Wbrew powszechnemu wśród Polaków przekonaniu, po wprowadzeniu stanu wojennego na arenie międzynarodowej dominowało głównie poczucie ulgi - i to zarówno w bloku wschodnim, jak i na Zachodzie - przekonywali historycy podczas czwartkowej konferencji w Katowicach.

Władze ZSRR mogły odetchnąć, że udało się stłumić zryw Solidarności bez ich udziału; dla państw Zachodnich było to wyjaśnienie sytuacji, która była źródłem napięcia w polityce międzynarodowej, bez realizacji najczarniejszego scenariusza - wyjaśniali naukowcy.

Na kilka dni przed 35. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego konferencję pt. „Świat wobec stanu wojennego. Międzynarodowe reakcje na wprowadzenie stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 r.” zorganizowało Śląskie Centrum Wolności i Solidarności w Katowicach. Uczestniczyli w niej krajowi i zagraniczni eksperci.

B. prezes IPN dr Łukasz Kamiński zaznaczył, że podmiotem reakcji międzynarodowej po wprowadzeniu stanu wojennego byli nie tylko politycy z innych państw, tamtejsze media, czy środowiska opiniotwórcze, ale także sami Polacy - przedstawiciele władz PRL i opozycji, którzy starali się wpływać na odczucia i działania bloku wschodniego i Zachodu.

Przypomniał o konferencjach Jerzego Urbana, podczas których rzecznik rządu przekonywał zagranicznych korespondentów do polityki komunistycznych władz. Historyk ocenił, że największym sukcesem gen. Wojciecha Jaruzelskiego było przekonanie wielu osób, że stan wojenny był mniejszym złem. „Ten element propagandy komunistycznej jest jak wiemy do dzisiaj trwały w Polsce” - przypomniał.

Z kolei opozycjoniści od początku podejmowali próby poinformowania świata o tym, co dzieje się w Polsce, licząc, że w konsekwencji wpłynie to na politykę Zachodu wobec PRL. W ten sposób świat zobaczył film z Jarosławem Hykiem, rozjeżdżanym przez milicyjnego stara i zdjęcia internowanego Lecha Wałęsy. To, na ile działaczom podziemnej Solidarności udało się wtedy faktycznie wpłynąć na politykę państw zachodnich, a na ile decydujące były kanały wywiadowcze i dyplomatyczne pozostaje otwarte i wymaga dokładnych badań – ocenił historyk.

Podczas swojego wystąpienia Kamiński starał się znaleźć podobieństwa w reakcji Wschodu i Zachodu na wydarzenia w Polsce. Wymienił dwa. Jednym z nich była kwestia pomocy charytatywnej. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że płynęła ona nie tylko w paczkach zza żelaznej kurtyny, ale także z państw bloku wschodniego, m.in. w postaci wielu tysięcy ton żywności - mówił. Nie została zauważona przez społeczeństwo, bo podawane przez ówczesne media informacje na ten temat były odbierane za propagandowe kłamstwo – wskazał.

Drugą wspólną reakcją Zachodu i Wschodu było poczucie swoistej ulgi – powiedział Kamiński i przekonywał, że świat w niepewności i poczuciu zagrożenia czekał na wyjaśnienie napiętej sytuacji w Polsce. „O ile ta ulga po stronie bloku wschodniego na pewno jest bardziej zrozumiała, to dla być może niektórych z nas bardziej zaskakująca jest ulga po stronie państw zachodnich, ale ona płynie głównie właśnie z poczucia, że wreszcie jest jakiś jasny kierunek rozwoju wydarzeń i niektóre scenariusze, zwłaszcza te najbardziej katastroficzne, możemy odłożyć na półkę (…) - powiedział.

„Ulgę odczuwali praktycznie wszyscy - oprócz Polaków. Na pewno odczuwał ją gen. Jaruzelski, bo udało mu się uratować własną skórę, a o to mu przede wszystkim chodziło” - powiedział dr hab. Patryk Pleskot. Podkreślił, że po wprowadzeniu stanu wojennego odetchnęła Moskwa, bo udało się zrealizować podstawowe postulaty walki z kontrrewolucją "S", bez narażania się na najbardziej ostre ataki Zachodu, jakie mogłyby nastąpić po ewentualnej inwazji.

Historycy zwracali uwagę na różne reakcje państw – obok twardego sprzeciwu, wyrażanego przez USA i popartego sankcjami gospodarczymi wobec PRL pojawiły się kroki mniej zdecydowane, a także uznające stan wojenny za wewnętrzną sprawę Polski. Państwa starały się też instrumentalnie wykorzystać wydarzenia w Polsce. Np. dla USA był to sposób mobilizowania sojuszników z NATO. Prezydent Francois Mitterand wykorzystał ten fakt, by pozbyć się komunistów ze swojego rządu – mówił Pleskot.

Dr Anthony Kemp-Welch z University East of Anglia – znawca Polski i ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych i czasów zimnej wojny – ocenił, że stan wojenny nie był kryzysem międzynarodowym jako takim, ale był olbrzymi kryzys, jeśli chodzi o rozwój społeczeństwa. Wprowadzenie prawa wojennego było dowodem słabości wszystkich instytucji PRL - podkreślił.

W opinii dr. Kamińskiego stan wojenny był przełomem, zarówno z punktu widzenia Wschodu, jak i Zachodu. Z jednej strony skala zaangażowania Zachodu w Europie Środkowo-Wschodniej była największa od połowy lat 50. Był to też czas przełomu dla bloku wschodniego - pod wpływem przygotowań do stanu wojennego ukształtowała się fundamentalna zmiana w polityce dotyczącej relacji Moskwy z państwami zależnymi. Władze sowieckie nie zdecydowały się wówczas na wprowadzenie wojsk do Polski, dając PZPR odpowiedzialność za prowadzoną w PRL politykę i skupiając się na sytuacji wewnętrznej, co w późniejszych latach znalazło silniejszy wyraz w polityce Michaiła Gorbaczowa.

Jednocześnie – zaznaczył Kamiński - stan wojenny był dla władz PRL klęską. Jako próba przywrócenia poprzedniego stanu rzeczy nie powiódł się – opozycji nie udało się zniszczyć, system nie wrócił do równowagi, a kryzys okazał się być przewlekły. W ten sposób stał się jednym z czynników, które złożyły się na upadek systemu komunistycznego.(PAP)