Z Michałem Kosińskim rozmawia Elżbieta Rutkowska
W dobie mediów społecznościowych debatą publiczną sterują władcy algorytmów. Ale nadchodzi już czas władców sztucznej inteligencji?
ikona lupy />
Michał Kosiński, profesor na Uniwersytecie Stanforda. Bada procesy psychologiczne w dużych modelach językowych (LLM) oraz wykorzystywanie sztucznej inteligencji, uczenia maszynowego 
i dużych zbiorów danych do modelowania i przewidywania zachowań człowieka / Materiały prasowe / fot. Pavel Becker/Materiały prasowe

Tak. Będziemy mieli kilka firm, które nie tylko będą zarządzać tym, jakie treści widzimy, lecz także będą tworzyć samą treść. Nie będziemy czytać esejów, artykułów czy książek pisanych przez innych ludzi. Coraz więcej treści będzie generowanych specjalnie dla danego konsumenta przez AI. Z jednej strony ludzie na tym skorzystają, bo taki skrojony na ich miarę tekst będzie bardziej zrozumiały, ciekawszy, napisany na właściwym poziomie, nie za trudny, nie za łatwy. Z drugiej strony producent danego systemu AI będzie miał niesamowitą kontrolę.

Jeszcze większą niż teraz? Demokracje już dziś nie radzą sobie z potęgą big techów i ich możliwościami wywierania wpływu na społeczeństwo.

Miejmy nadzieję, że regulatorzy i rządy wyciągnęli wnioski z błędów popełnionych przy poprzednich technologicznych rewolucjach i utrzymają konkurencyjność na tym rynku.

Jakie to błędy?

Dopuszczenie do powstania zbyt dużych monopoli. Sieci społecznościowe czy wcześniej wyszukiwarki internetowe nie były przez regulatorów traktowane jak poważna technologia. Nikt – szczególnie na początku – się nimi nie przejmował. Wynikiem tego, jak wszyscy widzimy, jest niesamowita koncentracja.

Niestety, sztuczna inteligencja to podatny grunt dla naturalnego wyrastania monopoli. Im więcej ludzi gada z daną siecią neuronową, tym lepiej poinformowanym interlokutorem staje się ta sieć. I coraz więcej osób z niej korzysta. Proces ten prowadzi do powstania monopolu, więc musi wkroczyć regulator, żeby wymóc na jakiejś firmie, by dzieliła się danymi z innymi firmami, albo w inny sztuczny sposób utrzymać konkurencję.

Czy w takim razie unijny AI Act to dobre rozwiązanie? Pojawiają się zarzuty, że zdusi innowacyjność.

Jestem wielkim zwolennikiem rozsądnej regulacji, ale trudno znaleźć tutaj złoty środek. Na pewno nie uda nam się uniknąć błędów. Im więcej regulujemy, tym lepiej możemy się zabezpieczyć przed negatywnymi konsekwencjami, szczególnie tymi, które udało się regulatorom przewidzieć. Problem w tym, że tak jak większość nowych technologii, sztuczna inteligencja powoduje zmiany społeczne, których jej twórcy ani autorzy przepisów nawet sobie nie wyobrażali. Podobnie było z mediami społecznościowymi, których negatywny wpływ był dla jednych i drugich kompletnym zaskoczeniem. Ponadto zbyt dużo regulacji spowalnia innowacje i niszczy postęp, nie pozwalając nam korzystać z jego owoców. Regulacja promuje też wielkie firmy, którym łatwiej jest sobie z nią poradzić – czy to dzięki prawnikom, czy to dzięki lobbystom. Małe firmy w gąszczu regulacji łatwo mogą się zgubić. Przykład to mikropłatności, które najwcześniej rozwinęły się w Chinach, co wynikało w dużej mierze właśnie z luźnej regulacji. Do dzisiaj nie udało nam się tych rozwiązań w pełni skopiować. Ale luźna regulacja to zagrożenia dla użytkowników i ryzyko przestępstw.

Surową regulację trzeba jeszcze wyegzekwować.

Wiele elementów działalności nawet bardziej tradycyjnych platform technologicznych, takich jak Google czy Facebook, jest w kontekście europejskiego prawa nielegalnych.

Unijny akt o usługach cyfrowych (DSA) przewiduje – jako środek ostateczny – tymczasowe ograniczenie dostępu na terenie UE do wielkich platform i wyszukiwarek internetowych (VLOP i VLOSE), które nie przestrzegają prawa.

Trudno sobie wyobrazić, żeby regulator odebrał konsumentom dostęp do wyszukiwarki Google'a. Nie mamy dobrej alternatywy. W obliczu technologii, które nie do końca rozumiemy, mamy tendencję do chowania głowy w piasek i domagania się od ich autorów, aby sami się regulowali. Jednak oczekiwać, że Facebook zaproponuje dla siebie ograniczenia i je wdroży, to jak prosić koncern produkujący papierosy, aby sam się uregulował. To jest oczywisty konflikt interesów.

To wyraz bezradności prawodawców wobec najnowszych technologii.

To jest przede wszystkim głupie. System kapitalistyczny nie zachęca firm, by się dobrze regulowały. Zachęca je, by przynosiły zyski. Oczekiwanie, że firma stworzona przez dwudziestoparolatka będzie umiała przewidzieć, dokąd technologia może pójść w przyszłości, i zdoła tę technologię okiełznać, jest niepoważne. Skąd oni mają to wiedzieć? Oni starają się oferować dobrą usługę i zarobić na niej pieniądze. Z kolei naszym obowiązkiem – społeczeństwa i regulatorów – jest sprawowanie niezależnej kontroli nad tą technologią, ustalanie i egzekwowanie zasad gry.

Ta zmiana ma przynieść koniec internetu. To tylko nośne hasło czy naprawdę tak się dzieje?

Jeżeli przez internet rozumiemy strony internetowe, wyszukiwarki, blogi itd., to rzeczywiście tak się dzieje. Może nie nadchodzi ich całkowity koniec, bo mało technologii zanika zupełnie. Płyty gramofonowe nadal są używane, taka moda. Strony internetowe, wyszukiwarki, e-maile i sieci społecznościowe pozostaną, ale ten „stary” internet zjeżdża na boczny tor. Coraz częściej ludzie będą szukali informacji, uczyli się o świecie i komunikowali się za pomocą sztucznej inteligencji, sieci neuronowych.

Dlatego właściciele mediów społecznościowych rozwijają sztuczną inteligencję?

Nie chcą wypaść z gry. Jednak ze względu na monopolistyczną tendencję rynku miejsca wystarczy tylko na jednego gracza. Dlatego mam nadzieję, że regulatorzy i społeczeństwa dadzą radę utrzymać konkurencję.

A gdzie jest miejsce sztucznej inteligencji w naszym przyszłym życiu? Czy to będzie narzędzie dla każdego człowieka, pomagające w nauce języków obcych, pisaniu e-maili, raportów itd.? Czy to będzie narzędzie kontroli nad światem w ręku giganta technologicznego, który wygra ten wyścig?

Naszym naturalnym instynktem jest myślenie, że technologia przyszłości pozwoli nam rozwiązać obecne problemy. Skupiamy się np. na tym, że AI pomoże nam pisać e-maile. I tak będzie. Ale sztuczna inteligencja da nam również możliwości, których jeszcze nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Będzie fundamentem do wynalazków, nowych produktów, układów społecznych. To samo było kiedyś z telegrafem, elektrycznością, komputerem. Prąd elektryczny na początku był uznawany za technologię bez żadnego praktycznego zastosowania – może poza zabawianiem arystokracji wybuchami iskier. Dopiero później okazało się, że elektryczność nie tylko rozwiązała wiele starych problemów – np. jak zasilać maszyny szwalnicze – lecz także doprowadziła do rozwoju technologii, których wcześniej człowiek nie mógł sobie wyobrazić: radia, telewizji, komputerów.

A także krzesła elektrycznego.

Tak. A sztuczna inteligencja być może zastąpi nam ludzki język, przejmując wielką część naszej codziennej komunikacji.

Z punktu widzenia dobra ludzkości sztuczna inteligencja z jej nieprzewidywalnymi zastosowaniami to szansa czy zagrożenie?

Z punktu widzenia dobra ludzkości sztuczna inteligencja ma niesamowite zalety. Pozwoli nam polepszyć edukację, opiekę medyczną i psychologiczną. Pozwoli nam się ze sobą dużo lepiej komunikować, a być może też rozwinąć się naukowo. Już zaczyna wykonywać za nas robotę, która jest męcząca, nudna i w której człowiek nie jest zbyt dobry. Ale podobnie jak każda technologia w przeszłości, to potężne narzędzie może być też użyte przeciwko nam. I tutaj pytanie jest takie samo jak w przypadku nauki. Nauka dała nam medycynę...

...i bombę atomową.

Wiele zależy więc od tego, jak tę technologię wykorzystamy. Różnica jest taka, że w przeszłości wynalazki były w pełni kontrolowane przez człowieka, a przynajmniej tak się wydawało. Bombę atomową musi ktoś zapakować do samolotu i zrzucić. Modele AI działają autonomicznie. Mogą podejmować decyzje, zmieniać je, mogą ewoluować, wymyślać nowe rzeczy, kontrolować maszyny i świat dookoła siebie. Mogą nawet nami manipulować. Są więc technologią, która nie tylko jest przez nas sterowana, lecz może się także sama sterować.

I technologią, która może nam pomóc w pracy, ale też pracę tę odebrać.

Na pewno wiele zawodów zostanie zastąpionych przez sztuczną inteligencję, co spowoduje dla ludzi problemy i konieczność przekwalifikowania się. Ale na poziomie społeczeństwa sztuczna inteligencja zwiększy dostępność i obniży cenę wielu usług. Co więcej, poprzednie rewolucje technologiczne generowały wiele nowych zajęć i zawodów. Często też okazywało się, że dany zawód wcale się nie kończy, tylko unowocześnia i – paradoksalnie – zwiększa się na niego zapotrzebowanie. Księgowy z komputerem może obsłużyć 10–20 klientów więcej niż ten, który robi rachunki na papierze. To nie znaczy, że 19 z 20 księgowych straciło pracę z powodu komputeryzacji. Wręcz odwrotnie, spadek ceny usług księgowych znacznie zwiększył na nie popyt. Zwiększenie wydajności danego zawodu zwykle nie powoduje proporcjonalnego spadku zatrudnienia, lecz przeciwnie – zwiększenie zatrudnienia i wyższe pensje.

Pisze pan jeszcze sam swoje e-maile czy już przez AI?

Piszemy je razem, wtedy są lepsze i mądrzejsze. Nowoczesne modele językowe są zwykle lepsze od nas w przyjmowaniu perspektywy innych osób. Ponadto co dwa mózgi, to nie jeden. Czasami ja robota poprawię, czasami on mnie – tworzymy zespół. AI może też robić rzeczy, których nie ma sensu oczekiwać od ludzi. Wyobraźmy sobie, że staramy się o pracę. Aby napisać dobre podanie i przygotować się na rozmowę z przyszłym szefem, powinienem dowiedzieć się o niej czy o nim jak najwięcej. Przeczytać wszystkie posty w mediach społecznościowych, obejrzeć filmy, które ogląda, zobaczyć, co studiował czy studiowała, a może nawet skończyć te same studia. Dla człowieka jest to zadanie niewykonalne, zajęłoby mi pewnie dziesiątki lat. Model AI za kilka dolarów wydanych na prąd mógłby pomóc mi przygotować się na rozmowę w sposób dla mnie samego nieosiągalny. W przyszłości wykorzystamy więc sztuczną inteligencję nie tylko do zadań, które już teraz wykonujemy, lecz także do zadań, których dzisiaj nie możemy sobie wyobrazić. ©Ⓟ

Tak jak większość nowych technologii, sztuczna inteligencja powoduje zmiany społeczne, których jej twórcy ani autorzy przepisów nawet sobie nie wyobrażali