Dla coraz lepiej radzącej sobie gospodarki Zielonej Wyspy dymisja Endy Kenny’ego nie będzie wielkim wstrząsem. Jednak fakt, że została wymuszona tuż przed rozpoczęciem unijnych negocjacji z Wielką Brytanią w sprawie warunków brexitu – którymi Irlandia jest żywotnie zainteresowana – jest pewną komplikacją.
65-letni dziś Kenny objął władzę w marcu 2011 r., niedługo po tym, jak Irlandia musiała skorzystać z unijnego bailoutu, by uniknąć niewypłacalności. Warunkiem pomocy były ostre oszczędności.
Ze wszystkich państw strefy euro, które wpadły w kłopoty finansowe, Dublin poradził sobie z nimi najszybciej, w czym spora była właśnie zasługa Kenny’ego. W efekcie jego partia, centroprawicowa Fine Gael, wygrała przed rokiem kolejne wybory, a Kenny został pierwszym w irlandzkiej historii premierem rządzącym dłużej niż jedną kadencję. Wprawdzie już wówczas sugerował, że przed jej zakończeniem przekaże władzę komuś innemu, ale nie planował, że stanie się to już teraz i w takich okolicznościach.
Ciemne chmury zebrały się nad szefem rządu z powodu ciągnącego się od kilku lat skandalu w irlandzkiej policji, dotyczącego wymazywania punktów karnych zebranych przez kierowców mających dobre koneksje. Jednego z dwóch funkcjonariuszy, którzy ujawnili proceder, policja próbowała później zdyskredytować za pomocą sfabrykowanych oskarżeń o nadużycia seksualne. Kenny nie docenił wagi tego skandalu i nie podjął odpowiednich działań, aby całą sprawę wyjaśnić i zakończyć, co zaczęło się odbijać na notowaniach rządu i na poparciu premiera wewnątrz jego własnej partii. Co prawda w zeszłym tygodniu jego mniejszościowy gabinet wygrał głosowanie nad wotum nieufności, ale to nie zakończyło sprawy.
Uprzedzając podobne głosowanie w klubie parlamentarnym Fine Gael, Kenny spotkał się wczoraj wieczorem z posłami, by zapowiedzieć swoją rezygnację. Spotkanie zakończyło się po zamknięciu tego wydania DGP, ale według przecieków irlandzki premier miał nie podać żadnej konkretnej daty, lecz jedynie zapewnić, że odejdzie ze stanowiska w ciągu najbliższych tygodni. Najwcześniejsza data to druga połowa marca, bo Kenny chce jeszcze pojechać do Stanów Zjednoczonych na spotkanie z Donaldem Trumpem przy okazji Dnia św. Patryka. Być może będzie chciał też pozostać do inauguracji rozmów między Wielką Brytanią a pozostałymi państwami Unii Europejskiej w sprawie warunków brexitu, która może się odbyć na przełomie marca i kwietnia. Dodając do tego trzytygodniowy okres wyborów nowego szefa partii, najpóźniej pod koniec kwietnia stery w państwie przejmie ktoś inny.
Według bukmacherów faworytem do objęcia funkcji premiera jest 38-letni minister spraw socjalnych Leo Varadkar. To syn hinduskiego imigranta, nieukrywający swej orientacji homoseksualista, co pokazuje, jak poważne zmiany społeczne zaszły w ostatnich kilkunastu latach w konserwatywnej Irlandii. Nie znaczy to jednak, że jego zwycięstwo jest pewne – wysoko też stoją akcje ministra ds. budownictwa Simona Coveneya, a włączenia się do wyścigu nie wykluczają także szefowie trzech innych resortów: edukacji Richard Bruton, zdrowia Simon Harris oraz sprawiedliwości Frances Fitzgerald. Ktokolwiek by objął władzę, nie powinien w zasadniczy sposób zmienić kursu irlandzkiej gospodarki, która już niemal nie odczuwa skutków kryzysu z końca ubiegłej dekady.
Problem może powstać, gdyby nowego lidera nie udało się szybko wyłonić, a zwłaszcza gdyby ubocznym skutkiem odejścia Kenny’ego były przedterminowe wybory. Rząd funkcjonuje dzięki poparciu posłów niezależnych i wstrzymywaniu się od głosu przez główną partię opozycyjną Fianna Fáil. A ponieważ ma ona obecnie wyraźną przewagę w sondażach, scenariusz wyborczy jest realny. Nowe głosowania mogą nieco zaszkodzić gospodarce w czasie, gdy rozpoczynają się rozmowy o brexicie, który zresztą najbardziej dotknie właśnie Irlandię. Ale przedterminowe wybory nie są tu tak groźne, jak w kilku innych krajach, ponieważ w Irlandii ryzyko, że do władzy dojdą partie antysystemowe, jest znikome.