Wiele branż – chociażby transport z logistyką – notuje problemy z zapełnieniem wakatów pomimo szerokiego otwarcia się na pracowników z zagranicy. Mimo piętrzących się problemów wydaje się, że polscy politycy nie mają zbyt dużo pomysłów na zaradzenie im. A jeśli już się jakieś pojawiają, to wypada jedynie chwycić się za głowę. Przypomnijmy, że jedynym intensywnie omawianym w debacie publicznej pomysłem na reformę finansowania ochrony zdrowia jest... obniżenie składki zdrowotnej, co wpędziłoby nasz publiczny system opieki medycznej w stan śmierci klinicznej.
Nowe warunki ekonomiczne
Okazuje się, że bardziej progresywny od polskich elit władzy jest już nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), uchodzący za symbol tak zwanego neoliberalizmu, czyli doktryny ekonomicznej, według której wolny handel, surowy monetaryzm oraz dyscyplina fiskalna czynią cuda. Misja MFW odwiedziła Warszawę w pierwszej połowie października i po konsultacjach z rządem wydała zalecenia – zaskakująco rozsądne, szczególnie na tle pomysłów z okolic koalicji (obok obniżenia składki na NFZ jest przecież jeszcze choćby tzw. kredyt 0 proc.).
„Po dwóch dekadach imponującej konwergencji dochodów polski model wzrostu musi dostosować się do nowych warunków ekonomicznych” – czytamy w omówieniu zaleceń liberalnych ekspertów z Waszyngtonu. W ostatnich latach motorem napędowym Polski był eksport, który jednak w nadchodzącym czasie może wyhamować. Z powodu napięć międzynarodowych ekspansja eksporterów na nowe rynki będzie trudna, w niektórych wypadkach nawet niemożliwa, gdyż świat zaczyna się segmentować pod względem geopolitycznym. Według MFW w najbliższych latach będzie to jeszcze nieodczuwalne, ponieważ nadchodzi koniunkturalne ożywienie gospodarcze, któremu w Polsce będzie sprzyjać napływ środków unijnych. Wzrost naszego PKB będzie więc przyzwoity (ok. 3,5 proc. w latach 2025–2026), do końca dekady spowolni jednak do poziomu poniżej 3 proc.
Przy takiej dynamice trudno będzie nie tylko dokończyć doganianie Europy Zachodniej, lecz także zaspokajać rosnące aspiracje obywateli. Bez przynajmniej „trójki z przodu” mogą się rozwijać państwa stabilne i zamożne, a nie aspirujący środkowoeuropejski tygrys gospodarczy. Zahamowanie wzrostu może też spowodować duże problemy budżetowe, ponieważ rolowanie długu publicznego będzie trudniejsze. Szczególnie że przynajmniej do przyszłego roku stopy procentowe pozostaną na wysokim poziomie, co automatycznie wiąże się z podwyższonym oprocentowaniem nowych obligacji rządowych. Warto zaznaczyć, że MFW dobrze ocenia obecną politykę monetarną i poziom stopy procentowej banku centralnego, z czym akurat można by polemizować.
Problemem wysoki deficyt budżetowy
Według autorów zaleceń jednym z naszych głównych problemów jest wysoki deficyt budżetowy, który w 2025 r. sięgnie 5,5 proc. PKB. MFW tradycyjnie postuluje więc konsolidację fiskalną w celu utrzymania długu publicznego poniżej 60 proc. PKB. To akurat nie zaskakuje – fundusz od dekad forsuje trzymanie go w ryzach. Zaskakujące mogą być jednak recepty. Według MFW Polska może m.in. zwiększyć dochody z PIT, by zbliżyć je do poziomu średniej UE. W tym celu powinna zwiększyć progresję podatkową, czyli podnieść stawkę dla najlepiej zarabiających.
Zgodnie z raportem OECD „Taxing Wages 2024” progresja podatkowa w Polsce wciąż jest bardzo mała. Obciążenie fiskalne osoby zarabiającej dwie trzecie średniej krajowej wynosi 32,4 proc. łącznego kosztu pracy (czyli włącznie z tymi po stronie pracodawcy). To nieco więcej niż średnia OECD (31 proc.). Zarobki o dwie trzecie wyższe niż średnia krajowa oznaczają tylko 36 proc. łącznego kosztu pracy – o przeszło 3 pkt proc. mniej od średniej OECD (39,1 proc.). Różnica w klinie podatkowym między tymi dwoma przypadkami jest więc w Polsce ponaddwukrotnie niższa od średniej OECD. Gdy jednak spojrzymy tylko na kraje UE, to się okaże, że odstajemy jeszcze bardziej. We Wspólnocie zarobki na poziomie 167 proc. średniej krajowej są obciążone łączną stawką 46 proc. całego kosztu pracy. W przypadku najmniej zarabiających to 37 proc. Różnica między pierwszymi a drugimi wynosi więc aż 9 pkt proc. – czyli dokładnie 2,5 razy więcej niż w Polsce.
Warto jednak zaznaczyć, że PIT odpowiada w Polsce za marginalną część opodatkowania kosztów pracy. To zaledwie 3,5 proc. w przypadku zarabiających dwie trzecie średniej krajowej i 7,7 proc. dla zarobków wyższych od przeciętnego wynagrodzenia o dwie trzecie. Wśród unijnych członków OECD to odpowiednio 12 i 23 proc. Tak niski wynik nad Wisłą to efekt m.in. wysokiej kwoty wolnej, która obniża efektywną stawkę. Poza tym w Polsce odrębnie płaci się jeszcze „podatek na zdrowie”, czyli składkę do NFZ. Progresywna reforma podatkowa musiałaby więc również obejmować reformę składki zdrowotnej, gdyż na samym PIT nie można ugrać zbyt wiele, chyba że zmiany byłyby radykalne.
Im więcej zarobku, tym mniej podatku
Opodatkowanie pracowników w ogóle nie przyniosłoby zresztą za dużo. Zamożni Polacy zwykle nie są zatrudnieni na umowę o pracę, więc wśród etatowców prawdziwych krezusów nie znajdziemy. Według danych z GUS w kwietniu 2024 r. wynagrodzenie rzędu 13 tys. zł miesięcznie brutto dawało miejsce wśród 10 proc. najlepiej zarabiających etatowców. Aby się znaleźć w ich zamożniejszej połowie, wystarczyło choćby minimalnie przekroczyć 6,5 tys. zł brutto (mediana wynagrodzeń). Realna progresja podatkowa wymagałaby więc objęcia nią również jednoosobowych działalności gospodarczych (JDG).
I to właśnie zaleca MFW w kolejnym punkcie: „Zajęcie się preferencyjnym i regresywnym traktowaniem osób samozatrudnionych”. Regresywnym, czyli zapewniającym stopniowy spadek wysokości klina podatkowego w miarę wzrostu dochodów – obecnie na JDG im więcej się zarabia, tym mniej procentowo przelewa się do sektora finansów publicznych. Wdrożenie zaleceń MFW wymagałoby więc przeniesienia wszystkich podatników liniowego PIT na skalę oraz obciążenia ich 9-proc. składką zdrowotną, którą płacą obecnie pracownicy i większość samozatrudnionych. Poza tym należałoby również urealnić składki emerytalne wszystkich JDG, które obecnie mają formę ryczałtową. Dodatkowe pieniądze z tego ostatniego trafiłyby do ZUS, ale dzięki temu państwo mogłoby ograniczyć coroczną subwencję budżetową dla funduszu emerytalnego – w pierwszej połowie tego roku wpływy do FUS wystarczyły na pokrycie tylko 85 proc. wydatków na świadczenia. Dopiero po takiej operacji warto byłoby wprowadzić dodatkowe stawki PIT obciążające najlepiej zarabiających.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy postuluje również reformę opodatkowania nieruchomości, by przybliżyć dochody budżetowe z tego źródła do unijnych standardów. Według publikacji OECD „Making property tax reform happen in China” z 2021 r. Polska jest jednym z ledwie trzech krajów członkowskich lub partnerskich, który stosuje wyłącznie podatek od powierzchni nieruchomości. Pozostałe dwa to Czechy oraz – co można zrozumieć, ponieważ tam to właśnie powierzchni jest jak na lekarstwo – Izrael. Około dwóch trzecich państw członkowskich i partnerskich stosuje podatek od wartości nieruchomości. W tej grupie znajdują się właściwie wszystkie państwa wysoko rozwinięte, nie licząc Wielkiej Brytanii i Szwajcarii, które znalazły się w ostatniej grupie – stosującej zarówno podatek od powierzchni, jak i od wartości (zależnie od rodzaju nieruchomości lub podatnika).
Ucywilizowanie podatku od nieruchomości w Polsce nie musi więc oznaczać obciążenia seniorek żyjących od dekad w obecnie już bardzo drogich mieszkaniach w centrach największych aglomeracji, bo można wprowadzić wyjątki. Przykładowo jeden lokal służący właścicielowi do zamieszkania mógłby być nadal opodatkowany na starych zasadach. Ewentualnie można to uzupełnić wysoką kwotą wolną – podatek katastralny obciążałby także lokal, w którym właściciel faktycznie mieszka, chyba że jego wartość nie przekraczałaby określonej kwoty. Dokładne określenie zasad i stawek to kwestia analizy, która niewątpliwie nie przekracza możliwości dysponującego potrzebnymi danymi podatkowymi Ministerstwa Finansów.
W razie czego MF zawsze może poprosić o dane jednostki samorządu terytorialnego, które byłyby głównym beneficjentem omawianych zmian. Nie oznacza to jednak, że dla budżetu reforma podatku od nieruchomości byłaby neutralna. Solidne dofinansowanie samorządów mogłoby odpowiednio zmniejszyć subwencje i dotacje płynące z budżetu państwa do kas wspólnot lokalnych.
MFW zauważa również problemy na polskim rynku pracy. Chociaż stopa bezrobocia w Polsce jest drugą najniższą w UE, zaraz za Czechami, wskaźnik zatrudnienia nadal jest tylko przeciętny. Według danych OECD w ostatnim kwartale zeszłego roku zatrudnienie miało 73 proc. populacji Polski w wieku produkcyjnym, co dało nam miejsce niemal dokładnie pośrodku rankingu. Średnia OECD była wyraźnie niższa i wyniosła 70 proc., jednak w aż 14 krajach członkowskich wskaźnik zatrudnienia wyniósł 75 proc. (Czechy i Wielka Brytania) lub więcej. W Holandii i Szwajcarii pracę miało ponad 80 proc. ludności w wieku produkcyjnym.
Aktywizacja bezrobotnych
Rozwiązanie problemów rynku pracy wymagałoby – według MFW – aktywizacji osób biernych zawodowo lub bezrobotnych. Aktywizacja powinna być skierowana szczególnie w stronę Polek, których wskaźnik zatrudnienia wynosi tylko 67 proc. i jest dużo niższy nawet od portugalskiego (niespełna 71 proc.), chociaż stopa bezrobocia jest w tym kraju dwukrotnie wyższa niż w Polsce. Warszawa powinna więc wzmocnić programy umożliwiające przekwalifikowanie, czyli zacząć wreszcie prowadzić aktywną politykę rynku pracy znaną chociażby z państw nordyckich. Według OECD na politykę rynku pracy Polska wydaje zaledwie 0,8 proc. PKB. Mające podobnie niską stopę bezrobocia Dania i Holandia przeznaczają na ten cel po ok. 3 proc. PKB. Poza tym, według MFW, wyższą aktywność zawodową kobiet można uzyskać „poprzez zapewnienie odpowiedniej opieki nad dziećmi i osobami starszymi”, a więc budowę większej liczby miejsc w dostępnych cenowo żłobkach i domach opieki.
Fundusz nie domaga się od Warszawy jakichś szczególnych cudów. Ekonomiści z Waszyngtonu nie nawrócili się nagle na marksizm. Oczekują, że Polska zacznie przypominać pod względem instytucjonalnym państwa, które przypomina już pod względem dochodów i rozwoju gospodarczego. Postęp ekonomiczno-społeczny to nie tylko wysokie zarobki, lecz także stworzenie całego otoczenia umożliwiającego rozwijanie potencjału każdego obywatela, nawet jeśli z różnych względów znalazł się on w trudniejszej pozycji startowej. To istotne szczególnie w kraju, który niedługo zacznie przypominać pod względem dzietności Koreę Południową. Gdy zaczyna brakować ludzi, to właśnie oni stają się najcenniejszym zasobem, więc warto zadbać, by żaden nie lądował na marginesie. Liberalni ekonomiści zza oceanu już to zrozumieli, niestety polskie elity władzy nadal tkwią na tych pozycjach, na których MFW owszem był, ale przed kryzysem z 2008 r. ©Ⓟ
Ekonomiści z Waszyngtonu nie nawrócili się nagle na marksizm. Oczekują tylko, że Polska zacznie przypominać pod względem instytucjonalnym państwa, które przypomina już pod względem dochodów i rozwoju gospodarczego