Rośnie liczba sporów zbiorowych. I to jest bardzo dobra informacja – oznacza, że prawo działa, a Polacy wykorzystują swoje uprawnienia do tego, żeby poprawić warunki pracy. Nazwijmy ten optymistyczny scenariusz hipotezą numer jeden.
Hipoteza numer trzy jest zaś taka, że związkowcy, dobrze znając polityczny kalendarz i doskonale rozumiejąc sytuację rządu, starają się wykorzystać zbliżające się miesiące do tego, by rząd postawić pod ścianą i uzyskać dla reprezentowanych przez siebie pracowników jak najwięcej. Jednym słowem komunikują rządowi: „Albo nam dacie, albo będziecie prowadzili kampanie przy akompaniamencie syren i gwizdków strajkujących”.
Cóż w tym złego, że związkowcy działają sprawnie i potrafią liczyć miesiące dzielące nas od wyborów? Niestety, gospodarczy cykl nie pokrywa się z cyklem politycznym. Ożywienie w naszym kraju jest ciągle dość rachityczne, a poprawa sytuacji finansów publicznych może być tymczasowa. Sukces pracowników może być tymczasowy, a związkowcy być może będą musieli znowu zacząć liczyć miesiące. Tym razem dzielące nie ich od wyborów, ale ich zakłady od kłopotów.