Kwestia unijnych sankcji nałożonych na Moskwę stała się główną linią podziału w bułgarskiej polityce. Kryteriów dzielących ludzi jest więcej.
W niedzielę w kolejnych w ostatnich latach przedterminowych wyborach parlamentarnych Bułgarzy będą decydowali, czy ich kraj pozostanie związany z Zachodem, czy też będzie się zbliżał do Rosji. Choć najbardziej prawdopodobnym wynikiem jest brak stabilnej większości i pogłębiający się chaos polityczny.
Wcześniejsze wybory rozpisano po tym, jak w listopadzie do dymisji podał się premier Bojko Borisow. Zrobił to po tym, jak kandydatka jego centroprawicowej partii GERB Cecka Caczewa przegrała w wyborach prezydenckich ze startującym jako niezależny, ale popieranym przez Bułgarską Partię Socjalistyczną (BSP) gen. Rumenem Radewem. Radew, były dowódca sił powietrznych, w przeszłości krytykował m.in. plan dopuszczenia lotnictwa NATO do obrony bułgarskiej przestrzeni powietrznej, a w kampanii opowiadał się za zniesieniem unijnych sankcji wobec Rosji. Po objęciu przez niego urzędu Sofia zaczęła zwrot w kierunku Moskwy.
Według sondaży GERB i BSP cieszą się bardzo zbliżonym poparciem, które oscyluje w okolicach 30 proc., ale żadna z nich nie ma szans na samodzielne rządy. O trzecie miejsce powinny powalczyć reprezentujący mniejszość turecką Ruch na rzecz Praw i Wolności (DPS), koalicja kilku nacjonalistycznych ugrupowań startująca pod nazwą Zjednoczeni Patrioci oraz wyrastająca na czarnego konia wyborów populistyczna partia Wola założona przez biznesmena Weselina Mareszkiego. Wszystkie trzy mogą liczyć na około 10 proc. głosów, a czteroprocentowy próg wyborczy mają szansę przekroczyć jeszcze dwa ugrupowania, co powoduje, że bułgarski parlament znów będzie mocno rozdrobniony.
Zbudowanie sensownej koalicji będzie w tej sytuacji nie lada wyzwaniem. – Tym, co się liczy, nie jest wynik uzyskany 26 marca, lecz zdolność do znalezienia partnerów do rządu – powiedział przed kilkoma dniami Borisow. GERB może mieć z tym problem, bo jeden z jego dotychczasowych koalicjantów teraz startuje w ramach Zjednoczonych Patriotów, a drugi może w ogóle nie wejść do parlamentu. Teoretycznie najbliżej centroprawicy właśnie do Zjednoczonych Patriotów, ale poza dość niewygodnym wchodzeniem w sojusz z nacjonalistami problemem jest ich odmienny stosunek do Rosji. GERB chce, by Bułgaria nadal była wiarygodnym partnerem w Unii Europejskiej i NATO.
Popiera też utrzymanie unijnych sankcji wobec Rosji, a dla nacjonalistycznego aliansu ich zniesienie jest jednym z głównych postulatów wyborczych. Pod tym względem bliżej im jest do socjalistów (przeciwko embargu opowiada się nie tylko prezydent Radew, ale też szefowa BSP Kornelija Ninowa), lecz z kolei koalicja lewicy z radykalną prawicą jest mało realna. Światopoglądowo bardziej spójne byłoby porozumienie socjalistów z DPS, który jest raczej centrolewicowy, ale wiarygodność tej partii osłabiają doniesienia o tym, że Ankara próbuje ingerować w bułgarskie wybory, wspierając partie mniejszości tureckiej. Z Turcji, w której mieszka ok. 400 tys. obywateli bułgarskich tureckiego pochodzenia, organizowane są ponoć autokarowe transporty wyborców do Bułgarii.
Jest jeszcze założona zaledwie w listopadzie zeszłego roku Wola, która na razie nie deklaruje się, czy bliżej jej do socjalistów, czy do centroprawicy. Jej lider Mareszki – właściciel m.in. sieci aptek i stacji benzynowych, który w wyborach prezydenckich zajął czwarte miejsce – porównuje się do Donalda Trumpa i podobnie jak amerykański prezydent zapowiada, że oczyści kraj ze skorumpowanych elit. – Widzieliście, co stało się w Stanach Zjednoczonych. Bogaty człowiek, biznesmen, wygrał wybory. Dlaczego to samo nie może się stać w Bułgarii? Jestem kandydatem antyestablishmentowym, tak jak Donald Trump – deklaruje Mareszki i z tym przekazem trafia do sporej części Bułgarów zmęczonych korupcją, politycznymi walkami i brakiem widocznej poprawy poziomu życia.
Aby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, niezależnie od tego, czy wygra GERB, czy BSP, zwycięzcy zapewne nie wystarczy jeden partner koalicyjny, lecz będzie potrzeba co najmniej dwóch, co zmniejsza szanse na powstanie spójnego, stabilnego rządu. Nastroje Bułgarów świetnie oddaje przeprowadzony na początku marca sondaż, w którym na pytanie o preferowany scenariusz powyborczy jedna czwarta ankietowanych odpowiedziała, że chciałaby... kolejnych wyborów.