Współczesna gospodarka to skomplikowana sieć powiązań. Oderwany od państwa narodowego kapitał już kilka dekad temu w pogoni za maksymalizacją zysku zerwał z wielowiekową tradycją inwestowania w narodowy przemysł na rzecz podzlecania zadań tam, gdzie praca była tańsza. Tam inwestowano w zakłady, tam umieszczano centra rozwojowe, tam wreszcie odbywała się cała produkcja. Inwestor z własnym logo zgarniał w bezpiecznych czasach śmietankę, ale w trudnych zostawał z niczym.
W czasach pokoju to nawet działało, choć przestawienie się na usługi powodowało ubożenie społeczeństw i zmniejszanie się klasy średniej. Strategia przestała się jednak sprawdzać w czasie światowej pandemii, gdy nagle przerwaniu uległy łańcuchy dostaw. Została też zweryfikowana przez ograniczony do terenu Ukrainy konflikt, który zaczął oddziaływać na większość państw tej planety. Ba, wystarczył nawet zwykły wypadek i kilkudniowe zablokowanie morskiej trasy komunikacyjnej, aby skutki odczuły nawet duże gospodarki.
Przypadek Ukrainy
Wojna pokazała, że podstawowym obowiązkiem państwa jest ochrona jego terytorium i zasobów. Gdy przemysł znajduje się na terenie zaatakowanego państwa, można go zmilitaryzować i zmienić profil działania, aby uczestniczył w wysiłku wojennym, dostarczając sprzęt potrzebny przy obronie. Oczywiście zbrojeniówka staje się pierwszym celem ataku – na równi z centrami dowodzenia wojskiem. Niemniej zakłady można chronić, a produkcję rozśrodkowywać i przenosić, o ile tylko… odbywa się w kraju. Jeżeli nie – zostaje się z niczym.
Nie dotyczy to jedynie maszyn i ludzi, ale w gospodarce wiedzy przede wszystkim wiedzy, know how i praw własności intelektualnej do produkowanego sprzętu. Dysponując własnymi rozwiązaniami, można nawet zlecić ich wytwarzanie lub częściową produkcję sąsiadom, gdyby część zakładów została zniszczona. Jeśli państwo nie rozwija własnych opracowań, jest skazane, podobnie jak Ukraina, na wsparcie z zewnątrz. Wsparcie często przypadkowe, które trzeba na siłę dostosowywać do potrzeb obrony państwa.
Można produkować, ale gdzie?
Dekady pokoju spowodowały zamykanie zakładów przemysłowych jak Europa długa i szeroka oraz przenoszenie ich za granicę. Efektem jest skomplikowana sieć powiązań, w których często prostą samochodową część wytwarza się z komponentów dostarczanych z końca świata. W spokojnych czasach to działa, w niespokojnych kończy się wielomiesięcznymi opóźnieniami, a czasami w ogóle brakiem możliwości produkcji.
Bezpośrednie zagrożenie dla istnienia państwa oznacza, że w pierwszej kolejności mieszkające na jego terenie społeczeństwo powinno zadbać o narzędzia do obrony. Czasami nawet nie chodzi o pełne zdolności do produkcji każdego zaawansowanego sprzętu, ale zdolności do jego odtwarzania po uszkodzeniach, napraw, serwisów i remontów.
Na wojnie równie ważne jak sprzęt są środki bojowe. Świat ze zdumieniem odkrył po 2022 r., że magazyny wojskowe nie są tak pełne amunicji, jak się przez lata wydawało. Brak dużych zamówień przez dekady pokoju i stopniowe zużycie znacząco je opróżniło. Z braku umów większość zakładów zdolnych produkować dużo, rozwijanych w czasie „zimnej wojny”, została w ciągu ostatnich kilku dekad zamknięta i sprzedana.
Ograniczenie opłacalności zbrojeniówki spowodowało też wykupywanie przez silniejszych graczy coraz większej liczby mniejszych podmiotów. Dzisiaj na świecie prym wiodą wielodomenowe koncerny, bo tylko w taki sposób mogły przetrwać w dobie niewielkich zamówień. Ma to wady, ale też jedną zaletę – duży może więcej. Przede wszystkim dysponuje kapitałem, aby więcej i szybciej produkować. Na wojnie to bardzo istotne.
Komunikacja i dowodzenie
Wojsko jest strukturą zorganizowaną i właśnie z organizacji – hierarchii, dowodzenia i komunikacji – czerpie całą swoją siłę. Walczących w pojedynkę wojowników dobrze się ogląda na ekranach, jednak współczesne wojny są wygrywane dzięki podejściu systemowemu i rzeszom żołnierzy. Zmobilizowani obywatele w mundurach, walczący o swoje własne państwo, muszą się znaleźć we właściwym miejscu i właściwym czasie, a przede wszystkim orientować się, gdzie sami się znajdują i gdzie można spodziewać się przeciwnika.
Dlatego poważne państwa tworzą własne, narodowe systemy dowodzenia. Od szczebla najwyższego do najniższego. Świetnie to widać podczas konfliktu ukraińskiego. Mięśnie, czyli czołgi, działa, śmigłowce, a nawet samoloty można (i tak się dzieje) dostarczać z zewnątrz, ale mózg – systemy dowodzenia – są zawsze miejscowe. Dostarczany zagraniczny sprzęt musi zostać „wpięty” w krajowe rozwiązania, aby poprawnie działał.
Nie ma dowodzenia bez bezpiecznej komunikacji. Dla wojskowych oparcie militarnej łączności zaatakowanego państwa na rozproszonej cywilnej konstelacji satelitarnej było pewnego rodzaju szokiem podważającym lata rozwoju innych rozwiązań. To ciekawe, że siły zbrojne pokładały nadzieję w dużych, łatwych do zniszczenia specjalistycznych satelitach. Potrzeby komercyjne spowodowały powstanie trudnej do obezwładnienia sieci małych, tanich i łatwo zastępowalnych urządzeń, które pozwoliły ukraińskiej armii na zachowanie zdolności do przesyłania informacji i skutecznego dowodzenia. Oczywiście poza konstelacjami satelitarnymi niezbędne dla walczących są też inne środki łączności.
Najpierw mózg, później mięśnie
W przypadku zagrożenia wojną pojawiają się głosy, że trzeba kupować natychmiast, bo wróg stoi u bram. Szybkie zakupy są zawsze takie same. Wybiera się bez przemyślenia, niemądrze i zawsze przepłaca. Nie osiąga się tu raczej długoterminowych korzyści. Podatnik, którego środki są wydawane na iluzję bezpieczeństwa, nic z tego nie ma. Nawet siły zbrojne – jeżeli konflikt nie wybuchnie – zostają na lodzie. Współczesny sprzęt jest skomplikowany. Nie wystarczy go kupić, to zaledwie ułamek całkowitych kosztów jego użycia. Trzeba go obudować całym systemem wsparcia. To już nie czasy wręczania włóczni i posyłania kiepsko przeszkolonego nieszczęśnika wyrwanego z rodzinnej wioski w stronę wroga. Zamiast stopniowo i konsekwentnie rozwijać własne możliwości, budować własną potęgę przemysłową bazującą na swoich pomysłach, funduje się rozwój innym.
Dlatego zawsze najpierw warto przemyśleć zakupy. Później zaś skupić się na rozwoju własnych zdolności i kompetencji, nawet jeżeli nie od razu będą tak doskonałe, jak błyszczący produkt z zagranicznego katalogu. Trzeba zadbać o jak największe uniezależnienie się od zewnętrznych dostaw w przypadku sprzętu potrzebnego do obrony. Jeżeli nawet nie dotyczy to dział, samolotów czy okrętów, to zawsze należy samodzielnie produkować do nich amunicję. No i najpierw skoncentrować się na mózgu – zdolnościach dowodzenia i wymiany informacji, a później na konsekwentnej rozbudowie mięśni. ©℗