Środowe rozpoczęcie procedury wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej to początek trudnej drogi - ocenili eksperci z organizacji "UK in Changing Europe". Wśród problemów wyliczyli m.in. rozmowy ws. unijnego budżetu i zarządzanie oczekiwaniami wyborców.

"Uruchomienie artykułu 50. kończy pierwszy akt Brexitu i, jak w każdej dobrej sztuce Szekspira, zapowiada jeszcze więcej dramatyzmu przed nami" - oceniła profesor Catherine Barnard z Uniwersytetu w Cambridge. Dodała, że "dopiero na samym końcu, w rozwiązaniu akcji (...) poznamy warunki Brexitu".

Jak podkreśliła, w dalszych etapach obie strony będą się skupiać na ustalaniu formuły rozmów i przygotowaniu zmian w brytyjskim prawie za pomocą tzw. Wielkiej Ustawy Uchylającej, a następnie na negocjacjach w sprawie warunków rozwodu - w szczególności ws. płatności za zobowiązania, które Wielka Brytania już na siebie wzięła - i uzgadnianiu ram przyszłego porozumienia handlowego.

Ekonomista Iain Begg z London School of Economics podkreślił, że "jednym z pierwszych oraz prawdopodobnie najbardziej spornych tematów w negocjacjach będzie wysokość rachunku za rozwód". "Niektórzy po stronie Wielkiej Brytanii uważają, że go nie będzie wcale, podczas gdy sygnały z Brukseli sugerują, że może sięgać nawet 50-60 milionów euro, a - co więcej - UE przekonuje, że bez postępu w tej kwestii rozmowy na pozostałe tematy będą wstrzymywane".

Z kolei Jo Hunt z University of Cardiff zaznaczyła, że brytyjską premier Theresę May czeka długa walka o jednolite podejście całej Wielkiej Brytanii do wyjścia z Unii Europejskiej. "W Irlandii Północnej nie wygląda na to, żeby udało im się stworzyć rząd, a w głosującej za pozostaniem we wspólnocie Szkocji i popierającej wyjście z UE Walii lokalne władze preferują tzw. miękki Brexit" - przypomniała, dodając, że "te podziały dodadzą do wyzwania stojącego przed rządem w Londynie kolejny, niemile widziany wymiar".

Socjolog i badacz sondaży John Curtice zwrócił z kolei uwagę na fakt, że premier May "miała pewne sukcesy w przekonywaniu w ciągu ostatnich miesięcy tych, którzy głosowali za wyjściem z UE, że dobrze sobie radzi z Brexitem". "Kraj jest jednak wciąż głęboko podzielony w ocenie pierwotnej decyzji i nawet zwolennicy opuszczenia wspólnoty mogą szybko się rozczarować, jeśli szefowa rządu nie będzie w stanie zrealizować kombinacji wolnego handlu i kontroli imigracji, którą obiecała" - zauważył socjolog.

Brytyjska premier nakreśliła w środę w liście do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska plan swego rządu w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Jak podkreśliła, liczy na "głębokie i specjalne partnerstwo" ze Wspólnotą.

May potwierdziła, że rząd brytyjski nie będzie się ubiegał o członkostwo we wspólnym rynku unijnym i jest świadomy, iż "straci wpływ na zasady dotyczące europejskiej gospodarki", ale - jak podkreśliła - liczy na równoległe negocjacje w sprawie warunków wyjścia i przyszłej umowy o wolnym handlu.

"Decyzja o wyjściu z UE nie była odrzuceniem wartości, które podzielamy jako Europejczycy, ani próbą zaszkodzenia UE" - zaznaczyła szefowa rządu. "Referendum było głosem za odzyskaniem, w naszym rozumieniu, prawa do samostanowienia" - napisała.

List notyfikujący intencję wyjścia z UE został podpisany przez May we wtorek po południu i przewieziony pociągiem Eurostar do Brukseli przez jednego z oficjeli ministerstwa spraw zagranicznych, który doręczył go brytyjskiemu ambasadorowi przy unijnych instytucjach Timowi Barrow. W środę Barrow przekazał list na ręce przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, rozpoczynając tym samym dwuletni okres negocjacji w sprawie Brexitu.

Proces wyjścia Wielkiej Brytanii z UE powinien zakończyć się w ciągu dwóch lat od uruchomienia procedury opisanej w artykule 50. Traktatu Lizbońskiego, tj. do 29 marca 2019 roku. Przedłużenie rozmów o kolejne dwa lata byłoby możliwe wyłącznie za jednomyślną zgodą wszystkich państw członkowskich.