Jak pobudzać społeczną aktywność, co ją hamuje, jaką rolę odgrywa tu edukacja oraz kim powinien być samorządowiec w zmieniających się realiach XXI w.: urzędnikiem, menedżerem czy raczej animatorem społecznej energii? – na te pytania odpowiadali podczas kongresu Perły samorządu uczestnicy panelu „Wielka energia małych ojczyzn”.
Oktawia Gorzeńska, świeżo powołana wiceprezydentka Gdyni odpowiedzialna m.in. za oświatę, podkreśliła, że edukacja to nie tylko szkoła.
– Chodzi też o włączanie młodych ludzi w społeczność obywatelską, rozmowy, okrągłe stoły – tego bardzo potrzebujemy. Mieszkańcy Gdyni wyrazili nadzieję, że będą bardziej słyszalni i sprawczy. Będziemy pracować nad wzmocnieniem zaufania społecznego i podmiotowości obywateli – zadeklarowała Oktawia Gorzeńska.
Jacek Brygman, od 27 lat wójt gminy Cekcyn (województwo kujawsko-pomorskie), zwrócił uwagę, że zaufanie społeczne buduje się latami, przy czym inaczej odbywa się to w gminach o niskich dochodach.
– Jeśli mieszkańcy nie zrobią wielu rzeczy sami, to nic się nie wydarzy. Tutaj rolą władz jest nie przeszkadzać, wspierać inicjatywy, udostępniać infrastrukturę, inicjować działania dla dobra wspólnego – tłumaczył wójt. Opowiedział, jak w zeszłym roku mieszkańcy zgłosili postulat rozbudowy świetlicy wiejskiej. Kosztowałoby to 500 tys. zł, gmina nie dysponowała takimi pieniędzmi. Wójt zaproponował sołtysowi, że gmina da materiał, a mieszkańcy – robociznę. W okolicy działa wielu przedsiębiorców budowlanych.
– Obawiałem się, że ludzie mnie wyśmieją, a oni to od razu zaakceptowali. Koszt gminy wyniósł ok. 150 tys. zł i z tej rozbudowanej świetlicy już mieszkańcy korzystają. Są bardzo zadowoleni i dumni. Doszło do integracji wspólnoty. Na wybory sołtysa przyszło potem ponad 100 osób. To rekord. Takie są efekty wyzwolenia społecznej energii – opisywał wójt Cykcyna.
Maciej Berlicki, burmistrz miasta i gminy Sianów (woj. zachodniopomorskie), zauważył, że część samorządowców popełnia fundamentalny błąd.
– Jeśli ktoś myśli, że samorząd to są jego zabawki i z nikim nie będzie się dzielił władzą, to nie zbuduje społecznej więzi – ocenił burmistrz.
Podkreślił, że w jego gminie świetlice są budowane wyłącznie w czynach społecznych sołectw. Zgodzie z zasadą pomocniczości gmina oddaje jak najwięcej pola do działania samym mieszkańcom i ich zrzeszeniom.
– Nasze doświadczenie pokazuje, że wystarczy zaufać mieszkańcom, a zrobią zdecydowanie więcej, niż samorząd rozumiany jako administracja zrobiłby sam. Poza tym robić wspólnie jest lepiej, bo umacnia się poczucie sprawczości, wpływu, satysfakcji. No i jest taniej. Czyli z każdej strony mamy zysk. Trudno o lepszy przykład działania zasady win-win – podkreślił Maciej Berlicki.
Maciej Kiełbus, partner zarządzający w Ziemski & Partners Kancelaria Prawna Kostrzewska, Kołodziejczak i Wspólnicy, podzielił pogląd, że kluczową zasadą, jaka powinna obowiązywać w samorządach, jest „nie przeszkadzać i wspierać”. – Powinien się jej trzymać także ustawodawca, tworząc możliwie elastyczne ramy funkcjonowania samorządów. Nie ma nic gorszego niż uszczęśliwienie na siłę rozwiązaniami narzucanymi odgórnie – podkreślił ekspert.
Zaznaczył, że w procesie budowania społeczeństwa obywatelskiego fundamentalną rolę odgrywają wiedza i informacja. Tymczasem mimo niewątpliwych sukcesów reformy samorządowej musimy przyznać się do jednej istotnej porażki.
– Wiele osób uważa, że samorząd to władza czy administracja. A samorząd to przecież my wszyscy. Niezrozumienie tego faktu ma niekorzystne konsekwencje – komentował Maciej Kiełbus.
Chodzi o niską frekwencję na wyborach czy nikłe zaangażowanie mieszkańców w sprawy lokalne.
Maciej Kiełbus dodał, że jak najszybciej należy zacząć uczyć młode pokolenia, czym naprawdę jest samorząd, a czym nie jest. Szkolić trzeba również radnych, bo – co może się wydawać szokujące – wielu z nich też nie ma pojęcia o samorządności, o zasadzie subsydiarności.
– Kiedy proponowałem wójtom takie szkolenia, często słyszałem: „Radny ma głosować, radny nie musi wiedzieć”. To oddaje sposób myślenia. A ja wyobrażam sobie, że radni, świadomi tego, czym jest wspólnota, ruszają w teren, do szkół, przedszkoli i pokazują w praktyczny sposób, jak obywatele mogą wpływać na swoją rzeczywistość – mówił przedstawiciel Ziemski & Partners.
Wiceprezydentka Gdyni przyznała, że opiekowała się kiedyś radą młodzieżową i widziała, że ciało to nie jest poważnie traktowane przez część radnych.
– Takie podejście zniechęca młode pokolenia do uczestnictwa w demokracji. Z kolei pozytywne wzorce motywują młodych do zaangażowania w pracę samorządu w dorosłym życiu – podkreśliła Oktawia Gorzeńska.
Wszyscy zgodzili się, że wyzwalanie społecznej energii nie może polegać na zrywach, krótkotrwałych akcjach w okolicy wyborów. To musi być długofalowa, nieustanna praca u podstaw. Tylko wtedy to działa i dzięki temu wszyscy wygrywają. ©℗