Mimo upływu 35 lat od wprowadzenia stanu wojennego, nauczyciele i naukowcy są dopiero na początku drogi do pokazania i utrwalenia w społeczeństwie, czym naprawdę było to wydarzenie i jakie niosło konsekwencje – ocenił historyk z IPN dr Marek Lasota.

O represjach z okresu stanu wojennego w perspektywie historycznej Lasota mówił podczas wtorkowej konferencji naukowej w Katowicach. Podobnie jak inni uczestnicy spotkania, także Lasota odwołał się do badań opinii społecznej, według których blisko połowa Polaków uważa wprowadzenie stanu wojennego za wybór mniejszego zła.

Jak przypuszcza historyk, być może w świadomości przeciętnego Polaka nie kojarzył się on z opresją, bo „na prowincji nie było widać oddziałów ZOMO i czołgów”, a jedynie w większych ośrodkach. Kojarzył się natomiast z zahamowaniem rujnowania gospodarki i zakończeniem chaosu wywołanego przez Solidarność, jak chciała ówczesna propaganda.

„Ten przekaz jest przenoszony z pokolenia na pokolenie, pomimo wysiłków polskiej szkoły, instytucji takich choćby takich jak IPN (...), publikacji naukowych, popularyzatorskich, artykułów publicystycznych, przeróżnych wypowiedzi. Te dane nie zmieniają się w żaden istotny sposób. Nadal tkwimy w zaklętym kręgu tego podziału społeczeństwa na dwie części” - wskazał naukowiec.

Lasota podkreślił, że pomimo wysiłku badaczy i prokuratorów nadal nie ma możliwości dotarcia do źródła wiedzy o okolicznościach wprowadzenia stanu wojennego – tego, co w istocie spowodowało taką decyzję. Przypomniał, że dyskusja nad tym, co należy zrobić z Solidarnością rozpoczęła się już w październiku 1980 r. w Moskwie, do której wezwano kierownictwo PZPR.

Historyk zaznaczył, że decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego przyjęto w ulgą – zarówno w państwach zachodnich, jak i ZSRR. „Sądząc po tych wynikach badań (opinii - PAP), połowa społeczeństwa polskiego przyjęła to z ulgą” - dodał.

„Przed historykami, prokuratorami, nauczycielami, badaczami akademickimi stoi potężne wyzwanie, które wcale nie zostało zakończone. Jesteśmy tak naprawdę na początku drogi – żeby pokazać, czym w rzeczywistości był stan wojenny, jakie były jego konsekwencje i jak utrwalić to w świadomości” - podkreślił dr Lasota.

Naukowiec wskazał, że w zachodnioeuropejskich podręcznikach opisuje się stan wojenny jako wybór mniejszego zła, a gen. Wojciech Jaruzelski jest przedstawiany jako postać dramatyczna, która stanęła przed niezwykle trudnym wyborem. Według tej narracji – kontynuował historyk – biorąc pod uwagę skalę i długotrwałość stanu wojennego, represje są uznawane za stosunkowo łagodne, a opór przeciwko nim - za niewielki. "W tej sytuacji pamięć o ofiarach i represjonowanych przestaje być przedmiotem dociekań, staje się historią zapominaną" – mówił.

Część swojego wystąpienia Lasota poświęcił też reakcji i roli Kościoła katolickiego po ogłoszeniu stanu wojennego. Według Lasoty, bez tonujących nastroje nawoływań hierarchów, skutki wyprowadzenia wojska i milicji na ulice mogły być dużo bardziej tragiczne. Przypomniał, że prymas Józef Glemp 13 grudnia apelował w homilii, by nie podejmować walki „Polak przeciwko Polakowi”.

„Wielu miało za złe prymasowi te słowa, a moim zdaniem to były słowa najważniejsze, które padły 13 grudnia, bowiem one uświadomiły rodzącemu się wówczas kierownictwu – tak to nazwijmy – konspiracyjnych struktur Solidarności, że najgorszym, co się może wydarzyć to będzie próba oporu zbrojnego przeciwko stanowi wojennemu, bo na to właśnie czekali twórcy stanu wojennego” - wskazał Lasota.

Jak dodał, taki zryw byłby dla władz PRL pretekstem do znacznie surowszych represji i krwawej rozprawy z „wrogami socjalizmu”. Gdyby nie ten ton i ta postawa Kościoła i prymasa prokuratorzy mieliby dziś dochodzenia w sprawach zbrodni wojennych – uważa historyk.

Organizatorem konferencji „Zbrodnie stanu wojennego – aspekty prawne” był Instytut Pamięci Narodowej.(PAP)