O skutkach planowanych zmian i proponowanych rozwiązaniach rozmawiali uczestnicy debaty „ROP – czy jest szansa na kompromis? Jaka przyszłość czeka organizacje odzysku? Potrzebny trzeci model?”, która odbyła się w ramach IX edycji kongresu Perły Samorządu.
Zapowiadane regulacje wzbudzają uzasadnione emocje – ważą się losy organizacji odzysku opakowań (OOO) i dokumentów potwierdzających recykling (DPR), czyli dwóch fundamentów obecnego systemu, który jest wart – według różnych szacunków – nawet kilka miliardów złotych rocznie. Na tę kwotę składają się m.in. koszty energii, pracy ludzi i maszyn, transportu, paliwa, jednym słowem: koszty zagospodarowania ok. 6 mln ton odpadów opakowaniowych po produktach konkretnych producentów, które każdego roku trafiają do gminnych koszy i osiedlowych altan. Dziś za ich zebranie i recykling płacą przede wszystkim gminy, a więc pośrednio sami mieszkańcy, a nie producenci.
To musi się zmienić – przekonuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska, proponując nowy model ROP, który zakłada odejście od DPR-ów i powołanie rządowego administratora, który zbierałby i dysponował pieniędzmi wpłacanymi przez producentów, a także ustalał wysokość pobieranych od nich opłat. Kierowałby się przy tym zasadami ekomodulacji, czyli mechanizmu, który premiowałby bardziej ekologiczne rozwiązania (np. prostsze w recyklingu monomateriały, a nie opakowania sklejone z kilku różnych rodzajów tworzyw sztucznych).
Piotr Szewczyk: Trudno mówić o mankamentach, gdy ROP praktycznie w Polsce nie istnieje. A czego my, jako przedstawiciele instalacji komunalnych i samorządów, byśmy od tej reformy oczekiwali? Przede wszystkim realnego pokrycia kosztów zagospodarowania swoich opakowań przez wprowadzających, co zresztą wynika wprost z art. 8a dyrektywy odpadowej. Zależy nam też, by zasady wyliczania opłat były transparentne i sprawiedliwe. Pamiętajmy, że opłaty ROP to nic innego, jak zapłata za wykonane na rzecz producentów usługi – swoista rekompensata kosztów ponoszonych przez gminy, recyklerów i instalacje za zebranie i przetworzenie określonych opakowań.
Klaudia Subutkiewicz: Bez realnej partycypacji finansowej zanieczyszczających gminy dalej pozostawione będą same sobie, tak jak to jest od lat, czego wymierne efekty odczuwają wszyscy mieszkańcy. Dziś płacą oni nie tylko za swoje odpady, ale również biorą na barki koszty sprzątania po producentach. Czas, by to właśnie wprowadzający poczuli większą odpowiedzialność za to, co i z czego produkują, zastanowili się, czy konieczne jest łączenie różnych materiałów w jednym często zbyt dużym opakowaniu, i ponieśli realne koszty utylizacji pozostałości po swojej – skądinąd przynoszącej niemałe zyski – działalności gospodarczej.
Konrad Nowakowski: Zgadzam się, że system ROP nie istnieje, bo obecny model partycypacji producentów w kosztach gospodarki odpadami jest zupełnie nieadekwatny do oczekiwań, które dziś stawiamy przed ROP. Pamiętajmy tylko, że w 2001 r. był on projektowany w zupełnie innych warunkach i przyświecały mu inne cele – by realizować konkretne poziomy recyklingu, a nie, by pokryć 100 proc. kosztów zagospodarowania opakowań. To dwie fundamentalnie różne sprawy. Dziś jesteśmy niejako zakładnikami ustawowo określanych „celów recyklingu”, czyli poziomów, które przedsiębiorcy muszą realizować. I to robią. Taki system nie sprawdzi się jednak, jeżeli za punkt wyjścia przyjmiemy obowiązek pokrycia już pełnych kosztów zagospodarowania opakowań, nie tylko osiągnięcia poziomu recyklingu na dany rok.
Paweł Lesiak: Przedsiębiorcy nie odżegnują się od konieczności zreformowania systemu i zwiększenia opłat zgodnie z art. 8a dyrektywy. Sprzeciwiamy się jednak propozycji ministerstwa, która wywraca dotychczasowy system do góry nogami włącznie ze wszystkim, co było w nim dobre i stanowi dorobek branży budowany od ponad dwóch dekad. Wierzymy, że potrzebujemy dziś szerszej współpracy, bo wiele elementów gospodarki odpadami od lat kuleje, jak chociażby selektywna zbiórka w gminach, która mimo widocznej poprawy wciąż pozostawia wiele do życzenia. W ostatnich latach nasila się też jeszcze inny problem. Chodzi o nieszczelność unijnego rynku, na który wciąż trafiają – pod fałszywą etykietą „recyklatu” – setki tysięcy ton materiału pierwotnego z krajów o mniejszych rygorach środowiskowych. To nieuczciwa konkurencja dla surowców wtórnych wytwarzanych przez krajowych recyklerów, którzy ponoszą wyższe koszty energii czy pracy niż firmy spoza UE.
Anna Larsson: ROP polega na tym, że producenci biorą pełną odpowiedzialność finansową za poużytkową fazę produktu lub opakowania po produkcie wprowadzanym na rynek. I tego wsparcia niewątpliwie w Polsce od lat brakuje. Szacuje się, że koszty zagospodarowania komunalnych odpadów opakowaniowych to ok. 5 mld zł rocznie, a finansowy wkład producentów za całą frakcję opakowań, w tym z sektora komercyjnego, nie przekracza obecnie 1,5 mld zł.
Dariusz Kurzawa: Z perspektywy władz województwa deklarujemy gotowość, by współuczestniczyć w budowie nowego systemu gospodarki odpadami. Apelujemy tylko, by dać samorządom odpowiednie narzędzia do realizacji stawianych nam celów, czyli odpowiednie zasoby kadrowe, finansowe i instrumenty prawne. Od lat toczymy walkę z szarą strefą i potrzebujemy wsparcia, by lepiej kontrolować podmioty odbierające i przetwarzające odpady. Ostatnio udało się rozbić kilkunastoosobową grupę, która była związaną z nielegalnymi składowiskami na terenie naszego województwa. To niewątpliwy sukces, ale nie uspokaja on innych samorządowców, którzy cały czas obawiają się nielegalnego obrotu odpadami i czekają na jasny sygnał ze strony ministerstwa, jaką rolę widzi dla nich w zapowiadanym systemie ROP.
P. Lesiak: Dziś przedsiębiorcy poszukujący innowacyjnych rozwiązań wahają się, patrząc, jak niestabilny i zmienny jest rynek surowców wtórnych. Trudno oczekiwać wielomilionowych inwestycji w nowe zakłady recyklingu, gdy nie jest pewne, jakie frakcje materiałowe będą zbierane za kilka lat i po jakich cenach. To jedna strona medalu. Z drugiej, przez wszystkie lata pracy jako organizacja odzysku przeprowadziliśmy na zlecenie firm tysiące audytów, które kończą się jasnymi rekomendacjami dotyczącymi wprowadzania zrównoważonych rozwiązań w obszarze gospodarki odpadami. Przedstawialiśmy je naszym kontrahentom, podkreślając zmiany czekające biznes w związku z ROP i ekoprojektowaniem, ale to już od przedsiębiorców zależy, które z nich wybierają, bo kierują się nie tylko kosztami i skutkami środowiskowymi, ale też realiami rynku i nawykami konsumentów.
K. Nowakowski: Warto podkreślić, że część tych sporów prawdopodobnie już wkrótce przetnie rozporządzenie PPWR, które odgórnie wykluczy z rynku opakowania nienadające się do recyklingu. Nie znaczy to oczywiście, że z rynku znikną opakowania trudne lub kosztowne w przetwarzaniu, bo wielu z nich zwyczajnie nie da się teraz zastąpić. Dlatego apeluję, by nie traktować opłaty ROP i ekomodulacji jako celów samych w sobie tylko narzędzia, które mają stymulować rozwój instalacji recyklingu dla właśnie tych konkretnych, problematycznych frakcji. Ta opłata nie powinna być dla producentów karą, która miałaby wykluczać z rynku pewne opakowania.
P. Szewczyk: O ile w przypadku niektórych frakcji, chociażby szkła, stawki opłat będzie relatywnie łatwo obliczyć, bo jest to dość jednolity materiał i skalowalna technologia przetwarzania, tak dla tworzyw sztucznych, których jest na rynku dostępnych kilkanaście rodzajów, będzie to dużo trudniejsze. Dlatego jestem zdania, że to musi określać jakaś jednostka niezależna od wszystkich uczestników rynku. Nie mogą to być wprowadzający, bo ci nie mogą sami decydować, ile będą płacić, ani gminy, bo te nie mają kompetencji w kwestii materiałoznawstwa i procesów recyklingu. Musi to być podmiot nadzorowany przez państwo i samodzielnie podejmujący decyzje na podstawie zebranych – i często wrażliwych – danych. To musi być transparentne i czytelne. Tylko podmiot publiczny będzie w stanie spełnić te wymogi.
A. Larsson: Uważam, że organizacje odzysku nie powinny się obawiać, że reforma ROP zmiecie je z rynku. Patrząc na trendy europejskie, widać, że OOO przeobrażają się w centra kompetencji dla szeroko rozumianej gospodarki obiegu zamkniętego i np. wdrażają ponowne użytkowanie. Zwróćmy uwagę, że system podobny do polskiego, oparty na DPR-ach, czyli de facto papierach wartościowych, funkcjonował tylko w Wielkiej Brytanii i tam już się z niego wycofano. Zastąpiono go centralnym zarządzaniem, które powierzono w ręce departamentu agencji ochrony środowiska. Rosnący nadzór nad przepływem środków finansowych od organizacji odzysku to europejski trend.
K. Subutkiewicz: Obawy, że producenci zapłacą nie za swoje odpady tylko np. za budowę chodników czy ścieżek rowerowych, są nieuzasadnione, bo nasze koszty są jak najbardziej transparentne i po ich skatalogowaniu będziemy potrafili je dokładnie udokumentować. Funkcjonujemy w reżimie zamówień publicznych i postępowań przetargowych, w których wszystkie koszty są jawne.
P. Szewczyk: Kluczowe jest, by środki wpłacane w ramach ROP były „znaczone”, czyli mogły być przeznaczone tylko na realizację celów systemowych ROP-u.
D. Kurzawa: Zgadzam się z przedmówcami, że pieniądze producentów powinny zasilić rozwój instalacji do recyklingu, których dziś tak bardzo potrzebujemy, bo mamy zaszłości inwestycyjne i braki w infrastrukturze komunalnej. Dlatego pilnie potrzebujemy, by system ROP zaczął działać możliwie jak najszybciej.
K. Nowakowski: Doświadczenie i praktyka pokazują jednak, że producenci mogą mieć powody do obaw o transparentność i dalszy los swoich pieniędzy. Za przykład weźmy opłaty za jednorazowe opakowania, które na mocy dyrektywy o jednorazowych plastikach (tzw. dyrektywa SUP – od single-use plastics – red.) powinny być naliczane do każdego kubka czy opakowania na wynos. To średnio kilkadziesiąt groszy od sztuki. Pieniądze te miały trafiać do urzędów marszałkowskich i tam, jako środki znaczone, być przeznaczone na zagospodarowanie odpadów. Jak na razie, z tego, co się orientuję, nic o tych środkach i ich wykorzystaniu nie słychać. Producenci obawiają się, że w przypadku odgórnie ustalanych opłat ROP będzie tak samo.
Współorganizator