Kilka lat temu rozumni szałem włodarze światowej piłki wprowadzili udoskonalenie przepisu o spalonym – i teraz sędzia boczny sygnalizuje pozycję spaloną nie wtedy, kiedy ona jest, lecz wtedy, kiedy już wiadomo, jak skończyła się akcja. Teoretycznie zatem, po obronie i słupku, mógł być kolejny słupek wybicie piłki z linii autowej czubkiem buta, jeszcze jedna obrona bramkarza nosem po dobitce przewrotką – i dopiero gdyby bramka padła, akcja zostałaby przerwana. I okazałoby się, że oglądaliśmy przedstawienie na niby.
Jeżeli dodamy jeszcze do tego wynaturzenie działania VAR, systemu, który wskazuje na spalonego bodaj jednocentymetrowego – przy czym nielegalna jest nawet dłoń wysunięta w biegu o nieszczęsny centymetr... (bo przecież gramy w piłkę nożną). I dodamy długie wydziwiania sędziów przed ekranem monitorka, aby zdecydować, czy będzie karny albo nie będzie... I przypomnimy, jak wiele akcji przerywa „faul taktyczny”, więc nici z przygody... Mówiąc krótko, zarząd gigantycznego, globalnego przedsiębiorstwa, jakim jest światowa piłka nożna, zarzyna emocje widzów, z których żyje. Kiedy zacznie się odpływ fanów – a w sektorze młodego widza zaczął się i tak, ze względu na dłużyzny – na reakcje będzie cokolwiek za późno.
Zmierzam, oczywiście, do Elona Muska, to się już pewno Państwo zorientowali. W dobrych, niedawnych czasach narzekano na krótkowzroczność demokratycznych polityków, zależnych od emocji wyborców. Otóż jeszcze nigdy tak nie było, jak jest teraz – decyzja jednego biznesmena, niezależnego od nikogo, może w decydujący sposób np. wpłynąć na bieg wojny w Ukrainie. Szefowie piłkarskich związków swoimi nieracjonalnymi posunięciami niszczą własny biznes, właściwie bez żadnego dającego się zrozumieć powodu. Dlaczego oczekiwać racjonalności od jednego człowieka, zwłaszcza kiedy zaczyna się nudzić. ©Ⓟ