Ok. 20 asystentów eurodeputowanych FN otrzymywało wynagrodzenia, choć nie wykonywali pracy w europarlamencie, lecz wyłącznie dla partii we Francji.

Biuro paryskiego prokuratora poinformowało w czwartek, że śledztwo zostało wszczęte w ubiegłym miesiącu w sprawie potencjalnego oszustwa, nadużycia zaufania i zorganizowanej działalności przestępczej.

Sprawa wyszła na jaw, gdy pod koniec lutego 2015 roku administracja europarlamentu poinformowała, że zauważyła, iż w schemacie organizacyjnym Frontu Narodowego widnieją nazwiska 20 asystentów europosłów. Tymczasem z racji tego, że byli oni opłacani z budżetu PE, powinni wykonywać prace bezpośrednio związane z pełnieniem obowiązków przez eurodeputowanych, a nie dla partii politycznej.

"Nie można być opłacanym przez Parlament Europejski i pracować na rzecz partii" - zareagował wtedy przewodniczący Parlamentu Martin Schulz po tym, gdy szefowa Frontu Marine Le Pen odrzuciła oskarżenia nazywając je "szeroką manipulacją polityczną".

Le Pen skrytykowała decyzję o przyspieszeniu śledztwa w sprawie asystentów jej partii na cztery miesiące przed wyborami prezydenckimi we Francji.

"W kampanii wyborczej wyraźnie widać, że chodzi o sprawę ściśle polityczną. Stare metody prześladowania przeciwników politycznych mają się dobrze" - powiedziała Le Pen, kandydatka FN w wyborach prezydenckich w 2017 roku.

W październiku ubiegłego roku media podały, że Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) domaga się od Marine Le Pen zwrotu blisko 340 tys. euro wyłudzonych na zatrudnienie dwóch asystentów w latach 2010-2016.

Parlament Europejski żądał także zwrotu 320 tysięcy euro od jej ojca Jeana-Marie Le Pen, eurodeputowanego w latach 2009-2014. (PAP)