Resort edukacji planuje zmiany w wynagrodzeniach nauczycieli. Samorządy oczekują, że w ślad za tym pójdą środki z budżetu

MEiN planuje nie tylko zmiany w Karcie nauczyciela, czyli sposobie wynagradzania nauczycieli, lecz także w stawkach pensji. A wszystko to jeszcze w tym roku. Ostateczna propozycja rządu jest bardzo wyczekiwana nie tylko przez nauczycieli, ale i samorządy. Dla tych ostatnich oznacza to bowiem kolejny wydatek, na który będzie ciężko znaleźć finansowanie w budżecie. Szczególnie że ten rok budżetowy jest bardzo trudny. Po pierwsze z powodu zmian związanych z Polskim Ładem. Spowodowały one, że do miast wpływa zdecydowanie mniejszy udział z podatków od mieszkańców. Do tego dochodzą coroczny wzrost płacy minimalnej, inflacja, horrendalny wzrost cen energii elektrycznej i gazu oraz - potwierdzone przez GUS - stopniowe wycofywanie się z finansowania oświaty przez budżet państwa na rzecz samorządów, co jest widoczne w procentowym udziale subwencji w kosztach ogólnych. Tymczasem już wiadomo, że ustawa budżetowa na 2022 r. nie przewiduje wzrostu kwoty bazowej dla nauczycieli, a tym samym średnich wynagrodzeń nauczycieli - mimo uwzględnienia takiej poprawki przez Senat. Jednym słowem nie ma w niej środków na podwyżki w oświacie. W budżecie państwa w rezerwie celowej pod pozycją 29 „Zmiany systemowe w finansowaniu jednostek samorządu terytorialnego, w tym w finansowaniu zadań oświatowych” zaplanowane zostało co prawda blisko 3,8 mld zł. Kwota ta jest jednak przeznaczona na sfinansowanie proponowanych przez ministra edukacji i nauki - i budzących kontrowersje - zmian w systemie wynagradzania nauczycieli związanych m.in. z podwyższeniem pensum.
To wywołuje dodatkowe zaniepokojenie wśród samorządów, które obawiają się, że wydatki z tym związane zostaną w dużym stopniu przerzucone na barki samych samorządów. A jeśli tak, to według nich oznacza to ograniczanie możliwości inwestowania w rozwój szkół. Choć z doniesień medialnych - ale na razie tylko z nich - wynika, że resort edukacji zabezpieczył środki na podwyżki dla nauczycieli w rezerwie oświatowej. To jednak nie uspokaja władz lokalnych. W związku z tym na początku stycznia organizacje zrzeszające samorządy - Unia Metropolii Polskich, Związek Gmin Wiejskich RP, Unia Miasteczek Polskich oraz Związek Miast Polskich - zaapelowały o pełne sfinansowanie z budżetu państwa planowanych zmian w wynagradzaniu nauczycieli. Już dziś bowiem subwencja oświatowa nie wystarcza na pensje nauczycieli, podobnie jak na inne koszty prowadzenia szkół i przedszkoli. Zatem już dziś koszty nauczania i opieki przedszkolnej tylko w niewielkim stopniu pokrywane są ze środków przekazywanych samorządom w ramach subwencji oświatowej i dotacji celowej.
- Zaplanowana w ustawie budżetowej na 2022 r. subwencja oświatowa dla samorządów jest nominalnie o 2,2 proc. wyższa w porównaniu do 2021 r. nie uwzględnia jednak inflacji i wzrostu płacy minimalnej. W związku z tym, że płace pracowników niepedagogicznych zatrudnionych w jednostkach oświatowych w większości kształtują się na poziomie płacy minimalnej, to jej wzrost powoduje wzrost kosztów zatrudnienia, jakie ponosi samorząd - tłumaczy Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy Częstochowy. I dodaje, że przewiduje się, że kwota subwencji przypadająca na szkoły i placówki prowadzone przez miasto wystarczy na sfinansowanie 73,4 proc. wynagrodzeń pracowników zatrudnionych w tych jednostkach (w 2021 r. wystarczyła na sfinansowanie 75,7 proc. wynagrodzeń), a pozostałe wydatki związane z funkcjonowaniem szkół i placówek samorządowych, m.in. z utrzymaniem szkół, zapewnieniem bezpiecznych i higienicznych warunków nauki i pracy czy wykonywaniem remontów obiektów szkolnych, miasto będzie musiało sfinansować z dochodów własnych. Miasto musi również sfinansować z dochodów własnych część wydatków z tytułu dotacji dla szkół i placówek niesamorządowych, które szacuje się w kwocie 98,5 mln zł.
Samorządy muszą więc dokładać, co jest coraz większym wyzwaniem w sytuacji malejących dochodów.
- Wydatki miasta w związku ze zmianami w wynagrodzeniach dla nauczycieli wzrosną w tym roku o prawie 25 mln zł. W sumie na wynagrodzenia przeznaczymy ok. 345 mln zł. Szacujemy, że w związku z malejącym udziałem subwencji oświatowej jesteśmy stratni ok. 50 mln zł na samej oświacie - zapowiada Bartosz Bartoszewicz, wiceprezydent Gdyni ds. jakości życia.
Warszawa także nie kryje, że dodatkowy wydatek będzie wyzwaniem. Przypomina, że już w poprzednich latach podwyżki przyznane przez MEiN nie znalazły pokrycia w subwencji oświatowej. I wylicza, że od 1 stycznia 2019 r. nastąpił wzrost płacy zasadniczej o 5 proc., co dało dla miasta koszt roczny na poziomie 70 mln zł, z czego z resortu oświaty pochodziło 30 mln zł. Od 1 września 2019 r. płaca zasadnicza zwiększyła się o 9,6 proc., a także pojawiło się świadczenie jednorazowe dla nauczycieli stażystów „Na start”. Koszt tej podwyżki to 51 mln zł, a środki przekazane przez MEN to 36,8 mln zł. Podobnie było w 2020 r., kiedy płaca zasadnicza od 1 września 2020 r. wzrosła o 6 proc. Koszt tej podwyżki wyniósł 34 mln zł, a środki przekazane przez ministerstwo - 0 zł.
Miasta mówią, że do tak dużych zmian finansowych będzie też im trudno się szybko przygotować. Środków na realizację zaproponowanych zmian w oświacie nie zaplanowało w budżecie np. Opole.
- To z uwagi na brak informacji o planowanych w 2022 r. podwyżkach nauczycieli. Stąd trudno nam podać, jakie będą tego dla nas skutki finansowe - tłumaczy Adam Leszczyński, rzecznik prasowy UM Opole.
Podobnie słychać w Gdańsku.
- Prawo zmienia się w ostatnich latach błyskawicznie. Kolejne nowele wprowadzają kolejne obowiązki i wydatki, zmieniają dotychczasowe zasady finansowania, nakładają na nas kolejne zobowiązania. Tylko doświadczony sztab specjalistów może zapanować nad tym, aby budżet się, kolokwialnie mówiąc, spiął - mówi Bartosz Bartoszewicz, wiceprezydent Gdyni ds. jakości życia.
Miasta jednak nie tylko robią analizy wpływów i wydatków, lecz także już szukają oszczędności i środków zewnętrznych, z których mogłyby finansować nowe pomysły rządu.
- W budżecie zaplanowano oszczędności na 2022 r. ze względu na pomniejszone dochody. Po stronie wydatków na przyszły rok przewidziano w budżecie miasta Gdyni kwotę 1 930 250 323 zł. Aż 83,1 proc. tej kwoty to wydatki bieżące, reszta - wydatki majątkowe. Jest mniejsza o ponad 175,7 mln zł od sumy wydatków zaplanowanych na rok 2021, dzięki czemu uda się zrównoważyć pomniejszone wpływy - mówi Bartosz Bartoszewicz, podkreślając, że subwencja nie jest dzielona na poszczególne cele, ale wyznaczana ogólnie. Miasto nie zwiększało zatem puli „na podwyżki” czy „na zajęcia pozalekcyjne”, ale zwiększyło środki na wydatki bieżące na oświatę.
- Gdynia próbuje ratować tragiczną sytuację, tak aby edukacja ucierpiała jak najmniej, ale nie ma się co oszukiwać - wymuszone sytuacją zmiany są konieczne. To właśnie na szeroko pojętą edukację miasto chce przeznaczyć blisko jedną trzecią (33,1 proc.) z kwoty wszystkich wydatków bieżących - to od lat najważniejszy z gdyńskich wydatków - zaznacza Bartosz Bartoszewicz.
Zdaniem władz stolicy zmiany proponowane przez ministerstwo nie dość, że nie polepszą sytuacji materialnej nauczycieli, to jeszcze pogłębią dramatyczny deficyt kadry. Już dzisiaj ogromna część nauczycieli wyraża chęć odejścia z zawodu, a propozycje ministerialna ten stan tylko utrwalą.
Nauczyciele w przeliczeniu na pełne etaty / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe