Obecnie Departament Ameryki w MSZ liczy 20 osób, a Biuro Administracji - 180; MSZ z coraz większym trudem obsługuje samo siebie - argumentuje potrzebę reform dyrektor generalny służby zagranicznej Andrzej Jasionowski.

Jasionowski w swoim piśmie, do którego dotarła PAP, przedstawił argumenty przemawiające za reformą służby zagranicznej. Projekt noweli w tej sprawie we wtorek przyjął rząd. Zakłada on m.in. wygaśnięcie stosunku pracy b. pracowników i współpracowników służb PRL, uelastycznienie zasad zatrudniania ekspertów w służbie zagranicznej oraz wprowadzenie sześciomiesięcznego okresu przejściowego, w którym "dokonany zostanie kompleksowy przegląd kadr służby zagranicznej oraz zaproponowane zostaną nowe warunki pracy i płacy bądź nastąpi rozwiązanie stosunku pracy z mocy prawa".

W ocenie szefa służby zagranicznej, "wokół tego projektu powstało wiele mitów, niedomówień czy wręcz przekłamań". "O potrzebie reformy służby zagranicznej mówiło się już od wielu lat. Obecne propozycje przedstawione przez MSZ nie mają charakteru czystki, a stanowią próbę systemowego uporządkowania wybranych zagadnień, w tym kwestii kadrowych" - podkreślił Andrzej Jasionowski.

W jego ocenie, nawet pobieżne przyjrzenie się strukturze organizacyjnej MSZ prowadzi do wniosku, że dawno temu została zaburzona proporcja pomiędzy komórkami zajmującymi się obsługą ministerstwa, a komórkami pracującymi nad zagadnieniami politycznymi. Jak pisał, departament zajmujący się sprawami Azji i Pacyfiku liczy ponad 20 osób, Departament Ameryki – mniej niż 20 osób, a Departament Wschodni nieco ponad 30. Natomiast Inspektorat Służby Zagranicznej - jak wyliczał Jasionowski - ma około 180 etatów, tyle samo Biuro Administracji, Biuro Informatyki i Telekomunikacji - nieco ponad 100 osób.

"Taka fotografia struktury organizacyjnej urzędu prowadzi wprost do konstatacji, że MSZ z coraz większym trudem obsługuje samo siebie, a zadanie podstawowe - obsługa Ministra Spraw Zagranicznych w zakresie polityki międzynarodowej - schodzi na drugi plan" - stwierdził. W ocenie Jasionowskiego, bez zmian ustawowych nie da się szybko zmienić stanu rzeczy, ponieważ "przenoszenie etatów do poszczególnych komórek w zwykłym trybie zajmie parę lat".

Szef służby zagranicznej podkreślił ponadto, że wśród członków służby cywilnej w MSZ kilkaset osób nie ma potwierdzonej znajomości nawet jednego języka obcego.

Jasionowski zaznaczył, że wiele instytucji państwowych od czasu przemian ustrojowych w Polsce udało się zreformować, tymczasem - jak podkreślił - MSZ "w praktyce nigdy takim zmianom nie podlegało". "Nadal pracują tu oficerowie peerelowskiej bezpieki i ich tajni współpracownicy, którzy rozpoczynali karierę w latach 80. od śledzenia emigracji i donoszenia na kolegów. Byli oni jednym z filarów totalitarnego państwa, jakim była PRL, a w Polsce po 1989 r. nadal zajmowali wysokie stanowiska w dyplomacji, mając oparcie w swych dawnych przełożonych i układach służbowych. Już dawno powinni oni przestać pracować w MSZ" - pisał.

Według niego, "w MSZ jest też spora grupa osób, która nie tylko nie utożsamia się ze służbą zagraniczną, ale zwyczajnie nic nie robi". Jasionowski stwierdził w piśmie, że choć w przepisach istnieje możliwość zrezygnowania z takich osób, to "instytucja ocen okresowych", która miała temu służyć, "uległa zwyrodnieniu i dzisiaj trwa długo". "W ostateczności uprosi się kadry o przeniesienie źle ocenianego pracownika do innej komórki. I tak toczy się błędne koło niemożności zwolnienia nieprzydatnego pracownika" - podkreślił.

"Choć myślenie w kategoriach państwa, a nie swojego interesu, jest dla wielu z nas wciąż kluczowe, to trzeba ze smutkiem przyznać, że dla wielu osób jest to również tylko zwykłe miejsce pracy i nic ponadto. Trzeba wyraźnie przypomnieć, że służba zagraniczna jest służbą państwową" - pisał Jasionowski.

Dlatego - jak podkreślił - poza wyraźnie wskazaną w projekcie ustawy grupą byłych oficerów i tajnych współpracowników, którzy automatycznie stracą pracę, przeglądowi kadr zostanie poddany cały personel resortu. "Zasada jest prosta – kto dobrze pracował i pracuje nie ma powodów do obaw. Proces ten, z uwagi na liczbę osób zajmie sporo czasu, jednakże okres sześciomiesięczny jest okresem maksymalnym, co oznacza, że niektóre osoby mogą otrzymać decyzję znacznie wcześniej. Można założyć, że wobec większości spośród kilkutysięcznej rzeszy pracowników centrali i placówek nie zmieni się nic w ich uposażeniu i stanowisku pracy" - podkreślił.

Jasionowski odpiera zarzut o konieczności zwolnień w MSZ z uwagi na chęć zatrudnienia "swoich" pracowników. "Nic bardziej błędnego. Od wielu lat proces przyjmowania osób na aplikację dyplomatyczno-konsularną był fasadowy i niewiele wnosił do ożywienia kadrowego. Przyjmowano nie więcej niż 15 osób, a i to nie zawsze, bo w niektórych latach nabór był mniejszy czy wręcz zawieszany. Obecnie przyjęto na aplikację dyplomatyczną ponad 30 osób. Akademia Dyplomatyczna ma przydzielone środki oraz możliwości, aby ten proces był stały, a liczba aplikantów stale rosła" - tłumaczy. Jak dodaje, reforma umożliwi także przyjmowanie pracowników kontraktowych - specjalistów z wielu dziedzin, od informatyków po pracowników think-tanków, samorządowców, naukowców, czy współpracujących z resortem od dawna organizacji pozarządowych.

Szef służby zagranicznej podniósł również problem opinii sporządzanych dla kierownictwa MSZ. Według niego, "dominują wielostronicowe opracowania, z których nic nie wynika". "Większość notatek i opracowań przechodzi przez wieloetapowe parafy, głównie ze strachu przed napisaniem swojej osobistej, jednoznacznej opinii" - pisze. W jego ocenie brakuje notatek opisujących synergię pewnych zjawisk, np. co dla Polski i danego państwa będzie wspólnie korzystne, a gdzie się rozmijamy. "Tracąc czas na biurokratyczne przeszkody, brakuje nam chwili na wspólny ferment intelektualny, na toczenie sporów i szukanie najlepszych rozwiązań dla Polski" - podkreślił.

"Wiem, że przez wiele lat nie przywiązywano do tego specjalnej uwagi. Bo nikt tego od Państwa nie oczekiwał. Patent na pomysły we wszystkich sprawach (niezależnie od ich racjonalności) miała wyłącznie jedna osoba. Dziś tak nie jest. Sanacja MSZ to wspólna sprawa (i odpowiedzialność) wszystkich osób pracujących w resorcie spraw zagranicznych" - podsumował Jasionowski. (PAP)