Zaostrzone stosunki Bułgarii z Turcją w ostatnich tygodniach stały się jednym z akcentów kampanii przed niedzielnymi wyborami parlamentarnymi. Władze w Sofii zarzucają Turcji ingerencję w kampanię.

Kroki z obu stron skłaniają obserwatorów w Sofii do wniosku, że obecny stan bułgarsko-tureckich stosunków jest najgorszy od 1989 r., kiedy komunistyczne władze wypędziły ponad 300 tys. etnicznych Turków, przed którymi Ankara otworzyła granice. Połowa z nich osiedliła się na stałe w Turcji, zachowując jednocześnie bułgarskie obywatelstwo. Ci ludzie teraz są sednem problemu, mając prawo do udziału w bułgarskich wyborach. Według partii nacjonalistycznych i części społeczeństwa są oni „piątą kolumną (prezydenta Turcji Recepa Tayypa) Erdogana”.

Problem zaognił się po powołaniu w ubiegłym roku partii Demokraci na rzecz Odpowiedzialności, Sprawiedliwości i Tolerancji (DOST, co po turecku znaczy przyjaciel) Lutfiego Mestana, byłego przewodniczącego najstarszej i najbardziej reprezentatywnej partii tureckiej mniejszości Ruch na rzecz Praw i Swobód (DPS). W ostatnich 15 latach obok obrony praw mniejszości tureckiej DPS przekształcił się w swoisty biznes inkubator, postrzegany jako jeden z ważnych ośrodków korupcji, a ostro antykomunistyczną retorykę z początku lat 90. zamienił na bułgarsko-patriotyczną z elementami prorosyjskimi.

W ostatnich tygodniach do bułgarskiego MSZ wezwano ambasadora Turcji Sulejmana Gokce, przedtem wyrażono protest w związku z jego udziałem w kampanii partii DOST, następnie Sofia wezwała na konsultacje swojego ambasadora w Ankarze Nadeżdę Neiksky.

Kilka dni przed wyborami Państwowa Agencja Bezpieczeństwa Narodowego DANS (kontrwywiad) wydaliła i zakazała wjazdu na następne 5 lat pięciu obywatelom tureckich, podkreślając, że stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Wśród nich są pierwszy zastępca naczelnika administracyjnego okręgu Edirne, b. deputowany i b. dyplomata w Bułgarii, przedstawiciele tureckiego urzędu ds. wyznań.

We wsi Sweta Petka w górach Rodopy na południu kraju wszczęto dochodzenie przeciw miejscowemu imamowi za agitację na rzecz partii DOST. Zatrzymano ciężarówkę z pakietami żywności, przeznaczonymi według władz na kupowanie głosów romskiej mniejszości przez tę partię.

Prezydent Rumen Radew powiedział, że ingerencja Turcji w proces wyborczy jest niedopuszczalna; o napięciu w stosunkach z sąsiadem mówił premier Ognian Gerdżikow; minister spraw zagranicznych Radi Najdenow piętnował udział dyplomatów zagranicznych w kampanii.

Podjęto również pewne kroki gospodarcze – zapowiedziano anulowanie przetargu na koncesję sofijskiego lotniska, w którym dwie na trzy firmy są tureckie.

Zdaniem mediów Turcja finansuje partię DOST. Oficjalni przedstawiciele tureccy, w tym ministrowie, nawołują w Turcji do głosowania na tę partię, finansują wyjazdy Turków o podwójnym obywatelstwie. Pracodawcom nakazano udzielanie pracownikom z bułgarskim obywatelstwem płatnych urlopów na wyjazd do Bułgarii. Wyjazdy są konieczne, ponieważ znowelizowana w ubiegłym roku ordynacja wyborcza ograniczyła liczbę lokali wyborczych w Turcji do 35.

DPS i DOST są konkurentami w wyborach parlamentarnych i walczą o głosy około 10-procentowej mniejszości tureckiej i kilkudziesięciu tysięcy mieszkających w Turcji etnicznych Turków o podwójnym obywatelstwie. Według sondaży partia DOST nie ma szans na wejście do parlamentu, podczas gdy DPS będzie trzecią lub czwartą siłą polityczną. Od współpracy z nią w przyszłym parlamencie odżegnują się wiodące siły - centroprawicowa GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) i lewicowa BSP (Bułgarska Partia Socjalistyczna).

Działania Turcji powodują raczej jednoznaczną reakcję potępienia ze strony bułgarskich polityków. Liderka BSP Kornelia Ninowa charakteryzuje politykę Turcji jako „wymuszenie okupu i wykręcanie rąk”. Nacjonaliści domagają się zakazu głosowania w Turcji i unieważnienia podwójnego obywatelstwa.

Najbardziej umiarkowane stanowisko zajmuje lider GERB i b. premier Bojko Borysow, który obawia się, że skomplikowanie stosunków z Ankarą może spowodować uwolnienie fali uchodźców. „W takich sytuacjach zawsze dochodzi do oświadczeń, które później latami nie przebrzmiewają. Na tym stracą wszystkie strony. (…) Porozumienie UE z Turcją ograniczyło o 80 proc. presję (migracyjną – PAP) na naszą granicę. (…) Konfrontacja nie przynosi nic pozytywnego na dłuższą metę. Jako premier starałem się utrzymywać z Turcją zrównoważone stosunki. Obecnie presja na naszej granicy jest praktycznie zerowa” - mówi Borysow.

Resorty obrony i spraw wewnętrznych potwierdzają bardzo znaczny spadek liczby nielegalnych przekroczeń granicy. W powietrzu jednak wisi zagrożenie zerwania przez Turcję ubiegłorocznego porozumienia o wstrzymaniu nielegalnej migracji, pierwsze oznaki którego już widać na greckich wyspach.

Bułgaria zwróciła się do UE o zajęcie konkretnego stanowiska i wyrażenie solidarności w obecnej konfrontacyjnej sytuacji. Prezydent Radew rozmawiał o tym telefonicznie z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem, który odwiedzi Bułgarię na początku kwietnia.