarnych?
Wcale nie tak słaby. FN zdobył osiem miejsc w parlamencie, czyli cztery razy więcej niż w wyborach w 2012 r.
Jednak frontowcy chcą rozliczyć Marine Le Pen, a własny ojciec żąda jej dymisji.
Marine Le Pen przetrwa i będzie dalej uwodzić wyborców retoryką antyimigracyjną. Na razie nikt nie zagrozi jej pozycji. Konflikt wewnątrz partii dotyczy teraz głównie spójnej polityki wobec Unii Europejskiej i euro.
Marine Le Pen jest antysemitką?
Ona nie ma takich przekonań i, w przeciwieństwie do swojego ojca, nie zaprzecza ludobójstwu dokonanemu na Żydach i istnieniu obozów koncentracyjnych.
Po co wracała do tematu deportacji francuskich Żydów w 1942 r. w kampanii, mówiąc: „Francja nie była za to odpowiedzialna”?
Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do roku 1995, kiedy prezydent Chirac odważnie przyjął odpowiedzialność Francji za przekazanie paryskich Żydów nazistom. Przez część Francuzów o prawicowych poglądach nie było to dobrze przyjęte. Oficjalna wersja historii po 1944 r. była taka, że Francją był generał de Gaulle i jego tymczasowy rząd i że stawiali opór Niemcom. Dopiero w latach 70., prowadząc badania z pomocą amerykańskich i kanadyjskich historyków, inaczej spojrzeliśmy na naszą historię.
Jaki był udział reżimu Vichy w deportacjach Żydów?
Rząd marszałka Petaina przyjął statut dotyczący Żydów, a administracja francuska przekazała do dyspozycji nazistów policję i żandarmerię, która wprowadzała prawo dyskryminujące ich. Dokonywała aresztowań osób, które deportowano i eksterminowano. Bez współpracy administracji francuskiej nie byłoby to możliwe.
Część wyborców uważa, że FN ewoluuje i ma w programie rozwiązania dobre dla gospodarki. Głos oddany na FN nie był już czymś wstydliwym.
Wyborcy FN głosują na tę partię z uwagi na sytuację ekonomiczną czy kwestie imigracyjne. Rewindykacje historyczne są drugorzędne, bo nie dotyczą codziennego życia przeciętnego wyborcy.