Jest w dziejach Starego Kontynentu rozdział pt. „Medyceusze”. Był to potężny klan, który przez 300 lat rządził Florencją – jednym z najważniejszych państw włoskich i kluczowym centrum politycznym i gospodarczym na mapie późno średniowiecznej oraz renesansowej Europy.

Dominacja Medyceuszy zaczęła się od Kosmy, który rozpoczął budowę imperium. Były lata 20. XV w. i trwała właśnie seria kampanii wojennych o dominację w północnej Italii. Z jednej strony sporu była Wenecja, z drugiej – Mediolan, a Florencja zmieniała alianse. Ale wojna nie jest tania. Trzeba kupić broń, zapłacić żołnierzom, wypłacić żołd najemnikom, odbudować się po zniszczeniach. A mówimy o czasach, gdy nie istniał system pieniądza fiducjarnego ani banki centralne. Pieniądz na wojnę państwa zdobywały w formie kredytów, spłacanych po złupieniu przeciwnika.

Największym kredytodawcą Florencji w tych czasach był właśnie Kosma Medyceusz Starszy – właściciel banku i jeden z najbogatszych ludzi Italii. W szczytowym okresie sfinansował nawet 50 proc. całego zadłużenia Republiki Florenckiej. Ale Kosma nie zamierzał tylko spekulować na wojennych zyskach. Jego interesowało przełożenie władzy ekonomicznej na polityczną. Udało mu się to, gdy w 1434 r. władze Florencji posłały po niego do Wenecji (wcześniej został z miasta wydalony) z błaganiem: „Wracaj i ratuj!”.

Medyceusz wrócił i uratował Florencję

Inwestując nie tylko w wojsko, lecz przede wszystkim w rozbudowę systemu podatkowego oraz ściągalność danin. Podjął też fundamentalną decyzję, która miała się stać znakiem rozpoznawczym rodu. Formalnie familia nigdy nie parła do zmiany systemu politycznego Florencji, państwo-miasto pozostało republiką z wielką liczbą urzędów wyłanianych w drodze wyborów oraz losowania. Pierwotnie w tym systemie (po włosku „tratte”) chodziło o to, by nie nastąpiło nadmierne wzmocnienie jakiegokolwiek ośrodka władzy. Medyceusze formalnie model utrzymali, lecz w praktyce zdominowali florencką demokrację. Tratte stało się fasadą, za którą kryło się faktyczne zaprzeczenie florenckiego republikanizmu budowanego od XII w.

Ostatnio ciekawą pracę ten temat opublikowali ekonomiści Marianna Belloc (Uniwersytet Rzymski La Sapienza), Roberto Galbiati (Sciences Po w Paryżu) oraz Francesco Drago (Uniwersytet w Katanii na Sycylii). Ich celem było pokazanie mechanizmów, które składały się na system polityczny stworzony przed ród Medyceuszy. Po pierwsze, przynależność do stronnictwa znacznie zwiększała szanse na uzyskanie dostępu do urzędów. I odwrotnie – powiązanie z przeciwnikami klanu stawało się stygmatem, który w praktyce czynił obywatela niewybieralnym. Jeszcze na początku lat 20. XV w. odsetek anty medyceuszowskich urzędników we Florencji wynosił 20 proc. ogółu. Trzy dekady później było ich już mniej niż 5 proc. Po drugie, w czasach rządów Medyceuszy piastowanie urzędu stało się źródłem osobistego bogactwa. Wcześniej rotacja na stanowiskach publicznych była na tyle duża, by nie mogły się wykształcić sposoby trwałego czerpania korzyści z piastowania urzędów. W czasach Medyceuszy zamożność rodzin sprawujących urzędy stale rosła, co widać, gdy się porównuje ich majątek z zamożnością reszty obywateli republiki. Trójka ekonomistów pokazuje to, używając współczynnika Giniego. I tak w 1420 r. wynosił on 0,2, zaś pół wieku później już 0,4 (w tej skali nierówności mieszczą się między 0 a 1; przy czym 0 oznacza pełną równość, a 1 sytuację, w której jedna osoba/klan ma wszystko).

Oczywiście dzieje Medyceuszy nie muszą nas ani trochę obchodzić. Ot, nic więcej niż kolejna historyczna ciekawostka. Ale jest w tej historii intrygująca rzecz: dziś także mamy system, który co innego obiecuje, a co innego nam przynosi. ©Ⓟ

Autor jest zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność” oraz publicystą wydawanego przez NBP „Obserwatora Finansowego”